Nie lubię jak ktoś żeruje czy też "składa hołd" w oparciu o cudzy pomysł. Tutaj tak właśnie jest.
Oto Clint Eastwood, aktor, reżyser i producent kopiujący wiele elementów z fabuły filmu i książki
"Shane"
ale i nie tylko, czujne oko wypatrzy nawiązania do "W samo południe" (sposób kadrowania
mieszkańców miasteczka(jak to nazwać?)) czy nawet "Mściciela" (sposób pojawienia się
"Pastora", scena ataku oprychów na początku). Urzeka najbardziej klimat właśnie. Film
wykraczający poza dekadę w której powstał, zdjęcia w stylu filmów Georgea Stevensa czy
Henrego Hathawaya. To są olbrzymie plusy, ta plastyczność i wierne oddanie ducha tamtych
czasów. Co nie gra ? Dziwne fabularne rozwiązania, o których tu szerzej pisać nie będę by nie
psuć rozrywki. I to uczucie że już się widziało to wcześniej i w lepszym wydaniu. Irytujące: kopiuj -
wklej (aczkolwiek nieco jednak zmodyfikowane) ale powtarzające się w wielu scenach co daje
uczucie deja vu. Nie zmienia to jednak faktu że mamy do czynienia z najlepszym westernem lat
80-tych. Polecam.