pięknie uchwycona głupota tłumu i "kozioł ofiarny". Ale jedno mnie zastanawia: jakimi
intencjami kierowały się poszczególne postacie? Jakoś nie udało mi się tego wychwycić.
Ciężki film, milion interpretacji. Chociaż bez wątpienia ważnym motywem filmu jest religijność. Trudno mówić o intencjach które kierowały bohaterami bo ja na przykład odebrałem to trochę na ten sposób:
- Fredersen jest stwórcą (Bogiem) zaprojektował całe metropolis i podejmuje wyroki (gdy zawodzi pracownik, "zwalnia go" co oznacza w pewnym stopniu zesłanie na dół (do piekła?) gdzie odbywa męki pracy [kara za grzechy?])
- Freder - syn Boży, schodzi do ludzi żeby podzielić ich los i ostatecznie pośredniczyć między nimi a Bogiem
- Maria - chyba nie trzeba tłumaczyć
- Rotwang - szatan wcielony (pomijając już pentagramy w jego chatce) prowadzi do skłócenia wszystkich i sieje wątpliwość wiary w Marię.
To po mojemu, dziękuje, dobranoc :P
Te porównania też dostrzegłam. Nie zmienia to faktu że oglądając zastanawiałam się: "po ch...j oni to robią?"
w tamtych czasach praca była zła ludzie zaharowywali się na śmierć... do dziś w Japonii to robią. Freder widzi ich niedole i współczuje chce pomóc...
Jedno się nie zgadza. Pamiętasz jak Rotwang wspominał o katakumbach, wspomniał też wtedy coś jakoby Metropolis miało 2000 lat.