Wreszcie można się uwolnić od wojów lub kochanków i wsłuchać w opowieść o hakimie, który musi
nauczyć się dużo więcej niż samej sztuki medycznej by zostać uzdrowicielem. Zaczyna się wszystko
od 'choroby prawego boku', czyli wyrostka, na który umiera matka małego Roba, wobec której
bezradni byli i ksiądz i cyrulik. Wiedzy, której pragnie, nie znajdzie na Zachodzie, musi wyruszyć w
podróż na Wschód, do perskiego Isfachanu, do samego Awicenny (Ibn Sina). W jego medresie nie
było specjalizacji wiedzy, razem uczono teologii, medycyny, filozofii i poezji. Tak jak przy stole
operowanego w niej na wyrostek sułtana byli razem muzułmanin, żyd i chrześcijanin. A w tym czasie
ogień pod medresę podkładali wspólnie religijni fanatycy i żądni władzy wojowie. Tysiąc lat później
lepiej radzimy sobie z wyrostkiem, ale dalej płoną ekumeniczne i oświecone medresy, a prawdziwych
hakimów jest jak na lekarstwo...