Fakt gra Hopkinsa jest naprawdę zajebista. Odrazu można uwierzyć w jego postać i same jego
spojrzenie świadczy o Lecterze że nie jest to byle kto. A zbliżenie kamery na jego twarz w rozmowie
o owieczkach to mistrzostwo. Jednak i tak nie rozumiem dlaczego film jest 14 w rankingu...
Ucieczka Lectera jak dla mnie bardzo słaba SPOJLER motyw wycięcia twarzy policjanta i zrobienie
sobie z niej maski jest trochę żałosny jak na tak inteligentnego psychola. Pozatym finał filmu bardzo
słaby. Długo potrwa zanim wrócę do filmu.
Zgadzam sie, film jest dobry, ale nie powala na kolana. Zwlaszcza, jesli ktos czytal wczesniej ksiazke. Wedlug mnie poprzednia czesc (Czerwony smok) byla duzo lepsza.
W rankingu thrillerów na zacnym filmwebie zajmuje 2 miejsce :)
http://www.filmweb.pl/search/film?genreIds=24
Ja też nie rozumiem fenomenu tego filmu, ale zapewne chodzi o książkę, która podobna jest fenomenalna, a ekranizacja także niczego sobie. Z tego względu że nie dane mi było jeszcze przeczytać, produkcję oceniam na piękną ósemkę, bo jest do całkiem udany thriller.
Mało jest filmów tego rodzaju tak dobrze zrealizowanych. Oglądałam ,, Milczenie Owiec" już sporo razy i z chęcią oglądam jeszcze raz i jeszcze. Możliwe, ze tzw. ,,fenomen" tego filmu to właśnie genialna kreacja Hopkinsa, to on hipnotyzuje i wciąga w swój psychopatyczny wysmakowany świat.
Książki bardzo często są lepsze, niż ich ekranizacje, ale w tym przypadku nie ma powodów do narzekań. Ted Levine jest genialny, Hopkins...zawsze jest genialny, Foster wypada naprawdę dobrze...Atmosfera, jak przystało na porządny thriller, mroczna; fabuła ciekawa; kreacje głównych bohaterów na bardzo wysokim poziomie,i nie mam na myśli garniturów xD
Porównaj sobie fantastyczną trylogię Larssona i to co z niej zrobiono na potrzeby filmu. "Dziewczyna z tatuażem", zarówno w wersji szwedzkiej jak i amerykańskiej, to żenada.
Kiedyś, gdzieś znalazłem informację, że Harris, nie oglądał żadnego z filmów o Hannibalu, bo się bał, że przy pisaniu książek, będzie mimowolnie się do nich odnosił. (nie daję sobie uciąć głowy: informacja do sprawdzenia)
Co do trylogii Larssona, to się z tobą nie zgodzę. To znaczy inaczej. Po obejrzeniu amerykańskiej wersji "dziewczyny ...", byłem zauroczony filmem (jestem fanboyem Finchera i jest to film w iście jego stylu), książka natomiast mnie strasznie znudziła. Przeczytałem ok. 1/3 (wydaje mi się, że jest to odpowiednia ilość stron, by się przekonać, czy chcę się jeszcze dwa razy tyle spędzić nad lekturą) i mnie strasznie znudziła. Zbyt dużo postaci naraz, które moim zdaniem, nie były zbyt dobrze rozróżnione (zlewały mi się), czasem bezsensownie szczegółowe opisy (wymiękłem, jak facet opisywał po kolei co bohater wyjmuje z plecaka wraz z nazwami producentów). To znaczy wiesz, gusta, nie uważam się za znawcę książek, bo mało czytam książek fabularnych, ale ta książka mnie niczym nie zachwyciła. :)
Masz prawo do własnego zdania :) Mnie czasem, z zupełnie niewiadomych powodów, zachwycają kompletnie gnioty i bynajmniej nie przejmuję się opinią ogółu xD
Oj, tam, ale dlaczego od razu wychodzić z założenia "bo mi się podobają gnioty". :P
Czasem są to gnioty :P a mnie zachwycają. Co poradzisz? Nie zawsze trzeba analizować każdy szczegół, atmosferę, poziom gry aktorów, jakość scenariusza, czy geniusz reżysera. W niektórych przypadkach film ma po prostu to "coś" i tyle.
A no i na odwrót bywa, że arcydzieła nie zachwycają.
"Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca. " - Cytując Gombrowicza :)
Nie no luz, ale moim zdaniem poprzestawać na tym, że mnie zachwycają gnioty jest takie mało rozwijające. Ja zawsze uważam, że jeśli coś mnie zachwyca, to dobrze dotrzeć do owego "tego czegoś" co stanowi o tym zachwycie :) (a nuż faktycznie, inni się nie znają i nie widzą piękna danego dzieła, które ty dostrzegłaś?)
