PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=485802}

Musimy porozmawiać o Kevinie

We Need to Talk About Kevin
7,4 100 597
ocen
7,4 10 1 100597
7,8 27
ocen krytyków
Musimy porozmawiać o Kevinie
powrót do forum filmu Musimy porozmawiać o Kevinie

W tytule chodzi mi o osobę psychopatyczną w znaczeniu medycznym tzn. pozbawioną zrozumienia więzi międzyludzkich.
Film pokazuje (chociaż trzeba zobaczyć dwa razy), że z pozoru inteligentna i normalna matka wychowała człowieka bez uczuć, postrzegającego swoją rodzinę i innych ludzi jako zwierzynę do odstrzału.
Po prostu - małe dziecko trzeba akceptować - a tego właśnie nie zrobiła matka. Może usprawiedliwieniem dla niej jest to, że było to pierwsze dziecko (drugie było już raczej normalne) a ojciec zbytnio się nie angażował w wychowanie.
W każdym razie 9/10 również za wspaniałą muzykę.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

W tym filmie to matka jest postacia pierwszoplanowa, wszystko widzimy jakby jej oczami, przez pryzmat jej totalnej bezradnosci. W tytule filmu mamy slowo "we" czyli "my", wiec chodzi o oboje rodzicow. To oni "mieli" porozmawiac o Kevinie, ale nigdy dojrzalej rozmowy na jego temat nie przeprowadzili, w zaden sposob nie potrafili problemu Kevina (i wlasnego) rozwiazac. A potem bylo juz za pozno.

ocenił(a) film na 9
per333

psychopatia to jest taka sama choroba jak autyzm. wychowanie nie ma nic do tego, z jakim rodzisz się mózgiem. ewentualnie jakieś czynniki fizyczne, np warunki zewnętrzne w okresie ciąży moga mieć wpływ. Ale najłatwiej nic nie czytać, tylko zwalić na matkę. Nikt jakoś nie ma zastrzeżeń do postawy ojca, który bagatelizował problemy, był tylko od święta i od zabawy.
Jeszcze jeden trop, który wam umknął - chłopak brał prozac. To lek, po którym była cała seria morderstw dokonanych przez nastolatki. Zanim zaczniecie wieszać psy na matce, poczytajcie trochę.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Mozesz zdradzic forumowiczom skad czerpiesz swoja wiedze? Bo to co piszesz to sa jakies totalne rewelacje, nieznane srodowiskom naukowym. Od kiedy osobowosc dyssocjalna, dawniej nazywana psychopatyczna, uwazana jest za wrodzona? Od kiedy jakakolwiek osobowosc uwazana jest za wrodzona? Owszem, jednym z czynnikow, ktory ksztaltuje rozwoj osobowosci sa tzw. cechy biofizyczne, ale jest to tylko jeden z wielu czynnikow.

"Osobowość kształtowana jest przez całe życie, szczególnie w okresie dzieciństwa oraz młodości poprzez wpływ bodźców zewnętrznych w procesie socjalizacji, a także własnej aktywności jednostki."

Nie istnieje zadna szkola, ani w psychiatrii ani w psychologii, ktora zakladalaby, ze czlowiek rodzi sie z uksztaltowana osobowoscia. Teoria uzytkownika "To-co-bierzesz" jest teoria niespotykana.

ocenił(a) film na 9
per333

przeinaczasz moje slowa. nigdzie nie mowie, ze czlowiek rodzi sie z uksztaltowana osobowoscia! Mowie jedynie, ze ludzie przychodza na swiat z roznymi zaburzeniami, wiec wychowanie to nie wszystko i niejedyny klucz do ich zrozumienia.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Osobowosc antyspoleczna nigdzie nie jest nazywana zaburzeniem wrodzonym. Jest to zaburzenie jak najbardziej nabyte w procesie ksztaltowania sie osobowosci tzw. nieprawidlowej.

ocenił(a) film na 9
per333

czepiasz sie slow, a nie chcesz zrozumiec co mowie. Twoja sprawa.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Przeciez wyraznie napisales:

"psychopatia to jest taka sama choroba jak autyzm."

To stoi jak wol. Otoz mylisz sie. Osobowosc dyssocjalna, kiedys nazywana psychopatyczna, NIE JEST TAKA SAMA CHOROBA jak autyzm. Niewiele z autyzmem ma wspolnego w sensie genezy powstawania. Osobowosc dyssocjalna/psychopatyczna/antyspoleczna jest niekiedy traktowana jako zaburzenie psychiczne, jak najbardziej NABYTE, nie wrodzone.
Zreszta co ja tu bede pisal o tym. Najlatwiej wyprowadzisz sie z bledu jezeli o tym cos poczytasz, czegos sie o tym dowiesz. W necie, przy odrobinie wysilku, znajdziesz o tym pare artykulow, materialow, informacji. Jezeli naprawde jestes ciekaw jak powstaje tego rodzaju osobowosc, to zapraszam do lektury.

ocenił(a) film na 9
per333

Dopiero teraz zauwazylam Twoja odpowiedz. Uwazam, ze psychopatia JEST CHOROBA, w tym sensie to zjawisko takie samo jak autyzm.

Zdumiewajaco latwo wydajesz diagnoze Kevina i stwierdzasz, ze byl on osobowoscia psychopatyczna. Ale nawet jesli bedziemy trzymali sie tej tezy, to wciaz geneza jego zaburzen mogly byc czynniki genetyczne lub np byc uszkodzenie układu nerwowego, nabyte w okresie plodowym, a wiec, de facto, wrodzone.

Ja nie widze innych przyczyn zaburzen Kevina, niz wrodzone. Dorastal w dobrych warunkach, w normalnej rodzinie, bez patologii, przemocy, obdarzony uwaga rodzicow itd. W filmie nie pokazno niczego, co wskazywaloby ze jego osobowosc zostala NABYTA. Owszem, to nie byli rodzice idealni, ale takich nie ma. Z pewnoscia rodzice takze ponosza odpowiedzialnosc za to, co sie stalo. Ale w przypadku dziecka, ktore przyszlo na swiat zdrowe, takie zachowania rodzicow nie doprowadziloby do tragedii. Dlatego musialy byc inne przeslanki niz oddzialywanie czynnikow srodowiskowych i wychowawczych.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

To co Ty uwazasz nie ma zadnego znaczenia. Mozna wzruszyc ramionami i tyle. Ty moze uwazac, ze stolica Norwegii jest Sztokholm, ale kto sie bedzie tym przejmowal? Najwazniejsza jest wiedza, a Ty nie tylko takowej nie posiadasz, ale nawet nie masz ambicji by sie czegos w temacie dowiedziec. Dosc charakterystyczne dla okreslonego sortu ludzkiego.
To co ja moge Tobie doradzic - skup sie, zacznij czytac, wsluchiwac sie, dowiadywac, zasiegac informacji, moze cos z tego wyniesiesz dla siebie. Najgorsze co mozesz zrobic to zmyslac sobie jak 15 letni dzieciak na bazie totalnej ignorancji. Nie wypada po prostu.

ocenił(a) film na 9
per333

Napisalam, co 'uwazam' zeby wyjasnic moje stanowisko, poniewaz przeinaczasz moje slowa.
Jezeli wedlug ciebie 'zmyslam' ze w okresie plodowym moga miec miejsce uszkodzenia mozgu oraz ze moga one byc geneza zaburzen nerowowych, miedzy innymi osobowosci dysocjacyjnej oraz ze z fabuly wynika, ze nic innego nie moglo byc przyczyna.
- to mi rece opadaja. Po prostu nie umiesz czytac ze zrozumieniem, tylko wymachujesz w powietrzu jakas blizej niezidentyfikowana wiedza, do ktorej niby ty masz dostep, a ja sobie 'zmyslilam'.

Trudno dyskutowac, jak schodzimy w kierunku osobistych wycieczek 'okreslony sort ludzki' . Tak sie mowi o produktach przemyslowych, o rzeczach, nie o ludziach. Widze, ze Ci nerwy puszczaja, albo nie panujesz nad slowem, wiec porada by sie skupic i zaczac wiecej czytac to chyba raczej chyba Tobie bardziej pomoze niz mnie.
Nie mam tylu porad dla Ciebie, co Ty dla mnie, jednak to ostatni raz, jak odpowiadam Ci na wycieczki osobiste. Radze skupic sie na filmie a nie na dlugich przemowach jakim sortem ludzkim jestem. Dziekuje.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Co to jest "osobowosc dysocjacyjna"? Znowu sobie cos zmysliles/uroiles i pragniesz by inni Twoje urojenia podzielali? Dysocjacyjne moze byc zaburzenie, a nie osobowosc. Zaburzenie dysocjacyjne to kompletnie inne pojecie niz osobowosc dyssocjalna.
Licza sie fakty i obserwacje/badania naukowe, a nie to co sie Tobie wydaje. Jak mozna wypowiadac sie na temat, o ktorym sie nie ma bladego pojecia? Wrazenia/wyobrazenia/objawienia to troche za malo by prowadzic w temacie dyskusje. Dlatego jeszcze raz odsylam Cie do literatury naukowej poswieconej pojeciu "osobowosci dyssocjalnej". Twoje "wrazenia" czym jest osobowosc dyssocjalna, wrazenia, za ktorymi nie stoi zadna konkretna wiedza nie maja najmniejszej wartosci. Powtarzam: dla Ciebie stolica Norwegii moze byc Sztokholm, ale czy Twoje "wrazenia" czy "wyobrazenia" o norweskiej stolicy moga zmienic rzeczywistosc?

Z Twoich postow wynika, ze nawet slowa "osobowosc" nie potrafisz zrozumiec.

ocenił(a) film na 9
per333

Nie umiesz dyskutowac, masz ochote pojechac mnie osobiscie, a sam nic konkretnego nie wnosisz. Odsylasz mnie do literatury naukowej, ale to bardzo ogolne wyrazenie, ktore jedynie stwarza pozory wiedzy. Nie podales ANI JEDNEJ informacji, ktora mialaby potwierdzac Twoje tezy lub te wiedze, o ktorej tak gromko krzyczysz. Prosze o konkrety, a Ty wtedy robisz wycieczki na temat moich urojen. Wybacz, wchodze na ten portal porozmawiac o kinie, a nie odpierac zarzuty osobiste.

Jednak temat zostal podjety, wiec odpisze, chociaz nie licze na to, ze znajde w Tobie partnera do dyskusji.

Zainteresiwanych tym wg mnie jalowym sporem moge odeslac chociazby do podrecznikow akademickich Bilikiewicza - Repetytorium psychiatryczne, oraz Psychiatria. Nie wiem, ktore strony, bo korzystalam z tego daawno temu.
Ponadto K. Pospieszyl w ''Psychopatii'' mowi o czynnikach genetycznych i fizjologicznych ktore moga byc przyczyna. Nie musza. Wymienia takze czynniki srodowiskowe. Jednak w filmie nie ma pokazanych takich czynnikow, ktore moglyby stanowic jedyna geneze zaburzen Kevina.
Cytat, ktory najlepiej wyraza moje poglady pochodzi z "Psychologii dziecka niedostosowanego" R8 tegoz autora:
"Grupę czynników biologicznych wpływających na zachowanie się człowieka traktuje się obecnie jako układ różnego rodzaju podatności na określony typ zaburzeń. To zaś, czy owo zaburzenie wystąpi oraz jakie będzie miało objawy i przebieg, zależy od doświadczeń danej jednostki wynikłych z jej obcowania z innymi ludźmi, czyli od wpływów społecznych."

ocenił(a) film na 9
per333

BARDZO CIEKAWY jest rowniez wywiad z psychologiem dzieciecym w Gazecie Wyborczej:

"Kiedyś psychologowie byli zdania, że to, jak rozwijają się stosunki między dzieckiem a matką, zależy wyłącznie od matki. Teraz wiemy, że to zależy od obojga. Żeby między matką a dzieckiem powstała tzw. bezpieczna więź, musi zachodzić taki taniec interakcyjny. To jest rozmowa, która się bez przerwy toczy. Matka uśmiecha się do dziecka, dziecko uśmiecha się do matki. Ono coś gaworzy, ona odpowiada. Natura tak nas stworzyła, że to budzi coraz większe uczucie. Natomiast jeśli mamy dziecko, które nie odpowiada na nasz uśmiech, albo dziecko, które nas odpycha, kiedy bierzemy je na ręce, nie utrzymuje kontaktu wzrokowego, ciągle płacze, to stworzenie więzi jest utrudnione. Dziecko robi się coraz bardziej uciążliwe, a w nas rośnie niechęć do niego. Wzajemne odpowiadanie na uśmiechy czy wokalizacje jest nagradzające i dla matki, i dla dziecka.

