Jako miłośnik reżyserskiego dorobku Johna Carpentera chciałem dać temu filmowi szansę i polubić go. Wszak cenię sobie nawet i słabsze dokonania tego reżysera jak np. "Duchy Marsa". Wczoraj (a właściwie dzisiaj w nocy) nadarzyła się okazja, żeby go obejrzeć, bo Polsat emitował. Jeszcze plansza tytułowa z nazwiskiem reżysera dawała jakieś nadzieje, ale potem cały optymizm uszedł. Niestety "Oddział" jest filmem złym i w niczym nie przypomina poprzednich tytułów Carpentera. Nie wiem - może to wina późnej pory (film miał być o 00:45, a zaczął się o 1:17) i zmęczenia, ale fabuła dla mnie okazała się całkiem chaotyczna i lekko niezrozumiała. Jakiś szpital, jakaś tajemnica (nie za bardzo wiem jaka) i jakiś duch wrzucony jakby od czapy, bo pojawia się może z 5 razy za cały film i morduje parę dziewczyn w zakładzie. Niby miało to jakieś uzasadnienie fabularne, ale dla mnie to nie klei się. No i pacjentki zakładu wyraźnie zdradzają, że nie są niezbyt utalentowanymi aktorkami, które jedynie udają w stereotypowy sposób wariatki. A później to już w ogóle całkiem normalnie się zachowują. Personel też jakiś dziwny - wszyscy mają udawać jakby coś ukrywali, ale co? Czasem opiekunowie zachowują się bardziej dziwacznie niż ich własne pacjentki chore umysłowo. Ten duch też jakby chciał, a nie mógł. Przynajmniej efekty specjalne były niezłe, bo praktycznie bez CGI tylko kostium/maska. I dobrze. Najsłabsze efekty praktyczne i tak będą lepsze niż jakiekolwiek CGI. Były dwie ciekawsze sceny morderstw jakby wbicie szpikulca w oko i podłączenie jednej laski pod elektrowstrząsy, że aż jej ciało zmieniło kolor i na tym koniec. Nie udało się wytworzyć żadnego klimatu znanego z innych produkcji tego reżysera. Film wygląda tak, jakby kręcił go kto inny, a Carpenter udzielił paru rad i jedynie się pod nim podpisał. Ode mnie niestety 3/10.