Chyba jeszcze nigdy żaden film nie podzielił tak widowni na pol jak ten. Jedni go ubóstwiają,inni nie znoszą. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Jak się za niego zabierałem,liczyłem na wybitne dzieło,które powali mnie na kolana i które długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. A co otrzymałem ? Mase nielogicznych(?) scen i pozornie(?) niepowiązanych ze sobą ujęć,które miały w cudowny sposób połączyć sie ze sobą w jedna spójną całość pod koniec filmu,dając makabryczne rozwiązanie,udowadniajace,że warto było stracić te ponad dwie godziny. Nie boję się przyznać,że po skończonym seansie kompletnie nic nie rozumiałem z filmu,i będąc poirytowanym takim stanem rzeczy,szukałem odpowiedzi w internecie,a przede wszystkim na forach( tutaj,na filmwebie). Powiedzmy,że już jestem oswiecony i chodziło o sen. Ze ponad połowa filmu to senne majaki głownej bohaterki. I co ? I to już ? To ma być arcydzieło ? Jakieś niezwykłe widowisko filmowe,i mam teraz upasc na kolana i zachwalac ten film ? Dlaczego ? Na czym polega wyczyn ?Straciłem 2h i 20 min,nastepnie znowu mnóstwo czasu na szukanie odp na różnych forach,a wszystko sprowadza sie do snu . Dla mnie to klasyczny przerost formy nad treścią. Szkoda czasu