PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=895}
6,9 4 111
ocen
6,9 10 1 4111
7,6 11
ocen krytyków
Nikt nie woła
powrót do forum filmu Nikt nie woła

Kutz marnym reżyserem jest i po raz kolejny miałem wątpliwą przyjemność się o tym przekonać. „Nikt nie woła” to film okropny, zrobiony manierycznie, a la dzieło malarskie lecz po prostu nieudolnie. Ja rozumiem, czasy powojenne, ludzie zagubieni, obce miejsca wiejące chłodem. Ale na litość boską! Montaż bez komentarza. Gra aktorska mierna. Zapowiedzią katastrofy jest pierwsza scena na peronie, gdy ciemnowłose dziewczę nawołuje Lucynę. Teatr, bezdyskusyjna wina reżysera. Rolą jego jest pokierować ludźmi tak, aby z ich predyspozycji: intelektu, dojrzałości, wrażliwości wyciągnąć to co najlepsze. Reżyser powinien wiedzieć z kim ma do czynienia i używać aktorów nie jak kukiełek ale dawać im manewr. Kutz zdaje się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Bierze sobie człowieka i każe mu zachowywać się określony sposób, „wypowiadać kwestie”, „wykonywać ruchy”.. W efekcie dwójka kluczowych bohaterów stara się być wbrew sobie. Przecież nie trzeba zachowywać się jak paralityk, aby oddać, że jest się ofiarą wojennej traumy. No wręcz przeciwnie. W przypadku wspomnianej dwójki powinno być raczej coś na zasadzie zwierzęcej, instynktownej gry, „tuwisizm”. Twórcy nie przeskoczyli zagadnienia przez kajdany jakie sobie założyli, a mianowicie przez estetyczną stronę dzieła. Wyszli z założenia, że gra aktorska musi iść w parze z ascetycznymi kadrami. Otóż nie musi, czego najlepszym przykładem jest rola Haliny Mikołajskiej. Na jej tle reszta wygląda jak z teatrzyku dla dzieci. Widocznie robiła swoje, ale że miała rolę epizodyczną reżyser nawet tego nie skojarzył i wyszło jak wyszło. Ominął ją w swoich planach ogólnej sieczki.
Dźwięk, te „głosy ze studni”, kwestie nagrywane jakby z nad głów bohaterów. Fajnie, czuje blusa... znowu nie wyszło.
Scenariusz. Czy trzeba robić z ludzi debili i stwarzać wrażenie niewiadomo czego? „Idą. Nie mogę. Nie chcę. Chcę.”... nosz k.. mać. Film jest hermetyczny. Młody widz w życiu się nie kapnie o co biega. A chodzi po prostu o rozkaz dla byłego akowca, aby stuknął jakiegoś „komucha” ale z racji, że on tego nie zrobił, to teraz ci akowcy go ścigają. Kontekst jest oczywiście szerszy, bo historii, gdy brat brata zastrzelił tylko dlatego, że jeden był z AK, a drugi w LWP, ITP. było w powojennej Polsce sporo.
Wobec tego na pierwszy plan wychodzą erotyczne problemy młodego Bożka. Tzn chodzi o to, że nie może on zakisić.
Zdjęcia. No cóż. Czuć, że operator nie jest z przypadku ale niestety osamotniony w swoich działaniach. Znowu brak wyczucia reżysera. Kto robił ten film? Wójcik czy Kutz? Kiedy oglądam „Popiół i diament” to czuję, że Wajda panował nad sytuacją. Współpracował z ekipą i aktorami, dał im żyć ale nie porwał się dla eksperymentów. Tu jest coś na zasadzie zamroczenia, jak w „Bitwie Warszawskiej”, gdy Hofman jest już tak start i ślepy i mówi do Idziaka „Zrób coś.” Kłopot w tym, że Kutz ani stary ani ślepy w 60 roku być nie powinien. Dominacja autora zdjęć jest tutaj absolutna.
Muzyka. Kilar chyba wyczuł pismo nosem ale nie był tak pazerny jak Wójcik. Zaoszczędził wstydu reżyserowi. Muzycy z reguły mają elastyczny umysł.

