Film jest kolejnym dowodem faktu, że Amerykanie potrafią kręcić dobre filmy. Wystarczy tylko, by chcieli takie tworzyć. Jest jednak, ale...
Przed seansem z "Niepokonanymi" obejrzałem wiele fabularyzowanych filmów oraz seriali o sportowcach, drużynach i trenerach, którzy pokonywali tuziny przeszkód, by osiągnąć swoje cele. Szczyty na które zmierzali nie zawsze były zdobyte, ale ich droga pełnej wyrzeczeń, walki, szczęścia i motywujących wokół ludzi, ekscytowały i podnosiły na duchu.
Identycznie jest z "Niepokonanymi". Niestety, jak na film dokumentalny, w moim przekonaniu, za bardzo wpisuje się w fabularne schematy poprzedników. To co w filmach typu "Friday Night Lights", "We're Marshall", "Invincible", "Hometown Legend", "Forever Strong" etc. było walorem, w przypadku "Undefeated" staje na pograniczy rzeczywistości i fałszu.
Pomimo informacji, że wspomniane wcześniej filmy w większości oparte były na faktach, dopuszczałem, jako widz możliwość ubarwienia historii ich bohaterów przez twórców w celu uwydatnienia wątków bądź cech, które ciężko byłoby zauważyć.
W przypadku oskarowego laureata z 2011 roku spodziewałem się głównie realności. Dostałem wyidealizowaną porcję pseudo-normalności, której daleko do dokumentu, a bliżej do fabularnej powieść z aktorami-amatorami, którzy pozostają największym walorem tego obrazu. Jako fan produkcji sportowych płynąłem z tym filmem tylko do momentu, gdy zrozumiałem, że mam do czynienia z amerykańską propagandą. Przykre.
Ocena 7/10