Był klimat... taniego filmu, który skąpił dobrej bitwy morskiej i efektów specjalnych.

No, zgadzam się mnij akcji niż w 2 i 3 ale dla mnie to lepiej, bo na bitwie wgl nie wiedziałam na którą część ekranu patrzeć. Dla mnie po takim przepychu, dobrze ze dali coś przy oglądaniu czego nie dostaje się zeza. Jedyne co mnie wkurzało jak jasny pierun, to to że było mało czasu na sceny z udziałem tylko jacka i angelici, non stop ktoś im przeszkadzał. Szkoda, ich kłótnia na klifie to zawsze mnie rozśmiesza, trochę jak stare małżeństwo, a trochę jak pięciolatki :). Dla mni i tak - 1 najlepsza, wszystkiego mniej więcej po równo.

Prawda skąpił. A wiesz dlaczego? Bo twórcy stwierdzili, że w tym filmie trzeba odejść od morza, bo mogło się to przejeść. Popełnili błąd i tyle.Mam nadzieję, że chociaż 5 będzie na lepszym poziomie.

Nie powiedziałbym aby odejście od morza było błędem. Ja oceniam to jako lekki powiew świeżości po tych patetycznych wojakach w wirach morskich czy przesadzonych scenach wysadzania okrętów linowych. Przecież trzecia część była maksymalnie przekoloryzowana, a przez to nieznośna i męcząca w oglądaniu. W "Na nieznanych wodach" przeszli bardziej w klimaty przygody, eksploracji co im bardzo dobrze wyszło. Owszem, film sam w sobie idealny nie jest ale ten motyw uważam za udany.

To są PIRACi, a nie archeolodzy. Bitwy morskie są konieczne w pirackich filmach i tyle. A bitwa w wirze morskim była dla mnie epicka i świetnie się zakończyła. Cała trylogia była genialna, a to za sprawą Jacka,Lizzy,Turnera i Barbossy. Każda osoba z tej czwórki jest niezastąpiona. Stąd krach 4.

Piraci to przede wszystkim motywy zaginionych skarbów, a nie emocjonujące bitwy morskie. Takie potyczki są jedynie dodatkiem. Tak przynajmniej było w pierwszej części. Później niestety nuta przygody została zdominowana przez ciągłe potyczki, które z czasem zaczęły męczyć i stracił na swojej epickości jak i efektowności. Bitwa w wirze w mojej ocenie była najżałośniejszym motywem całej serii. Maksimum patosu, taniego efekciarstwa i sztucznych prób zakończenia serii z pompą. Niestety im to nie wyszło. Do tego na koniec walnęli tkliwym motywem ślubu między Elizabeth i Willem, który wywołał u mnie uczucie zażenowania. Poziom historii godny filmów dla kanału Puls TV. Aha, jeszcze bym zapomniał o tym że biedny Willuś będzie się musiał z żonką widywać co ileś tam lat. Ludzie, denny i mało absorbujący scenariusz. Pozbycie się tej pary gołąbków wyszło serii na dobre, bo w końcu zakończono z niestrawnym piciem sobie z dzióbków dwóch bohaterów, których romans był od początku do końca tragicznie poprowadzony. Na ich miejsce wprowadzono żywiołową Angelicę, która w wykonaniu Penelope zrobiła o wiele większe wrażenie w początkowych minutach swojego pojawienia się, niż Keira czy Orlando przez całe trzy filmy.

W zamian tego dodano żałosny wątek miłosny ksiądz-syrena. Super zamiana, naprawdę... Mają się czym chwalić. To dopiero było sztuczne. I nie przesadzaj z tym, że na każdym kroku byłą bitwa morska, bo to nieprawda. A akcja w Singapurze, droga do krainy zmarłych,powrót, Zatoka Rozbitków, pertraktacje? To jest przynajmniej połowa filmu, a trzeba do tego dodać wiele innych momentów. 3 to przede wszystkim zdrady,sojusze,knowania,kłamstwa. To mi się właśnie w tym filmie podoba.

A mi się ten wątek miłosny akurat podoba :>

Chociaż wiem, że sztuczne, to mi się podobał xD

Jack Sporow i tak był świetny :D Ale zgadzam się z tobą ;) Oby Swann i Turner byli w 5 części. Nie wiem czy by zrobili tak dobry serial o PzK jak te filmy.

Najlepiej moim zdaniem byłoby gdyby mogli się spotkać, fajnie byłoby zobaczyć taki kontrast między nimi :). No ale to marzenie ściętej głowy niestety :