Zabawa w dźwięki. Coś dla miłośników muzyki alternatywnej ale i nie tylko. Ja muzykalna nie
jestem, ale ten film baaardzo mi się podobał, wywarł na mnie bardzo pozytywne wyrażenie, nie
fabuła ale muzyka jaką ci wariaci tam tworzą, Oglądałam a raczej słuchałam filmu z lekkim
niedowierzaniem i szeroko otwartymi oczyma.
Nie rozumiem, skąd ta muzyka alternatywna? Film traktuje o prawdziwej muzyce, mamy tu więc szkołę muzyczną, filharmonię, zawodowych muzyków, ale mamy też muzyków grających jakieś disco-polo do kotleta w domu seniora i na plaży, mamy też muzyków podgrywających jakiemuś transwestycie grającemu na pile (chyba że to jest ta muzyka alternatywna). No i mamy wreszcie anarchistycznych kompozytorów, tworzących muzykę chwili, wykonywaną tylko jeden, jedyny raz, tu i teraz, grając na przypadkowych przedmiotach (aczkolwiek po selekcji - przedmioty muszą wydawać odpowiednie dźwięki perkusyjne bądź melodyczne). Mamy tu genialną scenę z pracą perkusisty w filharmonii. Prawdziwa, szczera do bólu. Mamy genialną scenę z prezentem dla dyrygenta. Mamy też dowcip muzyczny - scena z jazdą samochodem na początku filmu, z bębniarzem na pace i zmianami biegów... taki film mógł napisać i zrobić wyłącznie świat absolwentów akademii muzycznej. Ten film jest dla muzyków, miłośników muzyki. Muzyki w ogóle, a nie tzw" alternatywnej" - jakiegoś przeintelektualizowanego nurtu młodzieżowej muzyki popularnej, gdzie twórcy zazwyczaj nie wiedzą, co to c-dur, metronom i w życiu nie byli w filharmonii.