On nie jest na tyle dojrzały, by przełamać nudną rutynę z żoną. Dlatego rzuca się w ramiona
młodszej i piękniejszej, łudząc się, że z tą akurat rutyna nigdy go nie dopadnie. Historyjek opartych
na tym schemacie mieliśmy już w kinie wiele, więc dla mnie ani to nowe, ani romantyczne. Szejk-
mędrzec który pod galabiją zapewne chowa jakąś "Wielką księgę aforyzmów" i studiuje ją w
wolnym czasie, jakoś nie dodaje temu odgrzewanemu kotletowi wiele uroku. Miało być zabawnie i
romantycznie, a jak dla mnie wyszło nijak. Można obejrzeć, ale... po co?
problem nie tkwił w niedojrzałości jego, czy w rutynie. problem tkwił w jego żonie, która nie okazywała mu w żaden sposób uczuć; jest parę takich scen, w których doskonale to widać. do pewnego czasu zależało mu na odratowaniu tego małżeństwa, ale punktem zwrotnym był jej wyjazd.
Film mógł być zdecydowanie lepszy, no, a wyszło jak wyszło. Jeśli mam wyrażać swoje zdanie, to prędzej zrozumiem jego postawę, widząc jaka była dla niego żona, niż postawę Harriet, gdzie wydawało się, że jest zakochana w swoim chłopaku, rozpacza, bo myśli, że umarł, a gdy się pojawia odprawia go z kwitkiem. No chyba jakaś lojalność być powinna, tym bardziej, że ten chłopak nic nie zrobił, żeby go tak potraktować.
no jak to nic nie zrobił- umarł i ożył :P
mnie akurat film sie podobal (piekne widoki i energiczna KST)
ale rzeczywiscie jakies to takie banalne...
Harriet "znała" swoje chłopaka trzy tygodnie. Sama zresztą powiedziała, gdy już myślała, że nie żyje, że tak naprawdę nie miała szansy go dobrze poznać. A z Fredem spędziła sporo czasu realizując projekt, na pewno lepiej go poznała, przywiązała się do niego. Rozpaczała tak, jakby to chyba zrobiła każda normalna kobieta, która w jakiś sposób była związana uczuciowo z mężczyzną, który zginął. Nieważne, czy znała go trzy tygodnie czy pół roku. Wydaje mi się jednak, że jej rozpacz po jego domniemanej śmierci nie oznacza od razu, że kocha go nad życie i powinna z nim zostać, gdy wrócił. Kto wie, czy w ogóle by wyszło coś poważnego z tego związku, gdyby on nigdy nie zaginął w akcji. Faktycznie, chłopak nic nie zrobił, żeby zasłużyć sobie na "kosza", ale z drugiej strony trudno oczekiwać, że Harriet nie będzie żywić głębszych uczuć do Freda, z którym spędziła tyle czasu, niż do faceta, z którym znała się niecałe trzy tygodnie.
Takie jest moje zdanie.