Pojawia się spoiler. Jak w temacie, kto jest winny śmierci wojownika? :) Strzelec widzi jedynie przyjaciela, który zostaje zaatakowany przez „dzikiego”. Wykonuje strzał z precyzją, którą zawdzięcza wcześniejszym naukom owego przyjaciela - Johna Smitha*. Przyjaciółka Pocahontas obwiania samą siebie, ponieważ to ona wysłała Kokouma po główną bohaterkę. Kokoum z miłości i zazdrości decyduje się na atak. Z miłości i zazdrości wywołaną poniekąd przez wodza plemienia, który chciał oddać wojwnikowi rękę córki. Pocahontas obwinia za śmierć siebie – nie posłuchała swego ojca i opuściła wioskę by spotkać ukochanego. Bohaterka podsumowuje to twierdząc, że najlepiej by było gdyby w ogóle się nie spotkali. Jedno wielkie szaleństwo :)
Co o tym sądzicie, jak to interpretujecie?
*majstersztyk - kto nie obawiał się w tym momencie o życie Pocahontas? :)
U mnie, jeśli już na kogoś zwalić winę, to w moim mniemaniu przyjaciółka lub sam Kocoum (widzi, że Pocahontas się nie wyrywa, więc nie jest przymuszana, więc nie powinien w ogóle ich atakować). Po zastanowieniu stawiam na tego drugiego.
Moim zdaniem wszyscy są po trochu winni. Ale jeśli już próbować obdzielić ich winą ilościowo, to Pocahontas powinna jej mieć najwięcej, bo opuściła wioskę i spotkała się z białym człowiekiem mimo zakazu ojca, po czym, jak domino, posypała się cała reszta niefortunnych zdarzeń.
Tylko, że ja przynajmniej nie potrafię się długo gniewać na Pocahontas, a sam film mi w tym nie pomaga. Celem w filmie jest to, żeby bohaterowie się spotkali i pokochali, żeby pokazali innym, że można żyć bez uprzedzeń rasowych. (Zresztą scena pocałunku następuje zaraz po decyzji głównych bohaterów, żeby iść porozmawiać o tym braku uprzedzeń z Powhatanem i zapobiec wojnie). A jeśli chodzi o Pocahontas i jej scenę żalu w namiocie, to oglądając ją mam wrażenie, że ona żałuje, że nie może być z Johnem, że on musi się najpierw nacierpieć na uwięzi, a potem umrzeć. Nie wydaje mi się, by w tym momencie było jej szkoda Kokouma. O wojowniku wszyscy zapominają...]
Teraz kolej na Thomasa. Chłopak strzelał, więc jest bezpośrednim sprawcą. Ale bronił Johna, co jest zrozumiałe.
Swoją drogą pewnie sam był zdziwiony, że w ogóle udało mu się trafić w Kokouma. A na samym początku, gdy zobaczył scenę pocałunku, nie chciał strzelać i pewnie by nie strzelał do całującej się pary. Po pierwsze dlatego, że bałby się trafić w Johna, po 2, bo był tak zdziwiony, że zbierałby pewnie do końca sceny szczenkę z trawy, po 3 dlatego, że pewnie nie chciałby zabić ładnej dziewczyny (on nie traktuje jej jak dzikuski!). Zobaczcie, że w późniejszych scenach, w których Thomas ma szansę odezwać się do Pocahontas, nie ma w nich jakiegoś zgrzytu ani ze względu na to, że Thomas zabił jej narzeczonego, ani ze względu na "dzikość" Pocahontas. Thomas traktuje ją jak niezależną, cywilizowaną kobietę - czy to nie jest wystarczający znak od twórców, że on jest tym "dobrym" i nie należy go za nic winić? Kiedy Thomas i Pocahontas zamieniają te kilka słów na końcu filmu, ważny jest ranny John; o Kokoumie pewnie żadne z nich wtedy nie myśli.
W kontraście do tego, co powiedziałam wyżej o Thomasie, zobaczcie jak ukazany jest Kokoum - to on traci nerwy. Rozumiem, że ma inne motywy, bo właśnie jakiś "dziki białas" całuje jego niedoszłą narzeczoną, ale... wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że z dwóch śledzących parę przyjaciół, to Thomas ginie. Wydaje mi się, że gdyby Kokoum miał potem okazję porozmawiać chwilę z Johnem, nie potraktowałby go tak przyjaźnie jak Thomas Pocahontas. A idźmy jeszcze dalej w fantazjowaniu: gdyby to Pocahontas w tej całej historii została ranna, to prawdopodobnie jedynym ratunkiem dla niej byłaby podróż do Anglii na leczenie - czy to nie byłoby właśnie szczęśliwe zakończenie? ;)
Na koniec jeszcze o Nakomie. Obwinianie jej byłoby chyba najgorszą decyzją, bo ona troszczyła się po prostu o Pocahontas. Zresztą pomagając potem przyjaciółce (mimo straży) wejść do namiotu Johna, "odkupiła" w pewnym sensie winę wobec samej Pocahontas (jeśli w ogóle o jakiejś może być mowa, to o poczuciu winy za to, że nie rozumiała wyzwolonej Pocahontas i jej wiary w to, że biali i Indianie mogą się dogadać ). Nakoma swoim zachowaniem pokazuje, że mimo wszystko wspiera przyjaciółkę.
Jeszcze przypomniało mi się, że kiedyś pisałam już na forum o Kokoumie i Thomasie (drugi akapit):
http://www.filmweb.pl/film/Pocahontas-1995-8712/discussion/Rachunek+%C5%9Bmierci ,2269888
No i pisząc u góry, że T i P zamieniają na końcu filmu kilka słów trochę się zagalopowałam, bo Pocahontas odpowiada tylko gestem. W ogóle w całym filmie chyba ani Pocahontas nie rozmawia z żadnym białym (oprócz Johna), ani John nie rozmawia z żadnym tubylcem (oprócz Pocahontas)... (Chyba że coś przeoczyłam...). Moim zdaniem to bardzo ciekawe. Czyżby spośród Indian tylko P miała "dar języków" i umiała zrozumieć angielski? No w sumie tylko ona jest tak uduchowioną, połączoną z naturą jednostką, że jak się odpowiednio skupi, to potrafi ;P.
A jedynym bytem na obcej ziemi, z którym jeszcze rozmawia John jest... Babcia Wierzba - no w końcu to też jest natura!
Ale to się dzieje po wprowadzeniu Johna w świat natury dzięki piosence-wykładzie. Teraz już może sobie chłop pogadać z drzewem i zapytać rysia, dlaczego tak zęby szczerzy rad.
;D
Ten dar języków rzeczywiście mnie zastanawia, zważywszy, że mnie naprawdę porządne opanowanie języka Johna Smitha zajęło jakieś 10 lat :) a języki Indian mają zupełnie inną konstrukcję nie tylko gramatyczną, ale i logiczną ('sarna została zabita ojcem'). No cóż - kolorowy wiatr :))