Po obejrzeniu swietnej dolarowej trylogii przyszedl czas na kolejny klasyk westernu oraz rzekomo jedna z lepszych produkcji Leone. No coz... ja odebralem ten klasyk troszke inaczej.
Juz po paru minutach film zaczal mnie meczyc poprzez niepotrzebne przedluzanie ''rozrywki''.
Ale to nie jedyny zarzut w stosunku do tego dziela:
-nijacy bohaterowie (szczegolnie irytujacy Bronson)
-chaotyczny montaz
-i jak dla mnie srednie aktorstwo (moze z wyjatkiem Fondy)
Na pewno na wyroznienie zasluguje soundtrack, chociaz i tak slabo wypada na tle trylogii dolara.
Wiem, ze spadnie hejt, ale (nie)stety takie mam odczucia odnosnie tej produkcji.
dolarowa trylogia bylem zachwycony niestety w tym przypadku takze czulem wielki zawod....
krótko - średniak. Nie wiem dlaczego 8/10 na stronie. Cała fabuła mnie nie porwała, ale sam początek bardzo fajny ;)
Na plus należy ocenić świetny montaż, kapitalne ujęcia i naprawdę dobrą grę aktorską. Muzyka jest niezła, ale wmontowana czasami bezładnie. Bywało pod tymi względem lepiej.
Generalnie obraz jest na bardzo wysokim poziomie technicznym i estetycznym. Mógłby służyć w tym aspekcie za wzór - czapki z głów. Po prawie 50 latach nadal wiele tworów kina się do takiego poziomu nawet nie umywa.
Najsłabszym wydaje się mi w filmie scenariusz, który nie porywa. Nie jest zaskakujący, bardziej pasujący do jakiegoś serialu czy opery mydlanej - ot spokojna historyjka z dozą dramatu, na wpół romantyczna. Zaskoczyła mnie jako widza jedynie współpraca pomiędzy Harmonijką a Cheyennem.
Ten drugi to postać trochę oddana zbyt płytko - dlaczego jako przywódca bandy, zasługując na więzienie i będąc zdolnym do wystrzelania strażników, okazuje się być wobec "panienki" i przybysza taki przyjazny? Przez chwilę miałem wrażenie że zostanie, i będzie kołysał na kolanach dzieci...
Stał się kozłem ofiarnym w tej sytuacji, lecz można było to pokazać wyraźniej - przywódca buntowników którzy żyją poza społeczeństwem naginając prawo ale go nie łamiąc, zostaje wrobiony (ludzie boją się tych którzy żyją wolni) i ma tylko jedno wyjście - podjąć walkę i się oczyścić. A tymczasem z bandy naprawdę groźnych z początku zakapiorów (scena w barze) wyszły fajne koleżki. Wygląda to trochę dziecinnie.
Tak samo myślałem, ale jest w tym coś dziwnego bo jak oglądam ten film któryś raz z kolei coraz bardziej mi się podoba
Słowo w słowo się pod tym podpisuje. Jednak rozumiem, że ludzie mogą uważać, go za najlepszy i szanuje ich wybór, bo jednak gusta są różne. Jednak przede wszystkim "Za kilka dolarów więcej" i "Dobry, Zły i Brzydki" to dla mnie niedoścignione ideały westernów, lepsze od tego w każdym możliwym elemencie. Clint i Van Cleef potrafili stworzyć niepowtarzalną atmosferę, w dodatku muzyka mimo wszystko o wiele lepsza była w trylogii. Ten western natomiast oglądałem na 2 razy. Pierwszy raz zasnąłem, drugi raz już podobnie, ale się przemogłem, gdzie w przypadku np. "Za kilka dolarów więcej" na chwile nie poczułbym zmęczenia nawet po nieprzespanej nocy.