Te tzw. trudne dzieci, które dużo płaczą albo mają cechy autystyczne, albo są chore, są trudne do opieki, bo nie reagują na sygnały płynące od matki, więc jej nie nagradzają"
Calosc:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,10915937,Jestem_matka__Nie_ko cham_swojego_dziecka.html

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Smieszne jest to, ze cytujesz teksty, ktorych nie potrafisz zrozumiec. Pieprzysz takie farmazony, ze to szok np. stwierdziles, ze psychopatia to taka sama choroba jak autyzm i podobne sa jej przyczyny. Potem pomyliles zaburzenia dysocjacyjne z osobowoscia dyssocjalna. To tak jakbys nie potrafil odroznic lunatyka od lunety. Dla kogo Ty chcesz byc partnerem do dyskusji z taka inteligencja? To sie nazywa analfabetyzm funkcjonalny czyli nieumiejetnosc rozumienia tego co sie czyta, brak precyzji w wypowiedzi, mylenie pojec, nierozumienie ich znaczenia. Co groteskowe nieco - Ty masz do mnie pretensje o to, ze sie ciagle we wszystkim mylisz. Moglbys wyjasnic w jaki sposob jestem temu winien? Czy zmusilem Cie to tych smiesznych, absurdalnych pomylek? Nie sadze.
Masz mala wiedze i masz wyrazne problemy, zeby swoja wiedze poglebic, zeby przyswoic sobie pewne okreslone fakty. Ubzdurales sobie, ze osobowosc dyssocjalna ma cos wspolnego z autyzmem i ze inna jej nazwa jest "zaburzenie dysocjacyjne". Rece opadaja. Moze jestem dla Ciebie niezbyt mily, ale z takimi jak Ty nigdy nie ma dyskusji. Nie chce sie z Ciebie nabijac, ale dla mnie to jest co najmniej osobliwe prowadzic rozmowe w temacie, o ktorym sie nie ma zielonego pojecia. Wiedze zastepujesz wrazeniami, wyglaszasz idiotyczne stwierdzenia, z ktorych potem nie masz odwagi sie wycofac. Gdy ktos wyjatkowo glupi z pelnym przekonaniem oznajmia, ze stolica Slowacji jest Marsylia to co ja mu moge odpowiedziec? Jak takiego przekonac? Jestem bezradny. Odsylam do informacji, do definicji, do prostych latwo weryfikowalnych zrodel, ale glab zaperza sie, czuje sie obrazany i nadal twierdzi, ze to on ma racje, gdy mowi, ze stolica Slowacji jest Marsylia. To jest bez sensu.

użytkownik usunięty
per333

Czytałem Waszą dyskusję z ciekawością, bo liczyłem na jakieś konkluzje. Jednak konkluzji brak. Nie byłem w stanie na słowo zawierzyć Twojej - @per333 - opinii, nie popartej żadnym źródłem, dlatego zacząłem czytać źródła. A moje wnioski są takie, że jeśli ktoś tu "pieprzy farmazony", to nie @to-co-bierzesz, tylko raczej właśnie Ty sam.

Mam następujące uwagi, które - mam nadzieję - trochę otrzeźwią Cię z samozachwytu intelektualnego, w jaki popadłeś w powyższej wymianie zdań (oczywiście to moje prywatne opinie, więc jeśli uważasz, że jesteś nieomylny, czyli nie popełniasz w swoich rozumowaniach żadnych błędów, to z góry uprzedzam, że czytanie tego nie będzie miało dla Ciebie żadnego sensu, bo ja właśnie podważam większość Twoich opinii):

1) Czym innym są fakty (takie, jak - "stolica Polski to Warszawa"), a czym innym naukowe hipotezy (na przykład na temat możliwych przyczyn osobowości dyssocjalnej).

2) Psychologia jest raczkującą nauką, która zresztą z nauką ma cokolwiek wspólnego od bardzo niedawna (odkąd połączyła się z biologią), bo wcześniej to była co najwyżej statystyka i wróżenie z fusów. Twoja niezachwiana wiara w nieomylność psychologii jest moim zdaniem zbyt daleko posunięta - mówiąc łagodnie. Mózg ludzki jest tak złożonym tworem, że chociaż zaczynamy rozumieć coraz więcej, to i tak badania naukowe prowadzone przez psychologów przypominają badania nad czarną skrzynką (na zasadzie obserwacji reakcji na określone bodźce), czyli bez rozbierania na czynniki pierwsze (bez prawdziwego zrozumienia mechanizmów tych reakcji na bodźce). A dopóki to rozebranie na czynniki pierwsze nie nastąpi, dopóty żadna hipoteza psychologiczna nie będzie prawdziwą naukową teorią, tylko pozostanie w sferze mniej lub bardziej uzasadnionych fantasmagorii.

3) Pamiętając więc, że pozostajemy cały czas w sferze naukowych fantasmagorii, a nie niepodważalnych faktów (takich, jak "stolica Polski to Warszawa"), muszę Ci powiedzieć, że obecne stanowisko psychologów w kwestii "osobowości dyssocjalnej" jest moim zdaniem zupełnie inne niż to, które Ty przedstawiasz. Nawet proste wejście na Wikipedię pozwoliłoby Ci przez chwilę zastanowić się nad swoją niezachwianą pewnością, że wiesz, o czym mówisz. Obecnie bowiem psychologowie (przeważająca większość) uważają, że "osobowość dyssocjalna" jest uwarunkowana genetycznie, a jedynie w pewnym zakresie wzmacniania, bądź osłabiana przez czynniki środowiskowe. A zatem geneza jest identyczna jak w przypadku autyzmu. Żeby oddać Ci sprawiedliwość - dyskutuje się też możliwe przyczyny związane z zaburzoną równowagą hormonalną, co może mieć z kolei przyczynę w zaburzeniach rozwoju centralnego układu nerwowego z powodu na przykład jakichś traumatycznych przeżyć. Ale większość uznaje, że podstawa to geny, a już na pewno nikt tego nie wyklucza, tak, jak robisz to Ty z jakąś niezachwianą pewnością, której źródeł nie jestem w stanie odgadnąć (no, chyba, że zstąpił na Ciebie sam Duch Święty i wyjawił Ci wszystkie sekrety z jakimi zmaga się dzisiejsza nauka).

4) Jednak nawet, gdyby przyjąć, że sama "osobowość dyssocjalna" to wynik czynników środowiskowych, to i tak w przypadku Kevina nic nie wskazywało, żeby takie czynniki wystąpiły. Nikt go nie walił młotkiem po łbie. Miał zapewnione wszelkie warunki do prawidłowego rozwoju. Jeśli mówimy więc o filmie, to mówmy o filmie.

5) Więc powiem, co ja myślę o filmie. Myślę, że Kevin nie był żadną "osobowością dyssocjalną", ani nie miał żadnego innego zaburzenia, dającego się stwierdzić badaniem psychologa/psychiatry, bo zostałoby ono stwierdzone. Raz z tego powodu, że matka - kochająca czy nie - z całą pewnością dbała o dziecko, włączając w to pokazaną w filmie - jako tego faktu znaczący symbol - wizytę u dziecięcego lekarza (psychologa?). A dwa, że zostałoby to uwzględnione w wyroku sądowym. Przyczyna jest więc moim zdaniem kompletnie inna.

