Tytuł tematu nie jest nawiązaniem do filmu Campbella, ale raczej do mojego stanu psychicznego podczas seansu "Pociągu do piekła". W sumie to nie wiem, dlaczego komentuję to "dzieło", ale niech będzie, może ku przestrodze... Film pełen nieścisłości, infantylnych, drętwych dialogów. Aktorstwo i sceny walki wołają o pomstę do nieba. Vosloo miał być magnesem... nie tędy droga. Nie wiem, jak dotrwałem do końca, naprawdę nie wiem. Ale mam zasadę, nigdy nie rezygnuje z seansu, nawet w przypadku totalnego nieporozumienia, a omawiany film takowym niestety jest. Cóż, zdaję sobie sprawę, że "Pociąg do piekła" wielu osobom przypadnie do gustu (tak jak mojemu teściowi:))... ale nic na to nie poradzę. Nawet w obrębie gatunku ten obraz odstaje, i to bardzo. Z czystym sumieniem wystawiam "pałę" i zdania nie zmienię. Piekielnie słabe kino...