homo_sapiens

:DDD mógłbyś być recenzentem za czasów komuny.1960 roku film Kutza też spotkał się z dość ostrą reakcją recenzentów, zarzucających młodemu kUtzowi awangardową, wręcz nowofalową formę.Recenzenci obsmarowali go góry do dołu.("Kutz zdaje się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Bierze sobie człowieka i każe mu zachowywać się określony sposób, „wypowiadać kwestie”, „wykonywać ruchy”.. W efekcie dwójka kluczowych bohaterów stara się być wbrew sobie. Przecież nie trzeba zachowywać się jak paralityk, aby oddać, że jest się ofiarą wojennej traumy. No wręcz przeciwnie. W przypadku wspomnianej dwójki powinno być raczej coś na zasadzie zwierzęcej, instynktownej gry, „tuwisizm”.)Właśnie o to chodziło reżyserowi,to jest niezwykle rzadki zabieg w kinie,ukazanie stanu zachowania jako stopniowe ograniczanie percepcji,powolne usuwanie osób i przedmiotów z pola widzenia ,i co za tym idzie określony typ zachowań.Płaska przypominająca malarstwo kompozycja kadru,psychizacja przestrzeni,wszystko to podkreślało stan emocjonalny bohaterów.
Co do aktorstwa to genialna rola Marcinkowskiej.Nawet po tylu latach bije z ekranu od niej taki erotyzm i nieodgadniona tajemnica(w gestach,spojrzeniu,sposobie poruszania),że współczesne laski(w tym niestety moja własna) w zestawieniu z nią,przypominają w sposobie bycia bardziej"Goździkową z warzywniaka".

llama77

A ty mógłbyś pisać wypracowania w podstawówce. Dostałbyś pałę ale przynajmniej nauczycielka nie narobiłaby ci wstydu.
„1960 roku film Kutza też spotkał się z dość ostrą reakcją recenzentów”. Mamy 2012.
Jeśli coś jest inne niż utarty szlak, to mówimy „nowa fala”, „awangarda”? Dobrze wiedzieć.
„Właśnie o to chodziło reżyserowi”. Dosłownie o każdym filmie można powiedzieć w ten sposób. No bo przecież reżyserowi właśnie o to chodziło...
„Rzadki zabieg w kinie” Też muszę sobie zapamiętać, że jak coś jest rzadkie, musi być ważne. Np. rzadki rodzaj dziadostwa.
„Stopniowe ograniczanie percepcji”. Forma filmu i zachowania bohaterów są wciąż takie same. Co prawda złożone do kupy nieudolnie ale jednak z tych samych klocków.

Oczywiście, że reżyser miał koncepcję ale źle rozumianą i źle wykonana. W „Nikt nie woła” założenia estetyczne w warstwie obrazu zostały przerzucone siłą na grę aktorów. Wyszła karykatura. Widziałeś pewnie „Personę” Bergmana? Podręcznikowy przykład jak reżyser i operator „służą” aktorowi. Wpisują go w plan lecz dają żyć. Film Kutza jest hermetyczny, zrozumiały dla ściśle określonej grupy ludzi w Polsce i nie ma niewiele wspólnego z kinem psycholoogicznycm. To knot. Gdybyś pochodził z Chin lub Meksyku stwierdziłbyś, że patrzysz na abstrakcję.

Dzisiejsze kobiety są mniej kobiece. To kwestia emancypacji, ruchu feministycznego, „równouprawnienia”. Coś za coś. Mają tendencję do skrajności, kierują się gustem stada i wzajemnie tępią. Jeśli 90 procent chodzi w portkach, a kroki stawia jak słoń, to w ich oczach subtelna, wiejąca erotyzmem pani staje się obiektem drwin i zostaje w ten sposób ustawiona do szeregu. Marcinkowska miała w sobie erotyczny ładunek tak jak dzisiejsze kobiety potencjalnie go mają.

homo_sapiens

Pierwszy wywód brzmi jak wypowiedź na poziomie bezrobotnego polonisty.Nie wiem po co podajesz mi datę,za zegarynkę też robisz na forum?Mamy 2012 ,ale Ty mentalnie tkwisz w latach 60'tych.Dygresja na temat-„Właśnie o to chodziło reżyserowi” , "nowej fali","awangardzie",pozbawiona sensu(piszesz aby pisać?).
"W „Nikt nie woła” założenia estetyczne w warstwie obrazu zostały przerzucone siłą na grę aktorów":DD Nie mam pojęcia skąd wytrzasnąłeś tą bzdurę.
"Persona "Bergmana nie jest dobrym przykładem(są po sznurku prowadzi przez reżysera,nie ma przypadków),pudło.
"Film Kutza jest hermetyczny, zrozumiały dla ściśle określonej grupy ludzi w Polsce"-kolejny bzdet.
"Gdybyś pochodził z Chin lub Meksyku stwierdziłbyś, że patrzysz na abstrakcję.":DDDD No tak,przecież tam wszyscy oglądają"Personę"Bergmana,bo to taka telenowelowa dykteryjka.

