Obejrzałem wczoraj i stwierdzam, że film jest ciężki. Ale nie ze względu na te sceny (a raczej treści) erotyczne. Owszem, 30 lat temu był to pewnie szok, ale dziś to nie zaskakuje.
Nie powiem, żeby to był film o samotności, miłości, itp. - ciężko w ogóle stwierdzić, o czym jest ten film i chyba najlepiej oddaje to komentarz recenzji, iż tematem są urealnione fantazje seksualne samego reżysera z nieznajomą młodą kobietą.
Obraz oraz gra aktorów jest oczywiście na poziomie. Zgadzam się z poprzednią opinią, że można sobie interpretować wedle woli, bo taki przywilej w sztuce.
Jednak stwierdzam, co może się wielu fanom nie spodobać, że poza tym co napisałem wyżej film jest jakby "niedopracowany", taki miałki. Mam na myśli m.in. sposób reżyserii/scenariusz. Bohaterowie są nieźle walnięci - to ich łączy, ale poza tym ciężko zbudować mi jakiś bardziej logiczny "portret psychologiczny" - jakby nie odsłonięto ważnych elementów życia postaci, na których można by się oprzeć i wyjaśnić ich zachowanie/osobowość. To z kolei co widać lub łatwo można się domyśleć - to jakby dla mnie za mało :) Podkreślam - dla mnie.
Druga ważna dla mnie sprawa, to odbiór emocji w tym filmie. Przez pierwszą godzinę w filmie sporo się dzieje - jednak mam trudność z wyczuciem emocji. Rozumiem, że to nie romans, że nie są "uczuciowo odurzeni", ale ciężko odczuć choćby napięcie narastania pragnienia, pożądania drugiej osoby. Jakby uprawiali ten seks, bo reżyser im kazał :D Tak jakby to było fatalnie zagrane przez aktora - a wiemy przecież, że to nie to ;-) Dopiero scena Paula nad trumną była "emocjonalnie autentyczna".
Film jak najbardziej ponadczasowy, ale nie porwał mnie.
Swoją drogą zauważyłem analogię do filmu Intymność (a raczej odwrotnie-wiadomo), który to też wzbudził obrzydzenie i zarzucono mu "porno-szok" i nic poza tym. Jednak moje wrażenia przy Intymności były mocniejsze, a oddanie tego co działo się w bohaterach - bardziej autentyczne.
Na koniec długiego wywodu - zachęcam do obejrzenia obydwu filmów. Tango ma specyficzny ciężki, rzekłbym duszny klimat, no i jest to klasyka z legendą kina, którą warto zaliczyć w poczet filmów obejrzanych.
Pozdrawiam!
Zgadzam się Tobą że jest to film ciężki do oglądania.
Jednak w żaden sposób nie mógł bym go porównać z filmem Intymność.
Intymność jest o ludziach w normalnych,zaspokajających swoje potrzeby seksualne i duchowe.
Natomiast film Ostatnie Tango w Paryżu,opowiada historię cierpiącego wykolejeńca,który deprawuje młodą dziewczynę.
W sumie film się trzyma jedynie na genialnym aktorstwie Marlona Brando i Marii Schneider.
W filmie jest dużo wulgaryzmów i scen seksualnej przemocy.
Ze się nie dziwię że dla młodej ,mało doświadczonej aktorki Marii Schnaider była to trudna rola.
Po której podobno potrzebowała pomocy psychiatry.
Ciężki film obejrzany o równie ciężkiej porze (1.35). Bardzo dobry jednak czegoś mi w nim brakowało. Mnie nie zaszokowal, bardziej uderzyły mnie Gorzkie gody.
Oglądałem wczoraj o podobnej porze.
Dodatkowo łeb mi pękał od nadmiaru promili.
Dzisiaj była trauma . . . podwójna!
no nie powiedziałabym, że to historia "cierpiącego wykolejeńca, deprawującego młoda dziewczynę" ;)
To mężczyzna głęboko nieszczęśliwy, z kiepskim życiorysem, któremu się wydawało, że wreszcie ułożył sobie życie, i nagle się okazuje, że żona go zdradzała a na koniec popełniła samobójstwo. To nie tak, że oni mieli "otwarte małżeństwo", jak to w rozmowie z kochankiem stwierdził Brando; przy łożu śmierci żony mówi przecież coś zupełnie innego. On był w specyficznym okresie żałoby. I nagle co? Jego młoda kochanka oznajmia mu, że go kocha. On początkowo wkurza się, ale po pochowaniu żony czuje się znów wolny, czuje, że wreszcie znalazł kobietę, jakiej szukał przez całe życie.
A ona? Jako 13-latka masturbowała się wraz z kuzynem pod kasztanowcem ;) Z mieszkania jakoś nie ucieka, widząc tam obcego mężczyznę. To dziecię lat 70-tych, chodzące w samej bluzce bo sukienka tego nazwać nie sposób ;)
Porównanie do "Gorzkich Godów" całkiem trafne, mimo że te Łatwiej przyswajalne jakby! Ale i czas krecenia inny, wiec porónanie jaknajbardziej trafne. Bardziej cenię "...tango..." ale chetniej ogladam (który to juz raz) "Gorzkie gody" . A może to mój kult ciekich tematów?
cięzki i prymitywny, mieszanie religijnosci z blotem jest tego najwiekszym wyrazem, ochydny film!
"Ciężki", oj tak, to idealne słowo aby użyć go w opisie emocji jakie odczuwałam podczas oglądania filmu. Mi osobiście źle i trudno oglądało się "Ostatnie tango w Paryżu". Nie wiem jak go ocenić, ani co inteligentnego mogłabym na ten temat powiedzieć. Film nie tyle mnie zszokował co przytłoczył... mniej więcej tak się czuję świeżo po zobaczeniu tego filmu.
Ja dokładnie tak samo, lecz przy niższej ocenie... Trudny? Trudny to jest egzamin, ten film momentami był obrzydliwy (scena przy łóżku żony, zwierzęcy sex...). 5/10 to max...
... większość filmu nie wiadomo co ma oznaczać... średnio polecam, a z pewnością nie z partnerem... Upodlenie siebie, drugiej osoby...
Co było obrzydliwego w scenie przy łóżku żony? Według mnie ta scena jest całkiem dobra. Postać grana przez Brando daje upust swoim emocjom. Widać, że Paul kochał swoją żonę, ale także gdzieś tam w środku zbierała się nienawiść za to, że go zdradziła, że się zabiła i zostawiła go samego (a sam Paul stwierdza przecież, że też by to zrobił, gdyby miał do tego odwagę). Kiedy myślał już, że jego życie ma jakiś sens, ona rozwaliła je tanią brzytwą. Nie mógł już nigdy spytać jej ani o powody samobójstwa czy zdrady, ani powiedzieć jej, co o tym myśli, bo przecież nie żyła, więc te nagromadzone emocje nienawiści i żalu eksplodowały w tej scenie, najpierw wrzaskiem i wyzwiskami, a później płaczem gdy wyciera makijaż z jej twarzy.
Ta scena była naprawdę tak obrzydliwa?