Dlaczego oni w ogóle zeszli z tej łodzi podwodnej?
Zostało przecież powiedziane, że jest ona samowystarczalna na pół roku. Załadować
najlepszym jedzeniem, alkoholami i jaraniem, dla bardziej ambitnych literatura i filmy, no i
oczywiście do tego najpiękniejsze kobiety wybrane poprzez casting.
A ci po prostu wyszli, napromieniowali się po to by ostatecznie i tak wrócić na łódź.
Rozumiem, że koniec nie miałby takiego klimatu, ale to zakończenie jest nielogiczne, każdy
by przedłużył swoje życie o pół roku imprezy. ;-)
Niemniej 10/10.
Nie pamiętam, żeby było tak mówione, że na pół roku, ale abstrahując pewnie jakby weszły panie, to powietrza byłoby na pół * 0,5 = trzy miesiące. Może i kombinowali na łodzi, ważny jest skutek, a skutek był bardzo widoczny...
Było powiedziane że pół roku :) Swoją drogą ciężko wyobrazić sobie co człowiek zrobiłby w takim momencie.
W atomowej łodzi podwodnej nigdy powietrza nie braknie. Tlen wytwarza reaktor, do tego zasięg również jest nieograniczony. Jedyne co ogranicza czas przebywania atomowego okrętu podwodnego pod wodą, są zapasy żywności, stąd 6 miesięczne ograniczenie.
Z tego co czytałem w książce musieli się wynurzać by nabrać powietrza, nie oglądałem filmu tak było w oryginalenej książce z 1957 z tego co doczytałem jest to błąd autorka książki, jednak trzeba też wziąć pod uwagę, że w tamtych latach możliwe, że nie było takiej informacji podanej publicznie.
Z tego co ja pamiętam to wynurzali się by sprawdzić poziom promieniowania. Przecież powietrze było skażone i nie mogli z niego korzystać. Co do odzyskiwania tlenu gorącej wody, to nie był żaden skomplikowany proces i żadna tajemnica. Gdzieś widziałem filmik propagandowy z tamtego okresu, w którym wprost chwalono się tym, że okręt nie musi się wynurzać. ;)
Książka była pisana w w 1957, technologia mogła się zdziebko zmienić do 2000 roku, hm? ;-) Także w tamtych czasach takiej technologii mogło nie być, mogła być też nowa i autor mógł jeszcze o niej nie słyszeć. Bez znaczenia. Książka książką, a film - filmem.
Według mnie oni się poddali, czytałem co nieco o takich chmurach można je zlikwidować wywołując deszcz jest to bardzo kosztowne ale realne a srodki ku temu mieli.Fakt ocean byłby skazony lecz Australi jest olbrzymia a ludności mało . ZSRR było ekspertem defilady i olimpiada słonecznie choc koszta olbrzymie. To na dzis jednak na 1957 nie, ale film z 2000
Scenarzysta "musiał" trzymać się ram wytyczonych w powieści, na podstawie której film powstał:)
Co do alternatywnych zakończeń...mogły by być setki różnych łącznie z ukrywaniem się w kopalniach, stacjach metra itd.
Wszystko to było wyjaśnione dość dobrze w książce:
1. Dwight miał chorobliwe przywiązanie do zasad. Często powtarzał że przez całe życie działał zgodnie z zasadami obowiązującymi w marynarce USA i nie zamierza tego zmieniać w tych ostatnich dniach. A zgodnie z regulaminem marynarki kobiety nie miały wstępu na okręty podwodne. Do tego bardzo mu zależało aby okręt marynarki USA nie rdzewiał w jakimś obcym porcie. Dlatego też postanowił go zatopić na wodach międzynarodowych (z książki nie wynika jednoznacznie czy faktycznie tak się stało).
2. W książce rozważano możliwość ucieczki z Australii np. na Tasmanię co pozwoliłoby im ocalić życie jakiś miesiąc dłużej. Ale wszyscy uznali że to bez sensu, bo skoro i tak muszą umrzeć to wolą "u siebie".
3. Na logikę - nawet gdyby okręt podwodny mógł pływać te 6 miesięcy pod wodą to co dalej? W książce wyraźnie napisano, że biorąc pod uwagę czas niezbędny do rozpadu cząstek radioaktywnych to upłynie 20 lat nim skażone tereny będą się nadawać do ponownego zamieszkania. Nie było szans przetrwać takiego czasu gdziekolwiek, na żadnym okręcie, w żadnym bunkrze. Wszyscy musieli umrzeć. Mogli co najwyżej odwlec ten moment.