llama77

Czyli teraz będziesz mówił o bezrobotnych i bzdetach. To cudownie ale proponuję chwilę refleksji zanim wybiegniesz na przerwę.
I już tłumaczę czemu podaję datę. Ponieważ stan świadomości z 1960 roku nie jest tożsamy temu z 2012. Używanie słów „nowa fala”, gdy mówimy o filmie sprzed lat 50 i twierdzenie, że widz współczesny Też nie rozumie Tej nowej fali jest mówiąc eufemistycznie niedopatrzeniem. Poza tym samo stwierdzenie „1960 roku film Kutza też spotkał się z dość ostrą reakcją recenzentów” jest bez znaczenia. No i co z tego, że spotkał się wówczas z taką reakcją? Argument ani za ani przeciw. To tak w ramach wyjaśnień co znaczy „pisać, żeby pisać”
Teraz wytłumaczę skąd wziąłem tekst o założeniach estetycznych. Jak rozumiem nie wyczytałeś w żadnym podręczniku, więc sądzisz, że nie istnieje. Lekcja I
Bohaterowie filmu, pozostańmy przy głównych, zachowują się schematycznie. Np. gdy Lucyna przychodzi do domku Bożka po raz pierwszy. Przypatrz się jak to wygląda. Postać staje w drzwiach jak lalka w teatrzyku. Wypowiada kwestię „To się zawali. Nie boisz się?” Ona „cedzi” te słowa. Co to ma wspólnego z ukazaniem stanu emocjonalnego? Lucyna chce być kochana i oczywiście jako młoda kobieta musi odgrywać teatr ale bez przesady. Każdy widz, Anglik czy Francuz, wyczuje, że chodzi o miłość. Reszta jest zagadką, przerostem formy nad treścią, którą narzucił reżyser dla rzekomego zespolenia z obrazem. Najwyraźniej Marcinkowska, jako młoda osoba z poczuciem aktorskiej misji została wpędzona w ten sposób gry. Mikołajska jakimś cudem pozostała autentyczna.
Scena inna, gdy Bożek stoi, a Lucyna przychodzi i mówi „Dzień dobry”. Powtarza kilkakrotnie, podczas gdy on milczy i zachowuje poważną minę. W końcu, robi wielki uśmiech i odpowiada „Dzień dobry”. Zobacz jak to zostało zrobione. W „Faraonie” Kawalerowicza jest tylko jedna scena do niczego. Gdy matka Ramzesa pada na posadzką i woła kilkakrotnie „Ozyrysie”. Przerysowane, nieautentyczne. Tak właśnie wygląda aktorstwo w „Nikt nie woła”.
Zaciekawiło mnie twoje stwierdzenie „po sznurku prowadzi do reżysera”. Chciałbym zauważyć, że to lanie czystej wody. Ależ oczywiście, że prowadzi do reżysera. Jest on przecież twórcą filmu. Problem tkwi w odnalezieniu i opisaniu stosunku twórcy do swoich aktorów. Rozumiem, że nie zechcesz wykonać domowego zadania, więc reszcie klasy polecam tą kwestię.
Muszę również zwrócić twoją uwagę na fakt, że w Chinach i Meksyku nie ogląda się wyłącznie telenowel i zapewne kilku Meksykan widziało „Personę”, a może nawet inne filmy Bergmana. Nawiasem mówiąc nie o tym mowa, czy tak się rzeczywiście dzieje i w jakim kontekście, więc nie wiem skąd ten „argument”. Gdybyś pochodził z Chin lub Maksyku, a może nawet z Albani, stwierdziłbyś, że patrzysz na abstrakcję, ponieważ zrozumiałbyś wyłącznie „dziwny wątek miłosny”. I nie dlatego, że byłbyś tępy lub lubił dykteryjki, tylko ze względu na fakt, że historyczne tło byłoby dla ciebie obce. Ten film nie jest uniwersalny.

ocenił(a) film na 10
homo_sapiens

> Scena inna, gdy Bożek stoi, a Lucyna przychodzi i mówi „Dzień dobry”. Powtarza kilkakrotnie,
> podczas gdy on milczy i zachowuje poważną minę. W końcu, robi wielki uśmiech i odpowiada „Dzień
> dobry”. Zobacz jak to zostało zrobione. W „Faraonie” Kawalerowicza jest tylko jedna scena do
> niczego. Gdy matka Ramzesa pada na posadzką i woła kilkakrotnie „Ozyrysie”. Przerysowane,
> nieautentyczne. Tak właśnie wygląda aktorstwo w „Nikt nie woła”.



