Bardzo mi się podobał. Dlaczego? po pierwsze jak najbardziej prawdziwy w emocjach. Bez happy endu. Pierwszą część trzeba koniecznie zobaczyć tuż obok, przed albo po tym filmie. Jak to czas działa na niekorzyść, niemożność stworzenia związku w przyszłości. Mickey zmęczony życiem. Pechowa sytuacja nowej kobiety, pozycja stracona od początku. Muzyka b.dobra. Jeden wątek zupełnie niepotrzebny - z asystentką. Film prawdziwy, mroczny, smutny.
Absolutnie się nie zgadzam! Gdzie Ty tam widziałaś emocje?! Więcej ich wyraża mój pies! Główny bohater w wydaniu scenarzysty to zwyczajny idiota. Obraca milionami, a nie potrafi znaleźć dawnej kochanki?! Zmęczony życiem? Chyba po bijatykach na ringu i dodatkowo po przeczytaniu scenariusza, który uwłacza jego talentowi! Nowa kobieta to zwykłe zero, które usiłowało oplątać się wokół niego, udając, że jest lepsza w erotyczne gierki od niego. Happy end? Dla kogo? Mickey nie powinien był w żadnym wypadku dać się naciągnąć na grę w tej bzdurze...
Popieram!
Facet, który w pierwszej części z niesamowitą perfekcją manipuluje kobietami daje się zbywać jakiejś rudej podnieconej, niewyżytej artystce. Zabrakło mi tu jego pewności siebie i błysku w oczach... Z Elizabeth mówił tak mało, ale tak wiele dało się wyczytać i zrozumieć... a tutaj.... co to w ogóle było?