Zresztą to nie w stylu postaci u Armanda Assante - zwiewać. Cała zagwozdka w jego rolach polega właśnie na tym - że mógłbyś zwiać, ale zostałbyś szczurem do końca swojego krótkiego i marnego żywota. Niektórzy nazwaliby to odwagą cywilną, inni metafizyczną tęsknotą za Tanatosem. A jeszcze inni - wojskowym nieopuszczaniem posterunku.
Nie twierdzę, że Assante w realu byłby święty, albo że wszyscy powinni zapomnieć o przetrwaniu. Mówię, w jaki sposób aktor jako aktor dobiera role.
20 lat spokojnie można by było przetrwać na okręcie, gdyby zamiast
a) pełnej załogi popłynęło tylko kilka osób
b) udało się zgromadzić bardzo duże ilości suchego prowiantu i zawalić nimi cały okręt
W bunkrze sytuacja byłaby prostsza, bo bunkry przeciwatomowe mają zapasy na kilkadziesiąt lat, ale pewnie już wszystkie zostały zajęte, przez odpowiedni personel ;)
Poza prowiantem pozostaje jeszcze kwestia powietrza. Z różnych toksyn czy zanieczyszczeń powietrze można filtrować, ale czy z promieniowania? No nie wiem. Poza tym w książce opisano dość dobrze podróż z Australii do Seattle - byli pod wodą przez ok. miesiąca bez przerwy i niektórym już puszczały nerwy. Co to by było po 20 latach? ;)
Przed promieniowaniem chroni warstwa wody. Jeśli pozostają w zanurzeniu, to nic im nie grozi. Jeśli chodzi o psychikę, to pewnie puszczałyby nerwy, pewnie byłyby bójki, może nawet zabójstwa, ale mieliby realną szansę przetrwać.
Od początku, jeśli chodzi o oddychanie na okrętach podwodnych, największym problemem nie był brak tlenu, tylko dwutlenek węgla. Podejrzewam, że dzisiejsza technologia daje sobie radę z odzyskiwaniem tlenu z CO2.
Ja bym chyba p*erdolca dostał już po roku takiego mieszkania na okręcie, a co mówić o 20 latach? To chyba gorsze niż siedzieć w kiciu. Pozostaje jeszcze kilka kwestii praktycznych:
1. Czy od jedzenia samego suchego prowiantu nie dostaliby np. szkorbutu?
2.Czym by się żywili, jak już promieniowanie by zanikło? Wszystkie zwierzęta i rośliny by pewnie wyginęły.
3. Z kim by się rozmnażali? :)
P*erdolca z pewnością by dostali, ale myślę, że większość ludzi wolałaby nawet takie życie niż śmierć.
1. Faktycznie mogliby mieć problemy ze zbilansowaną dietą, choć sądzę, że jakoś by pociągnęli.
2. Nie wiadomo, czy promieniowanie by znikło, 20 lat to jednak dość krótko jeśli chodzi o skażenie radioaktywne.
3. Czy by się rozmnażali to już ich sprawa, jeśli chcieliby sobie po prostu pożyć, to bez sensu, bo rozmnażając się zużywaliby zapasy.
No ale jak by się nie rozmnażali, to ludzkość by i tak wyginęła wraz z ich śmiercią. Także jeśli by chcieli ponownie zaludniać świat, co najmniej jedną panienkę musieli by zabrać ze sobą. Albo małą dziewczynkę, która by dorosła na okręcie, a z którą by się rozmnażali po tych 20 latach :) Ogólnie to cała koncepcja skażenia przedstawiona w filmie nie ma sensu, nawet cały arsenał nuklearny jakim dysponuje ludzkość nie wystarczyłby do skażenia całej atmosfery.
PS. Przyszło mi do głowy, że mogliby zamontować na okręcie lampy ultrafioletowe i hodować jakieś warzywa na pokładzie.
A wystarczył schron z lampami HPS, i mogli by spokojnie jarać sobie przez conajmniej 20 lat:) Tylko, że jakby promieniowanie ustało to nikomu by się nie chciało wychodzić:(
Gdyby popłynęli na Antarktydę, gdzie skażenie dotarłoby za kolejne kilka miesięcy i wtedy by się zanurzyli, to przedłużyliby swoje życie o rok. Gdyby do tego jeszcze chcieli się pobawić w survival, zrobili dodatkowe zapasy jedzenia z pingwinów i fok, i racjonowali porcje, to mogliby przetrwać w zanurzeniu nawet dwa lata jak nie więcej. Zapasów tlenu na atomowym okręcie podwodnym niema, bo jest wytwarzany na bieżąco. Reaktor atomowy może pracować bez przerwy dziesiątki, jeśli nie setki lat. Jedyne, co ogranicza czas zanurzenia to własnie zapasy żywności. Można by zrobić o tym serial, ale podejrzewam, że byłby niewiarygodnie nudny ;)