O gustach można dyskutować, byle rozumnie :)
Zapodam jeszcze jeden z moich ulubionych fragmentów literackich:
"Telewizję uważałem za podłą, zanim zaczęła mnie pociągać. Spoglądałem z litością i pogardą na tych, którzy ją lubili. Dopiero teraz jestem w stanie dostrzec w niej dobre rzeczy. Czy aby na pewno? Otóż wierzę, że choć pewne rzeczy się nie zmieniły, jestem teraz lepszym człowiekiem niż wtedy. Czy mogę jednak być tego pewny, skoro wraz z upodobaniem do telewizji nabrałem pewnych standardów osądu, które z wcześniejszej perspektywy wydawały mi się zdeprawowane i zepsute? Wedle moich wcześniejszych standardów, jestem obecnie zdeprawowany, zepsuty i nieszczęśliwy, choć sam o tym nie wiem. Natomiast wedle tych którymi, którymi kieruję się obecnie, owe wcześniejsze standardy były niemądre, pełne uprzedzeń i pozbawiały mnie ogromu piękna. Które są słuszne?"
- z Alexander Nehamas - "Bo tylko tam życie człowieka warte jest życia: w kontemplacji samego piękna Platon, Uczta 211d" - komentarz do Uczty Platona
Jestem pod wrażeniem :) Wracając do mojej wypowiedzi - obawiam się, że nastąpiło drobne nieporozumienie. Nie powiedziałam, iż mój zachwyt budzą wyłącznie gnioty xD Po prostu nauczyłam sie nie przywiązywać zbyt wielkiej wagi do opinii ogółu, czy też recenzji tzw. "specjalistów". To nie jest narcyzm, a całkiem zdrowa wiara we własne możliwości osądu.
Piękno jest pojęciem względnym, dlatego, wybacz określenie, olewam wszelkie kanony :P
No, nie - pozostałe filmy są słabiutkie. Natomiast pozostałe książki Harrisa są tylko nieco gorsze od "Milczenia...." . Harris pisze sprawne, rzetelne thrillery. Film Demma to rzecz wybitna, prawdziwe Arcydzieło.
To jeden z tych przypadków, kiedy ma się do czynienia z dwoma dziełami z wyższej półki. Na mnie film zrobił ogromne wrażenie i, chociaż z reguły wolę literackie pierwowzory, tym razem powstrzymam się od wszelkich porównań.
Naprawdę nie podobał Ci się "Czerwony smok"? pytam z czystej ciekawości :)
Nie. I pisze to starając się być obiektywny – czyli nie oceniając filmu przez pryzmat poprzednika, tylko jako po prostu film. I nawet gdybym wcześniej nie widział „Milczenia...” i tak uznałbym ten film za wtórnym, drętwym, robionym bez polotu i na siłę – bo takie wrażenie odniosłem go oglądając. „Smoka.....” też czytałem, jako nastolatek kilkanaście lat temu i mi się podobał. Nie tak jak „Milczenie....” ale również był świetnie napisany.
Ja też wolę literackie pierwowzory. Czasem adaptacje czy ekranizacje są lepsze. Tak jest z „Dzieckiem Rosemary”, tak jest z „Lśnieniem”. W tym ostatnim przypadku o wyższości filmu zdecydowało jedynie zakończenie. U Kubricka było ono mroczne, u Kinga mieliśmy najgorszy happy end jaki przeczytałem w opowieściach grozy. Cukierkowaty, naiwny i pasujący do reszty historii jak pieść do zadu. Nie wiem jak King mógł coś takiego napisać. Podobno facet miał w latach 70 – tych problemy z gorzałą – pewnie sobie za dużo łykną na finiszu pisania książki.
Ok, rozumiem. Ja nie potrafię zdobyć się na obiektywizm, kiedy na horyzoncie pojawia się Ralph Fiennes. Zresztą czytając książkę mam zwyczaj, pewnie nie tylko ja, wyobrażać sobie bohaterów, a moje wyobrażenia niekoniecznie pokrywają się z opisem postaci. Ralph to był, moim zdaniem, strzał w dziesiątkę i właśnie dzięki jego kreacji film zrobił na mnie wrażenie. Może nie powalił na kolana, ale w pełni usatysfakcjonował.