Kevin to wybitnie inteligentny chłopak, który od małego czuł, że otaczający go świat to jakaś jedna wielka kpina i fikcja. Wszyscy wokół niego odgrywają swoje codzienne role jak roboty, bez żadnej refleksji, bez żadnej pasji. Kevin, gdy chciał, potrafił być czarujący, uprzejmy i zachowywać się jak należy (czytaj: odkulać mamusi piłeczkę). Tylko, że na ogół nie chciał. I słusznie. Nie był zakłamany jak inni i nie miał zamiaru robić dobrej (uśmiechniętej!) miny do złej gry. Uważam, że jego bunt jest w pełni uzasadniony, choć środki, jakie zastosował, przyniosły tylko ograniczony i raczej krótkotrwały efekt. Choć to, co miał do przekazania, przekazał. Gdyby każdy był taki, jak Kevin, to nasz świat byłby znacznie lepszym miejscem (no, przynajmniej dla takich, jak Kevin, czy też takich, jak ja).

Podoba mi się wszystko co napisałeś do punktu nr 5 włącznie, ale zdumiewa to, co napisałeś na samym końcu. Brzmi to tak, jakbyś przyznawał rację Kevinowi, jakbyś uważał, że ludzie prowadzą sztuczne, zakłamane życie, bez pasji, bez sensu. Czy dobrze zrozumiałam, napisałeś, że jesteś taki jak Kevin?

użytkownik usunięty
anniepat

Wydaje mi się, że ciężko nie przyznać racji Kevinowi. Większość ludzi żyje dziś jak nakręcone zabawki mechaniczne. Ustalony co do sekundy rytm dnia. Praca od poniedziałku do piątku, osiem godzin dziennie, wieczorem ze dwa seriale i koniecznie z jeden film o psychopatycznym mordercy, żeby lepiej się spało.

A jeżeli chodzi o kontakt z dziećmi - ograniczony do niezbędnego minimum. Posyła się je do przedszkoli, szkół, na studia. Oddaje się je do wychowania Systemowi. Giną więzi i uczucia pomiędzy nimi, a rodzicami. Edukacja nie służy rozwijaniu pasji, naturalnej ciekawości świata dzieci, tylko wyłącznie zaspokojeniu ambicji rodziców. Którzy chcą by ich dziecko miało odpowiednią ilość papierków, którymi można pomachać potem przed nosem sąsiadowi, powiedzieć - popatrz jak dobrze mój syn się przystosował do tego świata, do tego Systemu, ma swój super-papierek, więc jest super-kimś. Super-trybikiem tej bezlitosnej machiny.

Więc - tak, uważam, że większość z nas prowadzi puste, zakłamane życia, w których brakuje pasji i jakiegokolwiek sensu. Dostrzegam to i w tym sensie jestem taki, jak Kevin. Jednak miałem to szczęście, że spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy potrafią żyć pełnią życia, decydować o tym, co robią, a nie jedynie płynąć biernie z prądem. Gdybym był tak, jak Kevin, otoczony samymi manekinami, pewnie tak, jak i on, chciałbym porozwalać łby tych manekinów, żeby zmusić je do jakiejś reakcji, przynajmniej na chwilę ożywić, wyrwać z letargu ich codziennej, wegetacyjnej pseudo-egzystencji.

Na szczęście nie widzę wszystkiego tak czarno-biało, jak Kevin. Wiem, że jest więcej takich, jak on i że dla takich, jak on, warto żyć, pozostałymi kompletnie się nie przejmując. Mówiąc "taki, jak Kevin", nie mam oczywiście na myśli tego Kevina, którym stał się na końcu. Tego, który wewnętrznie się załamał i nie potrafiąc pogodzić się ze swoją samotnością, zaatakował otoczenie, zabił niewinnych ludzi. Tego w żadnym razie nie popieram. Ale jestem w stanie zrozumieć. Po prostu nie miał szczęścia, miał fatalnych rodziców i nie spotkał nikogo, kto potrafiłby przywrócić mu wiarę w ludzkość. Dlatego w moich oczach to Kevin jest najbardziej tragicznym aktorem tego dramatu.

No dobra, już Cię nie podejrzewam o to, że podłożysz bombę na stacji metra :)

Przykro mi, ale nie będę potrafiła kontynuować dalej rozmowy, gdyż zwyczajnie nie wiem jak. Dlaczego? Ponieważ opisujesz MNIE i wg Ciebie taki ktoś jak ja, czyli ktoś, kto wiedzie pospolite życie zgodne z normami społecznymi, ktoś, kto nie czuje potrzeby płynąć pod prąd, zasługuje na wzgardę, albo nawet na to, żeby mu łeb rozwalić. Forum internetowe to raczej nie jest miejsce na udowadnianie, że się mylisz. Temat jest rozległy i można dyskutować w nieskończoność. A więc pasuję i idę spać, bo jutro rano znowu trzeba wstać do pracy. Machina się sama nie pokręci przecież...
Dodam jeszcze tylko, że dla mnie najbardziej tragicznym aktorem dramatu jest matka, bo jej się trafił taki nietypowy dzieciak, który odmawia emocjonalnej interakcji (nie chciał piłeczki odkulać). Czy on już w tym wieku mógł ocenić, że matka prowadzi pustą pseudo-egzystencję?

użytkownik usunięty
anniepat

> ktoś, kto nie czuje potrzeby płynąć pod prąd

Myślę, że każdy na początku czuje taką potrzebę. Dopiero potem się dostosowujemy, tracimy siłę na kontynuowanie tego młodzieńczego buntu. Ale powiedz szczerze: czy jesteś naprawdę szczęśliwa, żyjąc w świecie, w którym żyjesz? Nie czujesz nigdy tęsknoty za czymś, co utraciłaś wraz z młodością? Jakiegoś "zewu natury"?

> zasługuje na wzgardę, albo nawet na to, żeby mu łeb rozwalić

Ja już raczej nie jestem na intelektualno-emocjonalnym poziomie Kevina. On był dzieckiem. Nie uważam, żeby jakikolwiek człowiek zasługiwał na wzgardę. O tej drugiej czynności nie wspominając. Szanuję, a nawet kocham wszystkich ludzi. A nawet wszystkie zwierzęta. Jednak to, że ich kocham, nie oznacza wcale, że muszę się zgadzać na to, co robią. I na to, co narzucają innym. A naprawdę narzucają. Ja się czuję zniewolony. Jakbym był zamknięty w więzieniu.

Dlaczego życie nie może być proste? Dlaczego nie mogę mieszkać sobie w szałasie, na świeżym powietrzu, wolny od spalin w powietrzu i ołowiu w jedzeniu? Dlaczego jak zgłodnieję, nie mogę wyjść po prostu na polowanie, upolować dzika i go sobie potem przez tydzień pałaszować, oddając się do czasu następnego polowania wyłącznie zabawie i przyjemnościom? Przecież życie mogłoby być tak proste i tak szczęśliwe! A my uczyniliśmy z niego jakąś katorgę, pracę od rana do nocy. I na co, i po co? Czemu służy ta praca? Czemu służy ten szalony postęp cywilizacji? Jaka idea, jaki cel usprawiedliwia ten koszmar? Te wszystkie nakazy i zakazy, które mnie, czy tego chcę, czy nie, obowiązują?

