Ponieważ musiał żyć z wyborem, którego dokonał i choć wybór ten zagwarantował mu samą skórę życia - to, czego pragnął (czy też, wydawało mu się, że pragnął), to stracił możliwość smaku, zatracił się w tytułowych słowach, w fikcji, odsunął od życia - stracił swoją szansę na zachowanie tego pomostu. Nie można już czerpać przyjemności, kiedy straci się smak. Nie można żyć, kiedy utknie się w fikcji.
Właśnie dlatego pisarz na końcu chciał się z nią przespać - lecz nie mógł. Bo wszystko, czego pragnął zostało stracone.
Porównanie, zwykłe porównanie... czyli sama wierzchnia warstwa życia, a nie całość :)
no toś pojechał! zatracił się w słowach i stracił smak, wybacz ale jak dla mnie to wyjątkowe pier***enie. Widać na końcu, że na pytanie czego chce we wspomnieniach przeprasza żonę czyli nadal ją kocha i zrobił to dla niej, chce wszystko cofnąć by było jak dawniej. Nie dlatego, że nie mógł czerpać przyjemności. Seks z piękną młodą dziewczyną zapewne przyniósłby mu dużo przyjemności, dopiero potem mogłyby odezwać się wyrzuty sumienia i wewnętrzny ból. To jeszcze bardziej oddaliłoby go od żony, do której pragnie wrócić. To tylko moja interpretacja, ale wydaje mi się, że twoja kompletnie nie ma sensu.
co za palant pisze o końcówce filmu w tytule posta? film pooglądany, WIELKIE DZIĘKI.
// spoilerz qrwa//
Gdyż to byłoby zbyt oczywiste, takie podupcenie na końcu rozwiązujące wszystkie zawiłości plotu jest często spotykane ale nie do końca najlepsze. Tu nie chodziło o odrzucenie tylko o wybór jakiego dokonał już wcześniej, ta młodzieńcza chęć postępowania "jak się powinno" znajduje tutaj swoją afirmację. Ta scena, jak dla mnie, ma pokazać iż bohater pozostał sobie wierny, choć wątek z ujawnieniem tożsamości starego nie poszedł po jego myśli- został poproszony o dochowanie tajemnicy, stary chciał aby posmakował noszenia na własnych barach tego brzemienia, niosącego delikatne i prawie niewyczuwalne cierpienie, powoli wyniszczające go od środka.
W świetle tego, bohater staje się postacią tragiczną, dokonuje wyboru wbrew utartym schematom, przeciwstawia się łatwym drogom stając się pewnego rodzaju moralnym nonkonformistą. Fakt, jest to troszkę głupie, zdaje się że tylko traci w imię swoich ideałów- lepiej zrobiłby, gdyby na samym początku olał starego, albo w końcu znowu go olał i wbrew niemu przyznał się do popełnienia plagiatu, lub wręcz kradzieży książki. Dwa razy postępuje pozorycznie wbrew sobie i temu co jest dla niego najlepsze.
Hmmm, dlatego zakończenie pozostaje otwarte, autor książki (Quaid), jakby powiela życie starego Ironsa, jest z żoną w separacji, co sugeruje, że już dawno nie są ze sobą, on jednak pozostał jej wierny (obrączka na ręce), ważniejsza jednak jest literatura- w świecie realnym jest już tylko połowicznie, dlatego nie może podupcyć sobie z całkowicie realną kobietą. Optymiści jednak, powiedzą, że młodszy autor (Cooper) po przeproszeniu żony wyjaśnił jej sytuację i przysiągł, że nigdy książka nie będzie ważniejsza od niej, młodą miłośniczkę swej prozy zaś zwodził tylko o separacji, gdyż chciał najpierw a dopiero potem dokonał wyboru, aby jednak z nią nie spać. Na końcu ostrzega ją przed światem prozy, jest on bardzo niebezpieczny i trzeba go jakoś nauczyć się okiełznywać, sam proces tworzenia wyniszcza, tak jak skrywane tajemnice i autor może stać się ofiarą własnego dzieła jak Irons.