I tylko w tym sensie ten film jest jajcarski. Vivarto, why?! Nic tu nie ma, marny dowcip, postacie bez właściwości i wymyślona na poczekaniu historyjka. Rozciągnięte sceny i dialogi o dupie maryni, aby tylko jakoś wypełnić filmowy metraż. Lubię czarny humor, ale wydać dwie dychy i siedzieć dwie godziny w kinie, żeby się parę razy uśmiechnąć z totalnego wygłupu - porażka.
W pewnym sensie, podziwiam Stellana Skarsgarda, że wziął w tym udział. Jest takie powiedzenie o zawodzie aktorskim "... a aktor jest od grania", on tutaj bardzo dobitnie pokazał, że przestrzega tej reguły.