> Temat jest rozległy i można dyskutować w nieskończoność.

Nie chcę Cię do tego zachęcać w żadnym wypadku wbrew Twojej woli, ale ja sam uważam, że dyskutować zawsze warto. Między innymi taki był też przekaz filmu "Musimy porozmawiać o Kevinie". Bo, jak wiadomo, nikt z nim, czy też o nim, na czas nie porozmawiał.

> Czy on już w tym wieku mógł ocenić, że matka prowadzi pustą pseudo-egzystencję?

Już w tym wieku czuł, że matka go nie kocha, a zmusza się jedynie ze względu na normy społeczne do bycia niezwykle przykładną, opiekuńczą. Wyszło szydło z worka, gdy w jednej ze scen wprost powiedziała mu, że przez niego nie może podróżować i wolałaby, gdyby się w ogóle nie urodził.

W moim świecie matka podróżowałaby sobie razem z synem do woli. Jednak w otaczającym mnie świecie matce odebrano by prawa rodzicielskie, czy wręcz wsadzono do więzienia (USA!), gdyby nie zrezygnowała ze swojego życia na rzecz posyłania dziecka do przedszkola, szkoły i tak dalej. Gdyby nie poświęciła swojego życia, uznano by ją za wyrodną matkę. Dlatego oczywiście i ona jest bohaterką tragiczną. Nie dość, że poświęciła swoje życie, to jeszcze taka ją nagroda spotkała, że straciła rodzinę, a ludzie na ulicy ją potem opluwali za to poświęcenie.

> A więc pasuję i idę spać...

Życzę zatem przyjemnych snów.

Ja tam nie twierdzę, że nie warto rozmawiać. Chodzi mi raczej o to, że nie jestem humanistką i nie jestem dobra w prowadzeniu tego rodzaju egzystencjalno-światopoglądowych dyskusji i szczerze powiedziawszy nie odczuwam potrzeby, żeby to robić. Zresztą jest to temat stary jak świat, a wynikający z niego konflikt wiecznie żywy. Pytając Cię o to, czy jesteś taki jak Kevin nie miałam intencji prowokować takiej dyskusji. Po prostu Twój pierwszy wpis odebrałam jako bardzo logiczny i sama końcówka mi jakoś nie pasuje do reszty, jakby nie ta sama osoba to napisała :) Stąd moje zainteresowanie.
Mam skłonność do zwięzłego formułowania swoich myśli, więc postaram się napisać jak najkrócej. Ja wierzę w prawa natury, świat wygląda jak wygląda bo go takim stworzyła ludzka natura. Proste. Cały cywilizowany świat jest odpowiedzią na instynktowne dążenia większości ludzi, odzwierciedleniem ich potrzeb. A Ty pytasz po co to wszystko? Bo tak właśnie ludzie chcą (tzn większość ludzi), chcą mieć co jeść, chcą mieć gdzie spać, chcą się czuć bezpiecznie, chcą, żeby ich ktoś wyleczył jak zachorują. Podstawowe rzeczy. Nie byłoby tego wszystkiego bez integracji społecznej i norm. Boję się nawet pomyśleć, co by się na świecie wyprawiało, gdyby wszyscy mieli przyzwolenie na życie takie, jak Ci się marzy. Anarchia? Serio?
Nie, nie czuję się nieszczęśliwa. Robię co lubię. Nawet jeśli czasem czuję się stłamszona tymi wszystkimi normami to rozumiem ich celowość i je akceptuję. Cywilizowany świat to najlepsza rzecz jaka się nam mogła przytrafić. Wątpię natomiast czy Ty byś był ostatecznie szczęśliwy jedząc tego swojego dzika. Przede wszystkim nie pożyłbyś długo, prawdopodobnie.

"Już w tym wieku czuł, że matka go nie kocha, a zmusza się jedynie ze względu na normy społeczne"

Mi się wydaje, że cały ten proces to coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego - matka i dzieciak wzajemnie na siebie wpływali, z tym że najpierw było nienormalne dziecko, niezdolne do nawiązania kontaktu emocjonalnego, a dopiero potem zniechęcona i zimna matka. Ja widziałam jak ona buja, uśmiecha się, chce się bawić, a to dziecko nie reaguje. Zniechęcenie matki potęgowało antypatię dzieciaka i tak w kółko. Gdyby dziecko od samego początku rozwijało się normalnie to i matka by się inaczej zachowywała, oddała by się radości rodzicielstwa. Oczywiście ja jej nie usprawiedliwiam, popełniła błędy wychowawcze i to ogromne. Chodzi mi o to, że głównym powodem tragedii jest niefunkcjonujący właściwie mózg dziecka. Powiedzieć tylko, że dziecko było po prostu bardzo inteligentne to za mało i nie tłumaczy jego zachowania. Ono nie odczuwało właściwie.

użytkownik usunięty
anniepat

> sama końcówka mi jakoś nie pasuje do reszty, jakby nie ta sama osoba to napisała

Coś w tym jest, bo jestem trochę wewnętrznie sprzeczny. Od dziecka wydawało mi się, że chcę zostać naukowcem (fizykiem), a teraz (zaraz po skończeniu studiów) robię zwrot o sto osiemdziesiąt stopni w kierunku "evviva l'arte!", porzucając naukę (przynajmniej na jakiś czas) na rzecz pisania.

> Bo tak właśnie ludzie chcą (tzn większość ludzi)

Ale jest w tym jakaś niesprawiedliwość, że odbiera się ludziom prawo wyboru. Prawo jest jedno dla wszystkich i nie można zdecydować, jakie się życie wybiera. Chodzi mi tylko o to, żeby była jakaś możliwość wyboru. Jak to zrobić? To bardzo abstrakcyjna i idealistyczna wizja, ale można by na przykład przyznać jeden kontynent ludziom, którzy chcą, żeby przyroda pozostała w swojej dotychczasowej, niezmienionej przez cywilizację, postaci.

> Przede wszystkim nie pożyłbyś długo, prawdopodobnie.

Człowiek ma tak ogromną przewagę nad zwierzętami, że moim zdaniem poradziłby sobie i w najprymitywniejszych warunkach, bez tych wszystkich cywilizacyjnych udogodnień. A wszystkie te współczesne leki i sztuczne podtrzymywanie życia ludzi, którzy w warunkach naturalnych by nie przeżyli, prowadzi w prostej linii do degradacji genotypu ludzkiego, co może przynieść wkrótce odwrotny do zamierzonego rezultat.

Człowiek stanie się tak słaby, że padnie jak mucha, gdy przyjdzie mu zmierzyć się z potęgą Natury w postaci na przykład jakiejś zarazy. Nie jestem pewien, czy rozwój cywilizacji nie prowadzi w prostej drodze do zagłady naszego gatunku. Są już pierwsze tego symptomy (te wszystkie globalne ocieplenia, dziury ozonowe, żywność składająca się głównie z ulepszaczy i sztucznych składników), które jednak bagatelizujemy.

