W większości krótkie sceny. Nie zdążyłem wczuć się w daną sytuację, a już mam następną, w której pani jest ucharakteryzowana na dużo bardziej chorą. I tak przez całe 2 godziny. Później coś się dzieje i mówią o czymś co się działo między scenami, więc sobie myślę: hmmm, działo się coś ciekawego, szkoda, że powybierali najnudniejsze sceny, a tych ciekawych nie pokazali. Co więcej, przez takie krótkie sceny nie zdążyłem zapałać sympatią do bohaterów przez co jest mi obojętne czy umrą, będą żyli wiecznie, czy zmienią się w gołębia wlatującego przez świetlik.
Muzyka czasami coś plumka, ale nie potrafi dodać żadnego dramatyzmu, emocji do tego co widzimy na ekranie. A widzimy niewiele. Pani jest coraz bardziej chora i pan ją zabija. Chyba za to, że wypluła tą wodę, bo ogólnie nie sprawiała mu zbyt wiele problemów*.
*tzn. sprawiała, ale tego nie pokazali.
A teraz i tak przyjdą pseudokrytycy i nie czytając co napisałem stwierdzą, że nie mam racji, bo mam nick jaki mam.