Co do Kinga...facet miał problemy nie tylko z alkoholem i nie tylko w latach 70-tych ;) Zresztą czemu się dziwisz? Kocham jego książki nie ze względu na szczęśliwe zakończenia lub ich brak, a za atmosferę, w budowaniu której jest mistrzem. Po prostu czujesz ją każdą komórką: gęstą, mroczną, pulsującą złem. Pewnie dlatego czasem go ponosi i próbuje wprowadzić odrobinę optymizmu. Wiesz, dla równowagi.
Ralf jest faktycznie świetny.... szczególnie w tych filmach gdzie gra skończonego gnoja, albo psychopatę, tak na marginesie Ci powiem. I w „Smoku...” grał dobrze – przyznaję, to był plus tej produkcji. Wiesz, to że mi się nie podobał ten film, nie oznacza, że jest zły. Nie jestem i, jak nie zgłupieję do reszty, nigdy nie będę jednym z wyjątkowo profesjonalnych znawców kina, którzy uznają siebie samych za wyrocznie, a swoje oceny za prawdę objawioną.
Ja nie wymagam od opowieści grozy (będę, pozwolisz, stosował ten termin, wole go od określenia horror – opowieść grozy i brzmi dostojniej, i jest terminem szerszym, dla mnie „Milczenie owiec” jest opowieścią grozy) aby kończyły się źle. „Milczenie...” tak się nie kończy, i mi to wcale nie przeszkadza. Zakończenie ma być dobre – a czy psychopata zginie, czy zrobi z bohaterki kolejną kamizelkę z cyckami, to już kwestia drugorzędna. Dla mnie, oczywiście, nie dla bohaterki
Fiennes jest typem niegrzecznego chłopca i dlatego tak świetnie odnajduje się w roli, jak to trafnie określiłeś, "skończonego gnoja" lub "psychopaty". "Angielski pacjent" odrobinę odbiega od tego schematu, ale odnajduję w nim tę mroczną melancholię, typową dla RF.
"Kamizelka z cyckami"...przyznaję, nigdy nie pomyślałabym, że mogę się tak serdecznie uśmiać rozmawiając o "Milczeniu owiec" :) A tak zupełnie poważnie - lubię równowagę, dlatego odrobina optymizmu zupełnie mi nie przeszkadza. Poza tym jestem kobietą, więc zwroty akcji w stylu "żyli długo i szczęśliwie" lub "dobro zawsze zwycięża" są tym, co, czasem nawet wbrew logice, najbardziej do mnie przemawia. Moja mroczna strona świetnie reaguje na "Bezsenność" ( książka, nie film ), ale czasem wyłazi ze mnie ta niezdrowa potrzeba przemalowania sypialni na różowo i po raz "-...siąty" sięgam po Dickensa. Jak widzisz konsekwencja nie jest moją mocną stroną. "Misery" lub "David Copperfield" i cóż mogę poradzić.
Z jednym zgodzę się bez zbędnych dyskusji: zakończenie musi być dobre vide satysfakcjonujące. Bez tego nawet najlepsza książka lub film pozostawiają uczucie niedosytu.
Nie, jednak palnąłem głupotę. Nie zrobiłby sobie tej kamizelki z dzielnej Starling. Buffalo Bill potrzebował dziewczyn takich, no, trochę większych, a Jodie to taka chudzina. No chyba żeby Satrling grała Renée Zellweger z czasów Brigide Jones. Wyobrażasz sobie? Brigide Jones w pogoni za Jame Gumbem?
Przepraszam.
I tym optymistycznym (?) akcentem pragnę podziękować za dyskusje, i życzyć dobrej nocy. Wielkiej, zresztą.
Z Bridget Jones mógłby zrobić całkiem zgrabny komplecik, a pomysł, nie powiem, dość ciekawy.
Ja Tobie również dziękuję za interesującą wymianę poglądów i Wesołego Alleluja.
Ps. Z Bridget w roli głównej każdy akcent jest optymistyczny
- Dobrze! - rzekł Wołodyjowski.
Dał się słyszeć świst krótki, straszny, potem stłumiony krzyk... jednocześnie Kmicic rozłożył ręce, szabla wypadła mu z nich na ziemię... i runął twarzą do nóg pułkownika...
Specjalnie założyłem konto aby ci oznajmić, że mało kto się z tobą zgadza plebejski ignorancie.
choć film jest dobrze zagrany i zrobiony, budzi we mnie obrzydzenie/odrazę. Nie podobają mi się choćby nie wiem jak atrakcyjne portrety psychopatów.
Wydaje mi się, że ten film trochę się zestarzał. To film z 1991 roku. Spójrz na inne filmy z tego roku: terminator 2, thelma i luise, hook.
