Intryga nie porywa, brakuje mi też charyzmatycznego protagonisty w typie Bogarta, czy Mitchuma, ale wiadomo, że nie to było najważniejsze w filmie Dassina. Najważniejszy był autentyzm, niemal dokumentalne ukazanie zwykłej zbrodni, z jakimi na co dzień boryka się policja - choć autentyzm ten nie robi dziś aż takiego wrażenia, jakie zapewne robił w swoich czasach, to nie sposób nie docenić głównego bohatera filmu, tętniącego życiem Nowego Jorku lat 40-ych. I właśnie największe wrażenie zrobił na mnie finałowy pościg ulicami miasta.