Ta scena - i to w pokazanej właśnie postaci - jest głęboko osadzona w kontekście scen poprzednich i następnych, a nawet tego, co dzieje się poza filmem. Bożek nie chciał spotkać Lucyny, jest zaskoczony jej pojawieniem się (śledziła go zresztą lub – raczej - przypadkowo zobaczyła go na ulicy i schowała się, aż nadejdzie). Więc Bożek chce się jej nieudolnie pozbyć (nieudolnie, bo to nieokrzesaniec przecie), dlatego nie reaguje na jej wielokrotne „dzień dobry”. To nie schematyczna gra, Bożek szybko nie jarzy, inaczej nie umie. (nie scenarzysta, nie aktor, tylko Bożek) Gdy widzi, że nic nie wskóra, uśmiecha się w końcu i odpowiada „dzień dobry”. Ona (subtelnie) triumfuje i chce rozgryźć o co chodzi. A on nie chciał jej spotkać, bo na wieczór umówił się już z Panią Stareńską (Halina Mikołajska) do kina. Poza filmem dzieje się co następuje: Lucyna coś podejrzewa (taki zachodni film, to musiało być wtedy wydarzenie), mówi jemu o kinie i daje się zaprosić na najbliższy seans (co biedak może zrobić innego?). Już na filmie: Wychodzą z kina. Teraz uwaga!: Ona wyciąga rękę po bilety, zapewne po to, aby je wyrzucić (no cóż, co byśmy biedni mężczyźni zrobili, gdyby kobiety nie dbały o takie drobiazgi). I tu Bożek wpada. Daje jej bilety na kolejny seans, które kupił dla siebie i Stareńskiej. Ona to rejestruje. Już nie wyrzuci biletów. Odda mu je jako „podkładkę” pod wyrzuty sumienia. (zresztą zobaczcie to kiedyś sami, od wyjścia z kina to wszystko to zaledwie jakieś 10 sekund). Wieczorny seans zaraz się zacznie. Bożek chce nawiać zanim przyjdzie Stareńska. Ale Lucyna zostaje, a on biedak, musi też (przy niej) zostać, a dla poprawienia koniunktury kupuje jej kukurydzę. Zostając, Lucyna ma dwa cele: Pokazać się Stareńskiej z Bożkiem i obejrzeć ją sobie. Niestawienie się Bożka na umówiony wieczorny seans, to dla niej mało. Po zobaczeniu Stareńskiej i oddaniu Bożkowi niedojedzonej (!) kukurydzy ona powie mu: „Całkiem, całkiem ta Stareńska!”. Ta scena przechodzi nieco potem w pierwszą scenę kulminacyjną, pojawi się Zygmunt (Ryszard Pietruski) i film stanie się innym filmem.
Po co to tak dokładnie opisuję? Co za sekwencja! Scenariusz + gra aktorska. Cieszę się okropnie, że już w tamtych czasach było w Polsce takie inteligentne, dobre kino. Polacy nie gęsi! No ale komuchy, cenzura. Filmu nawet nie pokazano za granicą. Ale to jeszcze ciągle byłoby choć trochę do nadrobienia. Stare, dobre filmy też są na świecie w cenie. (wiem, że wybiegłem już po drodze poza temat aktorstwa, chodzi teraz o jakość filmu)
Po tym wszystkim, nieco później, Stareńska powstrzyma swoje rządze i staropanieńskie kompleksy i wystąpi wobec Bożka jako „starszy kolega” i to przeciw swojej przyjaciółce. Będzie chodzić o Lucynę i Niurę: „U Niury się nie mieszka!”. W tej scenie nie ma trójkąta – jest czworokąt (Mikołajska – wspaniała). Ale wybiegłem jeszcze bardziej poza temat. To już inna scena, inna bajka.