Wczoraj sobie obejrzałem właśnie milczenie i niektóre chwyty przy budowaniu napięcia, montaż etc. już nie robią takiego wrażenia jak kiedyś, a wręcz są już opatrzone i wydają się strasznie sztuczne. Dawno nie oglądałem innych filmów, które wymieniłem wcześniej, ale podejrzewam, że można im zarzucić podobne problemy, jak milczeniu.
Wcale nie mówię, że trzeba koniecznie brać poprawkę na to, kiedy powstał ten film, ale myślę, że warto mieć to na uwadze. Część filmów starzeje się bardziej. Inne mniej.
(Wybacz, ale spojrzałem na twój profil i to jakie filmy wrzuciłeś do ulubionych. To np. Matrix moim zdaniem bardzo szybko się starzeje. Jest to typowy film lat w których powstaje i myślę, że za 100 lat będzie kuł w oczy niczym nosferatu, który może jarać tylko pasjonatów, tym czasem pulp fiction aż tak bardzo moim zdaniem się nie zestarzeje i jestem raczej wstanie go porównać do Metropolis, czy Gabinetu dr.Calighari, które mimo swoich lat i ewidentnej przynależności do konkretnej epoki, są filmami, które się ogląda z zaciekawieniem - oczywiście każdy się może nie zgodzić się z moim zdaniem na temat powyższych filmów)
Oczywiście że brałem poprawkę na to jak stary jest ten film. Jednak i tak nie rozumiem co jest tak fantastycznego w tym filmie, może rzeczywiście jest to przyczyna gry Hopkinsa o której wspomniałem wcześniej. Ucieczka Lectera i motyw z maską - to co napisałeś dało mi jednak trochę do myślenia i może rzeczywiście ponad 20 lat temu ludzie byli zachwyceni tym motywem. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, dzisiaj coraz trudniej zaciekawić widza. Na przykład dajmy gatunek horrorów - wyobraźmy sobie stworzyć postać/potwora z horroru która była bo poprostu straszna i każdy na jej widok by się jej przestraszył. Według mnie corat trudniej to wykonać, bo gdyby dzisiaj wyszła pierwsza część "Piątku Trzynastego" ludzie nie widzieli by w tym filmie nic strasznego... I nie obrażam tutaj tego filmu bo jest jak najbardziej bardzo dobry. Pozdrawiam :)
A teraz mamy 21 wiek a i tak żaden horror nie sprawił, że dosłownie CAŁY film trzymał mnie w napięciu, od początku do końca.
Jeżeli nie rozumiesz co to sentyment i że ktoś w przeciwieństwie do ciebie miał dzieciństwo, i oglądał wtedy filmy fantasy min. Harry Potter to proponuje dalej się "bryn dzlować" czy co tam wolisz.
Co cię to obchodzi ile mam lat ? Szczycisz się że żyłeś w czasach tych filmów? Akurat wszystkie te filmy też oglądałem. I co? No właśnie o to chodzi że nic, nieważny jest wiek by oceniać filmy. Pozdrawiam
Nie zwracaj uwagi na takie teksty. Uwielbiam HP, zarówno książki jak i ekranizacje, co nie przeszkadza mi doceniać klasycznych produkcji. W ogóle co to za argumentacja?
Jak pojawiły się Gwiezdne wojny i Obcy, to ciebie, Murzynku nie było jeszcze na świecie. Zatem nie wyjeżdżaj tu z wydumanymi sentymentami, bo ze swoim dzieciństwem to się najwyżej na Terminatora dwójkę łapiesz, panie killafornia, pasikonik, kiki_zjada_guziki, funkadelic, black_bastard.
-Jak sama wspomniałaś kreacja postaci Hannibala (i genialny Antony Hopkins w tej roli).
-Mistrzowskie budowanie napięcia po koniec, kiedy Clarice weszła do mieszkania mordercy. W momencie gdy gaśnie światło emocje sięgają zenitu.
-Niedopowiedziana końcówka. Działa na wyobraźnię. Nie stawia widza przed dokonanym, a to duży plus.
-Psychologia. To jak Hannibal rozgryzł na czym polega tytułowe "Milczenie owiec" w głowie głównej bohaterki. Ujawnił przed nią coś, o czy pewnie sama nie miała pojęcia, a siedziało głęboko w jej podświadomości.
-Zwroty akcji. Dla mnie scena ucieczki Lectera jest nadal bardzo dobra i zaskakująca.
Tak po krótce, z tych powodów film mi się podobał i uważam go za Arcydzieło.
Ja też nie rozumiem fenomenu, film naprawde średni. Może jestem głupią zboczoną gimbuską, ale w to wątpię :D Lubie filmy typu Silent Hill czy The Ring. Wiem , że milczenie owiec to nie horror, ale chodzi mi tu o fabułę.