> Wątpię natomiast czy Ty byś był ostatecznie szczęśliwy jedząc tego swojego dzika.

Tak mówiąc już zupełnie szczerze, ja potrzebuję i jednego życia, i drugiego. Jestem gdzieś pomiędzy tymi, którzy mówią Natura, a tymi, którzy mówią Cywilizacja. Chciałbym, żeby każdy miał po prostu prawo wyboru swojego życia. Chciałbym też przede wszystkim, żeby człowiek się trochę opamiętał i nie zniszczył całkiem Natury, środowiska, bo gdy to zrobi, może się okazać, że jest za późno na ratunek.

Jeżeli chodzi więc o mnie, to będę chciał żyć jedną nogą w dziczy, a jedną nogą w mieście. Tak, jak choćby Jack London - jeden z moich idoli. I będę starał się potem pisać o tym życiu pomiędzy w miarę obiektywnie, tak, żeby podsycać dyskusję na temat tego, czy nie warto przypadkiem dbać o swoje otoczenie w równym stopniu, co o siebie samych.

> niefunkcjonujący właściwie mózg dziecka

Mój mózg funkcjonował do pewnego wieku w identyczny sposób. Buntowałem się przeciw wszystkiemu i wszystkim. Do momentu, gdy przestałem być sam, bo pojawili się na mojej drodze ludzie myślący podobnie do mnie. Uważam, że głównym problemem Kevina była jego samotność. I że do samego końca nie było zbyt późno, żeby go "naprawić". Wystarczyłaby jedna osoba, która by z nim szczerze porozmawiała i dała nadzieję, że nie jest w swym sposobie odbioru świata zupełnie sam.

Identycznie, jak w przypadku Kevina, było w przypadku rzeczywistej masakry w "Columbine" (film "Słoń" Gusa Van Santa). Tam też nikt nigdy nie porozmawiał z tymi chłopcami, mimo, że dawali liczne sygnały ostrzegawcze dużo wcześniej (choćby na swoich blogach internetowych). Jednak zarówno rodzice, nauczyciele, jak i rówieśnicy - wszyscy mieli ich tak naprawdę gdzieś. A to przecież podstawowa zasada chrześcijaństwa, żeby być wrażliwym na drugiego człowieka. Niezależnie od jego poglądów i zachowań.

Zgadzam się.

"Ale jest w tym jakaś niesprawiedliwość"
Jak słusznie zauważyłeś dogodzenie wszystkim to bardzo abstrakcyjna i idealistyczna wizja, łącznie z tym kontynentem. Nawet jeśli ludzie kiedyś dojdą do satysfakcjonującego rozwiązania, choć wątpię, to zrobią to na drodze naturalnej ewolucji cywilizacyjnej, a to proces długotrwały i pozostaje nam płynąć z tym prądem :)

W kwestii Kevina w zasadzie piszemy o tym samym. Po pierwsze Kevin był inny, po drugie został źle wychowany. Wina o obu stronach rozkłada się równomiernie, ale ja zwracam uwagę na to, że jedno wywołało drugie. Trudno mieć pretensje do matki o to, że nie potrafi zapałać szczerym uczuciem do dziecka, który od maleńkości w tak jawny i skoncentrowany sposób jej nienawidzi i prowadzi wobec niej zimną, wręcz wyrachowaną wojnę. Wojnę, która wg mnie nie jest do końca uzasadniona. Czym ta matka sobie zasłużyła na takie traktowanie? Chciała go przecież kochać, tylko on odrzucał tę miłość i nie odwzajemniał jej. Jeśli był taki inteligentny, to sam do siebie powinien mieć pretensje.
Są w filmie sceny które dobitnie to pokazują. Jak mamusia chciała z nim poćwiczyć liczenie, to dlaczego zamiast powiedzieć jej "mamusiu, matematyka to dla mnie pikuś, poróbmy coś innego" on jej na złość źle odpowiada, a potem wyrywa kartkę, wyrzuca i robi kupę w pampersa wiedząc, że to mamie sprawi przykrość? Albo wiedząc, że mama ma własne zainteresowania i pasje (mapy na ścianie) wcale nie widzi w tym stymulującej ciekawości świata i chęci do nauczenia się czegoś nowego tylko mówi "to głupie" i niszczy wszystko. On wcale nie szukał zrozumienia matki, on jej okazywał tylko wzgardę i złośliwość. Zero empatii. Taki typ i już. Fakt faktem, że z takim dzieckiem trzeba inaczej postępować, czego ona nie potrafiła.

użytkownik usunięty
anniepat

> pozostaje nam płynąć z tym prądem

Oczywiście jedna osoba nie zawróci biegu rzeki. Ale żyjemy obecnie w globalnej wiosce i jeśli tej osobie uda się przekonać wystarczająco dużo innych, to wspólnymi siłami można dokonać cudów. Człowiek był przecież na Księżycu! Wierzę więc, że każdą ideę, nawet najbardziej szaloną, o ile tylko porwie ona serca milionów, da się wspólnymi siłami niezwykle szybko i skutecznie wprowadzić w życie.

Ergo - nie trzeba wcale płynąć z prądem. Jeśli ma się jakieś marzenia, to trzeba wierzyć, że uda się je spełnić i że warto oddać się temu celowi w pełni. Oczywiście efekty mogą się pojawić dopiero po naszej śmierci, ale to nie znaczy, że nie warto nic robić za życia i oddawać swój los w ręce innych. Nie mówię, że każdy ma zaraz starać się zmieniać świat na swój sposób. Mówię tylko, że jeśli ktoś chce, to nie trzeba mu zabierać wiary w to, że warto.

Na przykład taki Jezus - był tylko człowiekiem, a udało mu się pociągnąć za sobą miliardy innych, wpłynąć na sposób myślenia tych miliardów, choć stało się to dopiero po jego śmierci. Dziś jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji, że nowe idee można rozpropagować na cały świat w ułamku sekundy poprzez Internet i z dużo większym prawdopodobieństwem jeszcze za życia oglądać tego efekty.

> W kwestii Kevina w zasadzie piszemy o tym samym.

Zgadzam się. Przepraszam też za ciągłe odpływanie od tego tematu, ale sama mnie prowokujesz (choć rozumiem, że, jak pisałaś, nie masz takiej intencji). Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że to ważne dla mnie sprawy. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
per333

skąd wiadomo, że jest nabyte? (myślałam, że to ciągle nierozstrzygnięte, a w najlepszym wypadku zakłada się współistnienie czynników genetycznych i środowiskowych, jak to zwykle w psychologii bywa :))

ocenił(a) film na 7
migotka__

NIGDZIE NIE zaklada sie, ze proces rozwoju osobowosci przebiega niezaleznie od czynnikow srodowiskowych, kulturowych, wychowawczych. Jest odwrotnie. Proces rozwoju osobowosci scisle jest zwiazany z czynnikami zewnetrznymi, niezaleznymi od genetycznych. Te ostatnie maja stosunkowo niewielki wplyw na rozwoj osobowosci, chyba, ze mowimy o kwestiach dotyczach zaburzen typu niedorozwoj, kretynizm, Zespol Downa etc. Czynniki zewnetrzne sa kluczowe dla zrozumienia genezy powstawania osbowosci dyssocjalnej i innych tego rodzaju patologii rozwojowych. Nie ma od tego wyjatkow. Zawsze wiele czynnikow wchodzi w gre, ale nigdy do decydujacych nie naleza czynniki wrodzone zwane uwarunkowaniami genetycznymi.
Zaznaczam, ze caly czas rozmawiamy o osobowosci dyssocjalnej i TYLKO I WYLACZNIE takiej, dosc czesto dotykajacej osoby o ponadprzeciętnych mozliwosciach intelektualnych.


per333

O JEzu! A ten znowu pieprzy swoje farmazony.

ocenił(a) film na 7
kalakotkas

Konto założone 6 sierpnia 2019 roku...

użytkownik usunięty
to-co-bierzesz

akurat z prozakiem to kevin dobrze wiedzial co robi. wszystko mial zaplanowane. prozak, nieletniość jako okolicznosci lagodzace. mowi o tym wprost jego matka. Kevin byl nad wiek dojrzaly, doskonala rozumial normy spoleczne i morlane, ale swiadomie je odrzucil.

ocenił(a) film na 9

nie wiesz, co bylo pierwsze - pomysl morderstwa i stad wzielo sie zazywanie prozacu czy odwrotnie - najpierw bral prozac a potem wpadl na pomysl i wykalkulowal, ze fakt brania tych lekarstw go chroni.

użytkownik usunięty
to-co-bierzesz

nie wiem, ale jesli ktos planuje masakre z takimi szczegolami jak wykorzystanie okolicznosci lagodzacych, to moim zdaniem dziala swiadomie i zna konsekwencje. wiedzial dobrze o tym co piszesz, ze niektore morderstwa dokonano po prozacu. tylko czy lek byl powodem czy raczje narzedziem. kevin dziala racjonalnie i z premedytacja, leki to tylko wymowka.

ocenił(a) film na 7
to-co-bierzesz

Nie masz pojęcia co to prozac, nie zrozumiałeś tego wątku!

ocenił(a) film na 9
oczywazki

a co, Ty wiesz? to mi wytlumacz ps. jestem ona nie on

ocenił(a) film na 10
to-co-bierzesz

A w którym miejscy filmu pojawia się informacja, że Kevin brał prozac przed popełnieniem morderstwa? Film oglądałam zaledwie raz, mogłam przeoczyć, więc szczerze proszę o podpowiedź - w której minucie lub też w której rozmowie pada takie stwierdzenie? Jeśli chodzi o wypowiedź Evy w więzieniu, dotyczącą prozacu, to raczej wynika z niej, że bierze lek już w więzieniu. Ale, oczywiście, mogę się mylić.

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

szczerze, to nie pamietam w ktorej.. jakos pod koniec. Moze ktos inny Ci pomoze. Wydaje mi sie, ze moglo byc opakowanie tabletek na stole jak sie pakowal do szkoly, lae nie jestem pewna, czy to nie z innego filmu mam takie przeblyski.
Na pewno rozmowa Ewy w wiezieniu. I z niej wynika, ze prozac bral juz przed popelnieniem przestepstwa - Ewa mowi, ze dobrze to wymyslil, bo branie prozaku jest okolicznoscia lagodzaca... dlatego nie mogl go zaczac brac dopiero w wiezieniu.

ocenił(a) film na 10
to-co-bierzesz

Z rozmowy Evy z Kevinem wynika jedynie to, że ten bierze prozac w więzieniu. I zupełnie nie wiem skąd pomysł, że brał lek wcześniej. To nie ma najmniejszego sensu w kontekście filmu.

ocenił(a) film na 10
Maggie_Madison

Gdyby zażywał prozac wcześniej, świadczyłoby to to tym, że ktoś poza matką zauważył jednak jego odstającą osobowość i że temat problemów Kevina się pojawił, podczas gdy cała fabuła opiera się na założeniu, że nikt nigdy o Kevinie nie rozmawiał - w nawiązaniu do tytułu. Poza tym, jeśli potwierdzasz jednak swoją hipotezę, że w filmie są jakiekolwiek wskazówki, że Kevin brał prozac wcześniej, to proszę, żebyś dokładnie wskazał gdzie. Rozmowa w więzieniu to fałszywy trop. Akurat ta kwestia jest godna wyjaśnienia, bo ma wpływ na całościową interpretację filmu.

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

Jesli znajde angielskie napisy, to powiem Ci w ktorej dokladnie minucie i jakie slowa padaja.
Gdyby zazywal prozac wczesniej, to wcale nie znaczy, ze ktos poza matka zauwazyl, ze cos jest nie tak, poniewaz prozac to zwykly srodek na depresje, jeden z tzw pierwszego rzutu, ktory przepisuje sie standardowo. Ponadto srodki psychotropowe sa bardzo rozpowszechnione w US. Poza tym to co najmniej dziwne, by dawac psychopacie srodek poprawiajacy nastroj i pewnosc siebie. Moim zdaniem ten, kto przepisal te leki nie dotarl do sedna, nie dostrzegl o jakie problemy naprawde moglo chodzic.

ocenił(a) film na 10
to-co-bierzesz

Zatem z niecierpliwością oczekuję na potwierdzenie Twojej tezy.

ocenił(a) film na 10
to-co-bierzesz

Tak więc, oto oryginalny tekst z filmu:
Eva:" You've managed it all so well, tried as a minor, out of your head, on prozac, you'll be out of there in a couple of years (...)"
Ta wypowiedź nie jest jednoznaczna, podobnie jak wiele innych w filmie.( Wątpliwości pojawiły się na forum również w kwestii zbitych jajek .) Jak dla mnie logiczne jest to, że zaczął brać w więzieniu - wszak jest to antydepresant. Po drugie - powtórzę - cała fabuła filmu opiera się na założeniu, że w zachowaniu Kevina nikt, poza Evą, nie widział nic niepokojącego. Dlaczego w takim razie miałby brać prozac? To jest całkowitym powodem tytułu. Dla mnie taka interpretacja jest jasna.

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

Chciałam zwrócić delikatnie uwagę na to, że ta okropnie wyrodna matka, która ze swojego syna stworzyła psychopatę miała też drugie dziecko, które nie przejawiało takich niepokojących objawów dysfunkcji socjologiczno-psychicznej jak Kevin :) . Było wychowywane w tym samym domu, z tak samo zapracowanym i ślepym ojcem i z tak samo drewnianą matką (choć upierałabym się przy tym, że dodatkowo kompletnie znerwicowaną - z takim dzieckiem można samemu wyjądować w psychiatryku), a jednak dziewczynka się uchowała i była normalna.

Nie jestem znawcą medycyny, zresztą najwspanialszy lekarz nigdy nie może być pewny w 100% pewny swojej diagnozy, a jeśli dotykamy kwestii psychiatrycznej, związanej z działaniem mózgu, którego prawie w ogóle nie znamy, to nie ma o czym mówić. 200 lat temu zespół Tourette’a był uważany za opętanie przez szatana. Szczerze mówiąc twierdzenie, że choroby psychiczne nie mogą być wrodzone jest totalną ignorancją i pogardą do nauki. Dla mnie przypadek pokazany w filmie jest absolutnie realistyczny.

ocenił(a) film na 10
wiccecraft

Odpowiedziałaś na mój post, zupełnie nie rozumiem dlaczego. Jeśli to odpowiedź do wątku ogólnie, to okej, a jeśli do mojego posta, to zupełnie nie rozumiem zasadności. Nigdy nie wyraziłam opinii, że Eva jest wyrodną matką, ani nie wypowiedziałam się jednoznacznie dlaczego sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Dlatego przedostatnie zdanie, celowane w mój post trochę mnie skonfundowało ;)
W kwestie medyczne w ogóle nie wnikam, ponieważ nie posiadam profesjonalnej wiedzy na temat chorób psychicznych, ani ich podłoża. Wiem tyle, co przeczytałam gdzieś tam i tyle, co zasłyszałam. Więc raczej się nie wypowiadam, a jeśli już mi się zdarzy, to z dużym dystansem. Co do okoliczności wychowania dzieci zaś, to one nigdy nie są dokładnie takie same. Nawet w jednym domu, nawet przy takich samych rodzicach, kontekst bywa skrajnie różny. I do tego dochodzi osobowość. A może to jest tak, ze geny jako jedyne mają moc rażenia, a wychowanie praktycznie ogranicza sie do zapewnienia opieki do pewnego momentu? Oczywiście dyskusja co bardziej determinuje życiowe wybory - osobowość czy wychowanie jest tutaj na filmwebie mało sensowna i też chyba nie o to chodzi.
Przypadek Kevina i jego rodziny jest nawet dramatycznie realistyczny - i to jest, dla mnie przynajmniej, najbardziej uderzające. Tyle wiemy o ludziach, ile nam pokażą. Reszty możemy się tylko domyślać.

ocenił(a) film na 10
Maggie_Madison

Ha, poszperałam w zakończeniu książki - dopiero tutaj wyjaśniona jest cała kwestia prozacu. Słowa Evy "Out of your head on prozac" to była linia obrony wymyślona przez Kevina. Szczwana bestia.

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

Moja wypowiedź dotyczy całości wątku oczywiście, źle kliknęłam i nie odniosłam się do tej wypowiedzi co chciałam, ech :) .

Bardzo cieszę się, że obejrzałam ten film w szczególnosci ze względu na to, że jako miłośniczka pisanego - polecę na dniach do księgarni i będę się upajała dobrą książką. Bo mniemam, że gniotem nie jest. A i pewnie dobrnę do rozwinięcia wielu wątków :) .

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

Ciesze sie, ze sie wyjasnilo : ) Chociaz jak dla mnie ta wypowiedz jest jednoznaczna.. a dla Ciebie nie? Tzn czy masz na mysli, ze Kevin nie bral prozacu tylko wymyslil to bedac w wiezieniu? Ksiazke czytalas w oryginale? I jak wrazenia, ze tak zapytam przy okazji (tj ksiazka a film, oraz, czy warto siegnac po ksiazke?)

ocenił(a) film na 10
to-co-bierzesz

Książkę czytam, delektuję się, przeżywam, smakuję, jest doskonała. Film mnie uderzył, książka cały czas mną wstrząsa. Niewątpliwie godna polecenia tym, których bardziej interesuje proces, nie wynik. Postać Evy nakreślona, nie - właściwie namalowana kunsztownie i całkiem szeroko, o wiele szerzej niż w filmie. Tym bardziej chylę czoło przed autorką, bo to powieść epistolarna, z narratorem w pierwszej osobie - trudno opisywać samego siebie. Bardzo polecam. Czytam po polsku, a tekst spisałam ze słuchu z fragmentu na youtube. W książce ojciec jest jeszcze bardziej irytujący, typowa sytuacja podziału ról - dobry tatuś i niedobra "mamutka". Postać Kevina zaś jest z jednej strony bardziej dziecinna, a drugiej bardziej wyrachowana - niesamowity smaczek.
Co do słów Evy, to książka wiele wyjaśnia. Eva podkreśla, że nigdy nie pozwoliła synowi brać prozacu, a on sam obmyślił swoją linię obrony jeszcze przed tragedią. Tak więc - do tej pory nie wiem czy prozac brał, czy nie. Mam nadzieję, że wnętrze książki to wyjaśni. Ale w filmie słowa te nie były dla mnie jednoznaczne - jak widzisz, w pierwszym cytacie postawiłam przecinek, który znaczeniowo sporo zmienia :)

ocenił(a) film na 9
Maggie_Madison

Dzieki, zachecilas mnie do lektury :)

ocenił(a) film na 4
to-co-bierzesz

Odetnę się od dywagacji naukowych i zauważę, że Kevin był po prostu niepokornym czubkiem. Kilka razy zachował się destruktywnie dla ogółu (moja definicja zła) i nigdy nie spotkała go kara. W końcowej scenie dopiero zrozumiał, że jak się źle robi ludziom to się ludzie potrafią odwdzięczyć np zamykając w pomarańczowym kostiumie z podobnymi jemu preferującymi ciemną stronę księżyca.

per333

Przecież nie wszystkie dzieci takich niedojrzałych matek są psychopatami. Tu się zbiegło wiele okoliczności i nie można upraszczać treści filmu. Każdy odbiera to po swojemu i chyba o to chodzi. Ja wyciągam wniosek: nie pobłażać dziecku nadmiernie (mam już dziecko dorosłe).
Nasunęło mi się spostrzeżenie podczas oglądania, że rodzice zostają często sami ze swymi problemami wychowawczymi, po prostu nie dają rady.
Kiedyś przeczytałam mniej więcej taką opinię: "Zdobycie specjalizacji wymaga zdania egzaminów, tylko rodzicem można być bez przygotowania". Coś w tym jest.

ocenił(a) film na 8
jarek_arek

Haha, przeglądając wszystkie wypowiedzi, pragnę tylko zapytać: czy jest jakiś psychiatra na sali?

iacob

Jeśli potrzebujesz to zapisz się na wizytę do mojej żony. Pozdrawiam:)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones