"Miasto nieujarzmione. Robinson warszawski" (1950) - jesień 1944 roku, Warszawa jest już tylko morzem ruin. Polscy komuniści nie składają broni; dyskutują, planują i walczą. Niemcy mordują, rabują i niszczą a radziecki spadochroniarz - radiowiec dzielnie utrzymuje łączność z siłami na wschodnim brzegu Wisły, które skutecznie utrudniają nazistom życie.
Mimo całej propagandy, w obrazie kryje się wiele dobrych scen (niemieckie dobijanie miasta) a w ostrej ocenie skazanego na klęskę Powstania Warszawskiego nie sposób nie dostrzec gorzkiej prawdy (kto przy zdrowych zmysłach w ówczesnej sytuacji politycznej i militarnej mógł wierzyć w powodzenie przedsięwzięcia i nie zdawać sobie sprawy z nieuchronności masakry ludności cywilnej?). Co ciekawe w filmie kręcony zaledwie kilka lat po wojnie, nie zbrakło miejsca dla przyzwoitych przedstawicieli sił okupacyjnych - czyżby byli to przyszli obywatele DDR?
Godny uwagi obraz, momentami przykład zręcznej propagandy, momentami kawał dobrego wojennego kina.