Pozdrawiam

fan_lat_60tych

Nie trzeba było opisywać fabuły. Stwierdzasz, że sekwencja jest super. Moja odpowiedź brzmi: Ta sekwencja jest normalna i nic w niej chwalebnego. Ot scenariusz z życia. W twojej wypowiedzi jest jedno kluczowe stwierdzenie. „Bożek szybko nie jarzy, inaczej nie umie”. Ocena podyktowana albo przywiązaniem do filmu i chęci jego obrony albo wynikająca z innego podejścia do ludzkich zachowań. Dla mnie to stuprocentowe drewno. Mógłbym doszukiwać się symboliki, ale do cholery, to jest film, a nie uliczny teatr.

ocenił(a) film na 10
homo_sapiens

Zgoda co do tego, że przy scenie pt. "4x dzień dobry" Boukołowski mógł się bardziej wysilić. ("niemotę" też można lepiej zagrać) A przede wszystkim reżyser mógł się bardziej wysilić w tej scenie. Co roli tej sceny w akcji filmu, to rzeczywiście jej nie kwestionowałeś. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
homo_sapiens

> Twórcy nie przeskoczyli zagadnienia przez kajdany jakie sobie założyli, a mianowicie przez estetyczną stronę
> dzieła. Wyszli z założenia, że gra aktorska musi iść w parze z ascetycznymi kadrami. Otóż nie musi, czego
> najlepszym przykładem jest rola Haliny Mikołajskiej. Na jej tle reszta wygląda jak z teatrzyku dla dzieci.
> Widocznie robiła swoje, ale że miała rolę epizodyczną reżyser nawet tego nie skojarzył i wyszło jak wyszło.

Nie skojarzył? Pani Mikołajska i Pan Fogiel, to w tym filmie aktorzy o największym dorobku i pozycji. Dostali od reżysera więcej swobody. Ale i tak, reżyser pokojarzył. Postawę Pani Stareńskiej (Mikołajska), brak zaszczucia wojną i przygaszenia (w odróżnieniu od innych postaci) można łatwo uzasadnić. Ona ma ze wszystkich bohaterów zdecydowanie najwyższą pozycję w nowym, zaistniałym po wojnie świecie (pozostali nie mają nic). Jej wojenna trauma minęła - być może nawet już kilka lat/miesięcy temu - w Moskwie ...... Jest natomist niepewna, bojaźliwa, pełna kompleksów jeśli chodzi o "te sprawy". To dobrze zbudowana postać, no i świetnie zagrana.

użytkownik usunięty
homo_sapiens

Dużo racji w tym co piszesz, ale jesteś bardzo stronniczy i przez to niesprawiedliwy w ocenie FILMU. Nie lubisz Kutza, ok, nie jest to sprawny reżyser, ma niezły pomysł, wrażliwość i wizję, ale z reguły nie potrafi ogarnąć całości produkcji. Jednak oceniasz FILM, nie reżysera. I naprawdę, nie jesteś byle jakim widzem, ani też "młodym, który w życiu się nie kapnie o co biega"... jesteś inteligentny, znasz kino i NA PEWNO WIDZISZ, że mimo swej "toporności" jest to fascynujący obraz, bo twórcom udało się wykreować zdumiewającą jak na kontekst i okoliczności atmosferę niesztucznego pesymizmu i życiowej inercji. A to duża sztuka, wbrew temu, co twierdzisz.

Tak, jestem stronniczy. Po to właśnie założyłem konto.
Mogę sobie wyobrazić, że jest to fascynujący obraz. Mogę się wczuć w widza, któremu film przypadł do gustu. Mogę również spojrzeć z punktu widzenia historii sztuki i przyznać, że „dzieło jest znamienne”. Ale to wszystko będą moje pobożne życzenia i silenie się na bycie rozsądnym. Dokładnie ten sam „problem” mam ze „Złodziejami rowerów”. Dla mnie to szmira, która nie przeszła próby czasu. Ta niby inercja i pesymizm rysują się w moich oczach jako nieudolność twórcy. Nie tak powinien oddać swą myśl. Nie wiem jak. Po prostu nie tak.

użytkownik usunięty
homo_sapiens

Nie kryguj się... zajrzałem w twoje filmowe upodobania, i wiem, że nie musisz "silić się na bycie rozsądnym". Z tego zresztą wzięły się wątpliwości, co do SZCZEROŚCI twej krytyki. Ktoś taki zwyczajnie musi dostrzegać zalety tego filmu, znacznie przewyższające jego wady. Ale OK, może faktycznie niekompatybilna wrażliwość i nie trafia. (A Umberto trafił, przeszedł "próbę czasu", czy też szmira? Szczerze!)
Nie nakłaniałem cię do obłudy. Miej swoje zdanie! Skoro nie lubisz, to oczywiście nie udawaj, że lubisz. Ja i tak w to nie wierzę...

Umberto jest uniwersalny. I ten pies. Tego się po prostu nie da wytrzymać. Cudowny film. Ostateczne uczucie wynagradza niedociągnięcia. W „Nikt nie woła” widzę cały ich zestaw i brak momentu, w którym wszystkie poszłyby w diabły. Pokraczność dzieła mnie razi. „Złodzieje..” się toczą, toczą i toczą. Główny bohater jest zwyczajną niemotą. Nie rozumiem. „Ostatni dzień lata”, kolejny pokaz filmowej indolencji. Jak można spieprzyć taką historię? Trzy ostatnie to epizody na tle „Umberto D”

użytkownik usunięty
homo_sapiens

Rehabilitacja... Ufff ;)

ocenił(a) film na 6
homo_sapiens

Niestety zgadzam się pod wieloma względami z Kolegą.

Tak jak się spodziewałem, tknąłeś świętość, więc będziesz po wsze czasy zbierał baty pod tym tematem ;-)

Wayfarer17

To nie jest świętość, tylko po prostu dobry film.Jak się komuś nie podoba to okej.Są ludzie którzy uważają że Picasso gryzmolił i ich czteroletnie dzieci potrafią rysować lepiej.Tacy ludzie też są potrzebni.Jest folklor, jest fajnie.

ocenił(a) film na 6
llama777

Skoro ci wygodnie z takim światopoglądem i dzięki temu świat wydaje ci się prostszy to wszystko gra.

ocenił(a) film na 4
llama777

Ja też uważam, że Picasso gryzmolił - trafił jedynie w odpowiednim czasie na grupkę, która zaczęła się zachwycać jego twórczością. Równie dobrze można zachwycać się "artystą" takimi jak Pollock. Doszliśmy w sztuce do granic wyrazu i teraz polega ona głównie na szokowaniu i pomysłowości w sprzedaży g@wna jako sztuki: https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3wno_artysty

ocenił(a) film na 6
homo_sapiens

Dodatkowo wydawało mi się, że kukiełkowa gra i źle poprowadzona Pani Marcinowska, dodatkowo ma fatalnie nagrany postsynchron dialogów. Była zdecydowanie głośniej niż partner no i zdawała się po prostu czytać dialogi z kartki.
Pewnie gdyby dźwięk był setkowy (z planu), wyszłoby to dużo lepiej.

ocenił(a) film na 4
Wayfarer17

Marcinkowska ładnie wyglądała - to chyba jedyny pozytyw o jej osobie w tym filmie. Reszta jak powiedziałeś.

ocenił(a) film na 7
homo_sapiens

"Kutz marnym reżyserem jest..."
Że czepiasz się filmu rozumiem, film zawsze wzbudzał dużo emocji i dyskusji. Dla jednych jest wspaniały, oddzielny, nowy, niedoceniony dla innych nieudany, nudny, sztuczny. Z każdą nietuzinkową pozycją tak jest, z przytoczonym wyżej Bergmanem jest tak samo: dla jednych geniusz dla innych nudziarz.
Ale stwierdzenie że Kutz nic dobrego nie nakręcił (marnym reżyserem jest jak napisałeś) to potwarz/oszczerstwo/kłamstwo lub brak znajomości tematu albo mitomańska chęć zaistnienia. Trochę dystansu do swoich uprzedzeń i obiektywizmu by się przydało.
Konkretnie: kilka jego filmów do dziś cieszy się przychylnością widzów (widzów, nie koniecznie moją), szczególnie tych którzy maja szersze pojęcie o kinie, a nie idą jak baranki boże na rzeż do kina czy przed Tv by obejrzeć kolejny amerykański gniot.
"KRZYŻ WALECZNYCH" to świetny obraz do dziś, oczywiście duża w tym zasługa Hena, Wójcika, Cybulskiego, Fogla, Pawlika, Turka ale to Kaziu Kutz był reżyserem. A doskonała komedia przygodowa: "PUŁKOWNIK KWIATKOWSKI"? I co z zacną komedią "ZAWRÓCONY"? A "LUDZIE Z POCIĄGU"? Pozostaje jeszcze kwestia tryptyku śląskiego "Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie", "Paciorki jednego różańca"? No i teatry telewizji?
TO wszystko nazywa się nic? - pytam.

Levis_Crack

Bergman dla niektórych może być nudny, ale Bergman jest o czymś, o człowieku w ogóle. Głupio nawet stawiać Kutza na tle Bergmana. Z filmów które wymieniasz w moją pamięć wrył się epizod z psem ("Krzyż walecznych").. cała reszta to jacyś ludzie, jakieś ich rozmowy, jakieś miejsca, coś tam.. no i ogólnie smutna polska rzeczywistość lat minionych.
Kutz na tle polskiej kinematografii jest może i w porządku, ale dla mnie to trochę za mało.
Pewnie już pisałem, gdyby twórczość Kutza puścić obcokrajowcom, uznaliby ją za folklor.

ocenił(a) film na 7
homo_sapiens

Ooo, kolego nie odwracaj kota ogonem, nie stawiam Kutza na tle Bergmana. Ileż to razy słyszałem (słyszałeś?) że filmy Bergmana to najnudniejsze filmy na świecie, lub że są genialne. Więc powtórzę, napisałem: "Z każdą nietuzinkową pozycją tak jest" - ludzie będą dyskutować, spierać się, (i nie dadzą się przekonać :) że dany obraz jest wspaniały lub pusty. I tylko stąd wspomnienie Ingmara. A że film Kutza do dziś wzbudza (pozytywne czy negatywne) emocje świadczy to że po 56 latach chce się nam o min rozmawiać.
Piszesz że "Bergman jest o czymś, o człowieku w ogóle", sorry ale tą etykietkę mogę przypiąć setkom filmów.
Piszesz: "...cała reszta to jacyś ludzie, jakieś ich rozmowy, jakieś miejsca, coś tam.." - to nic nie mówiący ogólnik, przykro mi ale film to m.in. właśnie ludzie, rozmowy, miejsca a że ty nie zapamiętałeś tych ludzi, rozmów, miejsc nie znaczy że były słabe, a tylko że nie przypadły ci do gustu/masz słabą pamięć/oglądałeś "jednym okiem"/albo "za młodego" itd.
Nazwanie kilku dobrych filmów (PUŁKOWNIK KWIATKOWSKI, ZAWRÓCONY, LUDZIE Z POCIĄGU) całą resztą to zbytnia nonszalancja.
Piszesz też: "ogólnie smutna polska rzeczywistość lat minionych" - cóż taka jest nasza historia, jeśli filmy dzieją się podczas wojny to czego się spodziewasz - musicalu? A Hen i tak wplatał dużo zabawnych wątków do swej prozy: Kłopoty z psem (Krzyż walecznych), Wdowa po Joczysie (Krzyż walecznych), Kłopoty z chlebem, Nieznany (Nieznany), Archiwum (Dwa żebra Adama), Kwiecień (Kwiecień), Toast (Prawo i pięść) czy dziejący się współcześnie Ping-Pong (Perły i dukaty) itd
"Kutz na tle polskiej kinematografii jest może i w porządku" - kto w czasach Szkoły Polskiej mógł podskoczyć polskim filmom, doskonałe obrazy i kilkadziesiąt nagród na Międzynarodowych Festiwalach świadczy o tym że byliśmy w czołówce.
Zapamiętałeś "Psa" (org. "Kłopoty z psem" - Hen), nie dziwota gra (szarża) aktorska Fogla i Pawlika robi wrażenie i bawi do dziś, ale Wdowy z Cybulskim już nie pamiętasz, cóż... może zbyt dawno oglądałeś. W ciągu ostatnich 10 lat, dwukrotnie prezentowałem "Krzyż Walecznych" na DKFach, m.in młodszej publiczności i przyjecie było bardzo dobre!! Zrobiłem też dwa czy trzy prywatne seanse (oczywiście na dużym ekranie) tego filmu aby zapoznać małolatów z historią polskiego kina - film podobał się, publika głośno się śmiała i np. tekst "Ma pretensje" przeszedł u niektórych do potocznego języka.
I żeby wszystko było jasne, nie bronię Kutza, widziałem wszystkie jego filmy a cenię tylko cztery, i to te które miały scenariusze doskonałych pisarzy/scenarzystów (Hen, Brandys, no i mistrz Stawiński), ale nie można człowieka bezpodstawnie oczerniać i robić z niego totalne beztalencie.
Może podeślesz link do jakiegoś filmu który nakręciłeś, zobaczymy jak wypadasz na tle filmów Kutza.
W dzisiejszych czasach kiedy wszyscy toczą pianę i szczekają jak wściekłe psy (przeważnie przy pomocy swojej klawiatury) przydałoby się trochę zastanowienia i szacunku.
I tak na marginesie, folklor jest w porządku, to coś co nas odróżnia, chyba że wolałbyś żeby wszyscy mówili jednym głosem i językiem, pili coca-colę i nosili takie same brunatne mundurki :)
Pozdrawiam.

Levis_Crack

Nie, nie wolałbym:) I nie pisałem o folklorze typu "Cienie zapomnianych przodków", filmie o uczuciach starego poczciwego homo sapiens, uderzającego pięknem pod każdą szerokością geograficzną.. może poza Indiami;)
Nie wiem czy tak jest z każdą nietuzinkową pozycją. Do niektórych człowiek dojrzewa, do innych nie może, czasem jest zbyt młody i nie potrafi się skupić. Ja i potrafię się skupić i dojrzałem, zatem mówię "Kutz jest poniżej mojego poziomu", rozumiem go ale nie łykam. Mógłbym go zaprezentować jako kawał solidnego kina, ale byłbym w tym nieszczery. Mógłbym to zrobić wyłącznie w celach edukacyjnych, dla pamięci historycznej.
Tematem moich rozmów z Amerykaninem lub Argentyńczykiem byłby Tołstoj nie Sienkiewicz. Musiałoby tak być, i nie chciałoby mi się nawet tłumaczyć dlaczego. Nikt nie zmusi mnie, abym się katował. Czy ludzie zblazowani maja prawo do resztek swojej radości:)
Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Twoje słowa są ważne, tym bardziej, że mamy do czynienia z postępującym schamieniem wszystkiego.
Historię o psie zapamiętałem jako smutną. Po tym co napisałeś obejrzałem ją ponownie (po chyba 20 latach) i uderzyło mnie jak kartonowa jest. Humor z bolka i lolka, gesty z bolka i lolka.. Wybacz. Autentyczny pozostał pies i jego pieski los.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 4
homo_sapiens

Tak, ten film Kutza (i nie tylko ten) to babol. Drętwe dialogi i takież aktorstwo, hermetyzm historii. Z Bergmanem bym jednak nie przesadzał, no, przynajmniej ja u niego za wiele nie znajduję.

użytkownik usunięty
homo_sapiens

Ale przyznasz, że ten film zostaje w pamięci. To sporo.

Nie. Po prostu ktoś czasem o nim mi przypomni.

użytkownik usunięty
homo_sapiens

I co? Wszystko zatarło się we wspomnieniach? Zostali tylko jacyś ludzie, jakieś rozmowy i jakieś miejsca?

Nie sądzisz, że takie kryterium jest jakościowo wątpliwe? Gdybyś mnie zapytał o film "Top Gun", opowiedziałbym fabułę bez większych problemów, chociaż nie jest to kino najwyższych lotów. Jednocześnie stwierdziłbym, że "Top Gun" pamiętam zawsze, a o "Nikt nie woła" ktoś musi mi przypomnieć.

użytkownik usunięty
homo_sapiens

Rzecz w tym, że to nie jest żadne kryterium, tylko obserwacja. Kryterium można sobie wymyślić, dopieścić, mądrze uzasadnić itp. Gdy na zimno mierzę film Kutza różnymi kryteriami, wychodzi mi, że to film najwyżej ponadprzeciętny, no, może z paroma przebłyskami. Ale nic na to nie poradzę, że niektóre sceny pamiętam, choć, znowu na zimno, uważam, że są przekombinowane, na siłę "zestetyzowane", aktorzy nie grają, ale odgrywają... itp.

Oczywiście może być tak, że ten film przypadkiem trafił w jakieś akurat opróżnione miejsce w mojej pamięci. Ale już kilka razy przekonałem się, że pamiętają go również ludzie, którzy go nie lubią, których denerwuje, którzy dobrze wiedzą, jak należało go zrobić lepiej. To też nie jest żaden argument, tylko poziom prywatnej anegdoty.

Zatem moja odpowiedź brzmi: Nie, nie zatarło się.

ocenił(a) film na 7
homo_sapiens

homo_sapiens:Jesteś więcej niż żałosny. W dodatku pojęcia nie masz o filmie, co widac jak na dłoni w twoim bełkocie. Żenada kompletna! Zabieraj głos na tematy, o których masz pojęcie, choćby najmniejsze. :-(

ocenił(a) film na 8
homo_sapiens

“Nie brak świadków na tym świecie”... złośliwych fobów tym bardziej...pozdrawiam z richtig cornego Slunska. Kutz wielkim reżyserem był, szkoda że nie mógl tworzyć w czasach bardziej tolerancyjnych...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones