PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1234}

Okruchy dnia

The Remains of the Day
7,7 35 588
ocen
7,7 10 1 35588
8,2 17
ocen krytyków
Okruchy dnia
powrót do forum filmu Okruchy dnia

Moim zdaniem to bardzo...pouczający film. I najlepszą sceną według mnie jest moment z książką, kiedy Stevens nie chce ujawnić tytułu Kenton. Świetnie zagrana i jeszcze ta muzyka.. Moim zdaniem ezkonkurencyja scena w tym filmie.

alanrickman

Film naprawdę wysokiej klasy, ta scena również utkwiła w mojej pamięci.

alanrickman

a dla mnie ostanie i pożegnalne podanie dłoni, kiedy ona odjeżdżała tramwajem ... tak kurczowo chciał zatrzymać tą chwilę ...

ocenił(a) film na 10
Ambient_Fruit

Tak, w scenie książką poznajemy wrażliwą naturę Stevensa, zkrywaną głęboko pod maską profesjonalizmu i chłodu. Ale wyciskacz łez to scena na przystanku, w oczekiwaniu na tramwaj... Gra aktorska Hopkinsa - po prostu rewelacja.

Ewencja

Tak dla scislosci: to byl autobus ;]

ocenił(a) film na 10
alanrickman

Film oglądałem dawno, ale nadal mam ją przed oczami. Jak dla mnie jedna z lepiej odegranych i zapadających w pamięć scen w historii. W ogóle ciężko było nie uronić łzy nad historią pan Stevensa.

ocenił(a) film na 8
bezimienny

Zgadzam się,scena pełna oczekiwania i zawiedzenia....jak oboje pragnęli dotyku,pocałunku...a żadne jednak nie uległo....tylko po co to wszystko,w imię czego...dumy,pracy,honoru....jak wiele tracą ludzie :-( zaszokowała mnie scena kiedy Kenton płakała,myślałam że Stevens w końcu ujawni jakieś ludzkie odczucia,choćby w stosunku do człowieka w rozpaczy a nie do kobiety....ale to do końca się nie stało...czy rzeczywiście w książce jest ukazany bardziej "człowieczy" obraz Stevensa,czy w filmie zabrakło scen,ważnych,wymownych scen....?

ocenił(a) film na 10
Tamilina

Najlepsze jest to, że oboje pragnęli aby ta druga osoba w końcu pękła, bo wtedy i ta pierwsza mogłaby wyrazić swoje uczucia. Stevens i panna Kenton ewidentnie coś do siebie czuli i gdyby któreś wtedy schowało dumę do kiszeni, losy obojga potoczyłyby się inaczej. Panna Kenton nie wyszłaby nieszczęśliwie i na złość za mąż, a Stevens nie zaprzepaściłby sobie życia. Jedyne wytłumaczenie to, że czasami nie postępujemy racjonalnie, bardziej liczy jakaś źle pojęta duma i profesjonalizm niż szansa na szczęście jeśli otworzymy się na kogoś. Scena w piwnicy to był już szczyt takiego zachowania ze strony Stevensa. Ukłony dla Hopkinsa za tą rolę powinien za nią dostać Oskara.

użytkownik usunięty
bezimienny

Film masakra. Zgadzam się oboje pragnęli jednego z tym że panna Kenton świadomie. Sceny w których próbuje przełamać Stevensa są definitywnie przegranymi. Do końca Stevens nie pojmuje tak na prawdę czego pragnie, a panna Kenton do szpiku kości wie że przegrała miłość swojego życia z martwym człowiekiem.

ocenił(a) film na 10
bezimienny

Oo tak. Hopkins za tą rolę zdecydowanie zasługiwał na Oscara. Wydaje mi się, że nawet bardziej niż Hanks za Filadelfię...
Ale wracając do Twoich spostrzeżeń to absolutnie się zgadzam. Oglądając ten film po raz kolejny, dostrzegam jak oboje toczą wewnętrzną walkę ze sobą samymi. Jak już napisałeś ukłony dla Hopkinsa, ale i dla Thompson również za to, że tak genialnie potrafili to wszystko tak naturalnie pokazać :)

ocenił(a) film na 8
alanrickman

Scena z książką jak najbardziej mistrzowska ale mnóstwo w filmie scen równie znakomitych. Wszystkie sceny ukazujące wewnętrzne zniewolenie i dyscyplinę Stevensa intrygują.Mnie osobiście zafrapował fragment w którym Panna Kenton lży i naigrawa się w paskudny sposób ze Stevensa a on nie odpowiada jej.Później bohaterka przeprasza ale lokaj jakby zrzeka się swojego prawa do godności i kapituluje j.We wszystkich filmach Jamesa Ivore'ego przewija się problematyka krępujących konwenansów. rodem z Anglii

bartimus

"Później bohaterka przeprasza ale lokaj jakby zrzeka się swojego prawa do godności i kapituluje".
Nie wydaje mi sie. Wszak on sie unosi godnością. W swoim stylu.

ocenił(a) film na 8
bartimus

Dostrzegłam ogromny dramat Kenton, kiedy Stevens zastał ją zapłakaną i oznajmił tylko, że na jednej z komód jest syf. Nie dostrzegliście tej nadziei w jej oczach kiedy powiedział 'Od dawna chciałem coś pani powiedzieć, Panno Kenton...'? Ta kobieta tak bardzo liczyła na to, że wreszcie Stevens okaże trochę uczucia, zdejmie maskę zimnego służbisty...
A scena z książką-mistrzostwo świata! Hopkins to aktorski majstersztyk, wspaniale zagrał wewnętrzną walkę z samym sobą!

ocenił(a) film na 4
alanrickman

Tylko ta scena z książką mogła zrobić na mnie wrazenie. To był fantastyczny przykład gry aktorskiej, spojrzenie Hopkinsa niesamowite i intygujące. Poza tym nic ciekawego.

użytkownik usunięty
alanrickman

Wszystkie sceny prowokacji ze strony panny Kenton są mistrzowskie. Dramat w tym że jej starania odbijają się o wpół-martwą ścianę.

ocenił(a) film na 9
alanrickman

Nie ma. Caly film to jeden wielki i najlepszy moment :-)

alanrickman

Mi najbardziej w umyśle utkwiła scena, kiedy umiera ojciec Stevens'a, a on (jeśli mnie pamięć nie myli) dalej podaje do stołu i usługuję...praca ponad wszystko. Ponad miłość, uczucia i nawet śmierć własnego ojca...

ocenił(a) film na 9
ipsilon

Cóż, sam ojciec opowiadał mu historyjkę o indyjskim ochmistrzu pełnym godności, stonowanym i opanowanym nawet w obliczu tygrysa w sąsiednim pokoju.

ocenił(a) film na 7
alanrickman

Jak dla mnie najlepszą sceną była wypowiedź amerykańskiego senatora podczas ostatniej wieczerzy mityngu dyplomatycznego na temat "fachowości" europejskiej polityki - amatorszczyzna. To tak z naszego, polskiego punktu widzenia...

manDdia

Ale dobrze te scene zestawić z inną, gdzie przedstawiciele arystokracji angielskiej egzaminują z wielkiej polityki lokaja Stevensa, wykazując że demokracja nie ma sensu.

NB. Fragment na który wskazales pokazuje ze ten genialny film nie jest tylko osobliwym romansidłem, ale czyms o wiele więcej..

ocenił(a) film na 7
agur

Nie zgadzam się z tobą, że to cokolwiek wykazało. Nasz główny bohater nie wyobrażał sobie by mógł zabierać głos na tematy polityczne i dlatego wg mnie uchylał się od odpowiedzi, tak samo jak wielokrotnie później, np. podczas rozmowy z dziennikarzem, który zdradza prawdziwy powód przybycia do posiadłości lorda. Inna sprawa, że na tak skomplikowane zagadnienia ekonomiczne majordomus zapewne by i tak nie potrafił znaleźć odpowiedzi, podobnie jak większość z nas, ale to chyba automatycznie nie oznacza, że demokracja jest aż tak fatalnym ustrojem politycznym?

Tak, ten film to nie romans, raczej opowieść o wierności i zasadach służenia swemu panu, bez względu na podejmowane przez niego decyzje.

manDdia

Tu mnie nie zrozumiałes. Ja nie wyrazam swojej opinii, tylko opinię ich - dzentelmenów, która mozna strescić następująco:
Powierzanie władzy ludowi, ktory nie ma pojęcia ani o polityce wewn, ani miedzynarodowej ani co to jest parytet złota to absurd.
Owi arystokraci oraz tacy jak Stevens sa za utrzmaniem odwiecznej stratyfikacji spolecznej i jasnej hierarchii.
Z dugiej strony ci sami panowie którzy pastwią sie nad "poczciwcem" Stevensem sa nazywani przez kongresmena Lewisa - przedstwiciela Nowego Świata - innego swiata - swiata w ktorym zwykle nie rzadzi urodzenie ani klasowy przywilej lecz zdolnosci i pracowitość - amatorami, ktorzy nie znają sie na polityce i nie powinni się za nią zabierać.
Ciekawe zestawienie scen i punktów widzenia, moim zdaniem. Film nie jest nachalną propagandówką ani jednej ani drugiej strony. Ale skłamałbym gdybym powiedział, że nie daje żadnego rozstrzygnięcia: Choć Stary Swiat jest pelen uroku i nobliwych zasad, Nowy Świat jest witalny i lepiej przygotowany do nowych czasów i on ostatecznie zwycięża.

ocenił(a) film na 7
agur

Momencik. Ja wcale nie piszę, że to była twoja opinia. Chodzi mi o mniemanie owych dżentelmenów, którzy po uchylającej się odpowiedzi lokaja są przekonani o jego niewiedzy, a nie podejrzewają, że ów sługa uważa iż nie przystoi mu się wypowiadać w tej materii - raz że sam lord stoi obok i przysłuchuje się, a dwa z powodu różnicy klasowej.

PS. A jeśli można spytać, dlaczego nie decydujesz się na wystawianie ocen?

manDdia

"ów sługa uważa iż nie przystoi mu się wypowiadać w tej materii" tak, i więcej - Stevens nie ma opinii na te tematy. Obstaję, ze inna interpretacja tej sceny jest po prostu błędna. Stevens nie interesuje sie rzeczami, które wychodzą poza rolę, ktorą pełni. Potwierdza to inny fragment filmu następujący dokładnie po scenie egzaminowania Stevensa przez znajomych lorda - już po wojnie Stevens w drodze na spotkanie z panną Kenton musi dotankowac paliwo, przeprowadza rozmowę z lokalnym lekarzem, wyjawiając mu że był służacym lorda Darlingtona, (jak wiemy, zhanbionego popieraniem nazistów). Pada pytanie, czy podzielał jego poglądy. Stevens mówi wprost: Byłem ochmistrzem, moim obowiązkiem było słuzyć a nie mieć opinie. Ufałem mu całkowicie.
Ot co...
(A o co chodzi z tymi ocenami? Na moim profilu?)

manDdia

Żeby było śmieszniej, ten egzaminujący go z ekonomii i polityki bufon sam nie potrafiłby sensownie odpowiedzieć na własne pytania, bo to, co uważał za odpowiedzi, było produktem wpajanych mu od dziecka kretyńskich przekonań na temat świata i jego funkcjonowania, natomiast z faktami nie miało nic wspólnego. Merdanie ogonkami wokół nazistów to najlepszy dowód pojęcia tych ludzi o rzeczywistości i ich poziomu intelektualnego, które to cechy podsumował później Lewis. Co do poglądów Stevensa (albo ich braku), to mam wrażenie, że nawet jeżeli jakieś miał (a chyba jednak miał, co sugeruje scena nieśmiałego protestu przeciw zwolnieniu pokojówek-Żydówek), to z miejsca je wyparł właśnie dlatego, że posiadanie poglądów (jakichkolwiek, a już zwłaszcza innych niż poglądy „pana”) było dla niego pęknięciem na posągu, którym chciał być. I tak chciał być postrzegany przez otoczenie, nawet przez przypadkowego rozmówcę, którego już pewnie nigdy nie spotkał.

ocenił(a) film na 10
alanrickman

'Wszelkie zwierzęta będą przydatne w tej dyskusji.'
Odwieczny problem ludzkości, jak powiedzieć smarkaczom, skąd się wzięli na tym bożym świecie... a przy okazji niezłe podsumowanie problemów z kobietami u Stevensa.

ocenił(a) film na 9
alanrickman

Dla mnie najlepszą sceną jest ta na końcu, kiedy główni bohaterowie siedzą na ławce i zapalają się światła. Niby nic się nie dzieje, ale zastygła twarz pana Stevensa i wzbierające w oczach łzy świadczą o tym, że oto pojął, iż tego błędu nie naprawi, iż pozostanie sam, iż radość "czekających na wieczór" ludzi nigdy nie będzie jego udziałem. Jedyne, co mu pozostaje, to powrócić do swej rutyny, do tego, w czym czuje się pewnie; do tego, w czym jest perfekcyjny.

ocenił(a) film na 8
LunaExoriens

Też mnie ta scena urzekła ...

ocenił(a) film na 7
alanrickman

Ech, byłam pewna, że to będzie "Mein Kampf"...

lena_777

Haha, też tak myślałam!

ocenił(a) film na 10
alanrickman

Obejrzałam ponownie i specjalnie zwróciłam uwagę na tę scenę. Najbardziej niesamowite jest to wpatrywanie się Stevensa w p. Kenton, kiedy ona odgina mu kolejne palce, by wydobyć książkę. Zamiast patrzeć na książkę i dłonie, on wpatruje się w jej twarz...

Jeśli chodzi o scenę, kiedy Kenton płacze. Stevens jej nie "przyłapał", nie wszedł przypadkiem. Przecież on słyszy płacz i wchodzi, by... pomóc Kenton. Przecież jemu zawsze w trudnych sytuacjach "pomagała" praca (on to tak postrzegał). Pomagała mu nie stracić równowagi, nie rozklejać się, po prostu się trzymać. To był dla niego priorytet. Więc kiedy słyszy rozpaczającą Kenton, wchodzi i mówi cokolwiek dotyczącego posiadłości i obowiązków, by ją "ustawić do pionu", ale robi w dobrej intencji. Wczoraj oglądałam ten film kolejny raz i tak to odebrałam. Nam ciężko to zrozumieć, ale wtedy było zupełnie inne podejście nie tylko do okazywania uczuć, ale i sensu ich okazywania. Przecież to się dzieje prawie 100 lat temu, ludzie nie wiedzieli, że dusząc wszystko w sobie skazują się na nieszczęście.

Rola Hopkinsa to wg mnie mistrzostwo świata, ale Emma Thompson dotrzymuje mu kroku. Jej mina, kiedy odjeżdża autobusem... Czysta rozpacz, bezsilność i ogromny ŻAL. Ale także współczucie, bo ona przynajmniej ma córkę, coś jednak przeżyła, a on jest całkowicie zamrożony :(

Polecam też wszystkim książkę noblisty Kazuo Ishiguro.

ocenił(a) film na 9
cvana

"Jeśli chodzi o scenę, kiedy Kenton płacze. Stevens jej nie "przyłapał", nie wszedł przypadkiem."

Akurat to jest, moim zdaniem, najsłabsza scena w filmie, który nie ma innych słabych scen. Ta jedna nie pasuje do całości. Ponieważ czytałaś książkę Ishiguro nie będę Ci mówił dlaczego, ale na pewno pamiętasz, że Stevens wg. Ishigury nigdy nie przełamał tej bariery. W filmie nie odbieram tego jako pomocy, ale jako dodatkowy zimny cios pozbawiający Kenton złudzeń. Tego Stevens Ishigury by nie zrobił. Właśnie dlatego, że jest profesjonalny, a nie uczuciowy. Scenarzysta (czy reżyser) chciał tu trochę dołożyć do pieca, ale niepotrzebnie. Taka jest moja interpretacja. Oczywiście Twoja nie jest zła, tylko nie pasuje do mojej układanki i jak odebrałem charaktery postaci i ich zachowania.

Tak czy siak film i książka to petardy.

ocenił(a) film na 10
JFR

Dzięki za uwagę. Ciekawe, jak można różnie postrzegać jedną scenę :) Wg mnie to świetny moment w filmie. Zimne pozbawienie złudzeń? To w ogóle nie pasuje do "mojego" Stevensa. Ja go odbieram jako bardzo dobrego, wrażliwego człowieka, tylko niestety całkiem zamrożonego i zahamowanego. Po co miałby pozbawiać ją złudzeń? Dla mnie chciał na swój sposób pomóc, przerwać jej płacz, chciał, żeby wszystko było "normalnie" i chodziło jak w zegarku, w sposób, który znał, czyli powściągliwy i bez gwałtownych reakcji.

ocenił(a) film na 9
cvana

To może inaczej, chociaż właśnie nie chciałem innym spoilować książki, ale


SPOILER
Stevens u Ishigury miał dwie okazje pocieszyć Kenton, ale w żadnym z tych przypadków tego nie zrobił. Czytałem dosłownie kilka dni temu, więc pamiętam dobrze.

Niezależnie jak odmiennie to interpretujemy to właśnie ta scena mi nie pasuje do - jak dobrze zauważyłaś - "zamrożonego i zahamowanego" Stevensa. Po prostu książkowy Stevens jest bardziej konsekwentny, a filmowy na moment się wymknął ze swojej klatki :).

ocenił(a) film na 10
JFR

Zmobilizowałeś mnie, żeby ponownie przeczytać :)

ocenił(a) film na 10
JFR

A książkę czytałam dawno, ale ją mam i od jakiegoś czasu chcę odświeżyć.
Zgadzam się, że oba dzieła to najwyższa półka.
W książce uwielbiam ten niby prosty sposób opowiadania - a między wierszami aż buzuje... Czytałam prawie wszystkie książki K.I. i to jedna z moich 2 ulubionych (druga to "Nie opuszczaj mnie" - na końcówce się poryczałam jak nigdy wcześniej ani później nad żadną książką).

ocenił(a) film na 7
alanrickman

Może nie najlepsza, ale wzruszyła mnie scena, gdy ojciec Stevensa po upadku wraca na podwórko i ćwiczy każdy krok, by móc dalej nienagannie wypełniać swoje obowiązki.
James i William to lustrzane odbicia. Dążący do ideału pracoholicy, którzy czują się wartościowi tylko wtedy, gdy mogą komuś usługiwać. Smutna to konkluzja. William na łożu śmierci interesuje się czy wszystko jest gotowe na przyjęcie gości, William natomiast sam stwierdza, że pewnie będzie pracował do końca swych dni - wie, że tak jak jego ojciec, umrze w domu pracodawcy. Tyle, że będzie odchodził zupełnie sam.
Myślę, że plusem tego filmu jest to, że budzi w człowieku tyle emocji. Z jednej strony człowieka niesamowicie frustruje i drażni postawa kamerdynera - jego chłód w stosunku do ludzi, brak spontaniczności, poczucia humoru, jego zaślepienie. Z drugiej natomiast zdarzają się przebłyski, pęka w nas coś, bo odkrywamy nieliczne, ale może przez to cenniejsze skrawki jego głęboko skrywanej ludzkości (scena z książką - myślę, że wstydził się właśnie tego, że czytanie romansu ma mu dać namiastkę prawdziwego, spełnionego i szczęśliwego życia, którego wie, że nigdy nie zazna). Ambiwalentne uczucia względem głównej postaci - najpierw współczujemy, bo był martwy za życia (praca dawała mu pozorne poczucie zadowolenia - mam wrażenie, że to była ucieczka od prawdziwego świata, indywidualności, odpowiedzialności, podejmowania ryzyka. Posiadłość była jego strefą komfortu, opanował swoje obowiązki do perfekcji i wiedział, że jest komuś potrzebny - a każdy przecież chce być ważny w czyimś życiu). Potem przypominamy sobie, że to wszystko było na jego życzenie, że w głębi serca wiedział, iż szczęście jest na wyciągnięcie ręki, ale nie odważył się zrobić pierwszego kroku. Być może jego pechem było, że pokochał osobę, która również nie umiała się złamać. Ale nadal odpowiedzialny za swój los był właśnie on i dlatego nie wiemy do końca, jak go oceniać.
Smutny film, na który należy spojrzeć z szerszej perspektywy, bo mówi przecież o wielu kwestiach. Nie tylko nieszczęśliwej miłości czy życiu w ogóle.

ocenił(a) film na 8
alanrickman

W kategorii "najlepsza" chyba nie mam faworyta. Pozostając w kategorii "naj" sceny :) :
- najbardziej wzruszająca to pożegnanie pani Benn ze Stephensem (a konkretnie gdy pani Benn płacze), jest to jedyna scena w filmie podczas której zawsze mam wilgotne oczy
- najbardziej emocjonalne - scena z książką i gdy panna Kenton opowiada jak wspólnie z kompanem wyśmiewają nawyki Stephensa.

Poza tym, podczas spotkania w posiadłości, gdy jeden ze znamienitych gości wypytuje Stephensa o różne kwestie (z tego co pamiętam polityczne, społeczne) ten pamięta o swojej roli. Pokazuje swój profesjonalizm (jednocześnie jegomość wystawia Stephensa na pośmiewisko). Nawet gdyby chciał odpowiedzieć na te pytania, to wiedział, że nie przystoi.

Po przeczytaniu książki i kilkukrotnym obejrzeniu filmu naszły mnie wątpliwości, czy Stephens naprawdę darzył uczuciem pannę Kenton, czy po prostu niebywale ją cenił. Żył przez wiele lat odseparowany tak naprawdę od kontaktów z innymi ludźmi, mało kto mógł mu zaimponować.
Pamiętam, że gdy obejrzałam Okruchy po raz pierwszy, miałam absolutną pewność co do uczuć z obu stron.

ocenił(a) film na 8
alanrickman

Widziałem wczoraj po raz drugi ten film i też ta scena zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.

alanrickman

Mnie najbardziej "rozwaliła" scena, w której Stevens trzyma butelkę i rozmawia z panią Kenton o sprawach służbowych, gdy ta jest kompletnie zapłakana.
Ogólnie uważam, że główny bohater jest... niedorozwinięty... Emocjonalnie, społecznie - jakkolwiek, ale dosłownie jest nienadający się do związku. Poznałam kiedyś kogoś takiego i wiem, że to nie jest kwestia konwenansów. "Mój" pan Stevens miał to samo - rażącą nieumiejętność rozmowy z kobietami, z wyrażaniem uczuć itp. Zwykle to kwestia jakiś traum z dzieciństwa itp itd...

Trzeba po prostu łapać byka za rogi i nie czekać. Film powinien być opatrzony informacją "Minister Polityki Rodziny ostrzega..." i służyć jako materiał dydaktyczny, co się dzieje, kiedy marnuje się szansę na związek oparty na uczuciu. Później tacy faceci na starość nie żyją wcale jak Mick Jagger, czy inny Hugh Heffner, tylko są samotni - taka jest rzeczywistość, a nie ta lansowana przez media! Nie tylko my kobiety się starzejemy! Wy, Panowie też!

ocenił(a) film na 9
alanrickman

Typowy pracoholik mający problem ze swoimi uczuciami. Tacy niestety się nie raz wiążą z kimś . Wiem , bo moja koleżanka ma męża pracoholika u nich miłość w zachowaniu niczego nie zmienia. Praca jest zawsze na 1 waszym miejscu. To schemat , bo po którym łatwo się poruszać.

ocenił(a) film na 9
alanrickman

Scena w której jeden z przemądrzałych gości lorda peroruje iż ludzie prości są zbyt głupi oraz ograniczeni by warto było pytać ich o zdanie w poważnych sprawach. Na dowód tego, zaczepia on bohatera granego przez Hopkinsa i zadaje mu kilka "światowych" pytań.
Widz doskonale rozumie, iż kamerdyner jak najbardziej byłby w stanie wejść w dysputę jak równy z równym. Lecz to oznaczałoby wyjście przezeń poza rolę ściśle przypisaną kamerdynerowi, czyli jakby "brak profesjonalizmu". Zatem Hopkins z kamienną twarzą przyznaje się do swego jakoby braku kompetencji i pozwala pyszałkowatemu arystokracie zatriumfować. Przyjmuje upokorzenie, ale za to konsekwentnie i do końca odgrywa rolę kamerdynera doskonałego.

Ale kilka osób przede mną już wypunktowało tę samą scenę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones