PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=837}

Podziemny krąg

Fight Club
8,3 628 513
ocen
8,3 10 1 628513
8,4 49
ocen krytyków
Podziemny krąg
powrót do forum filmu Podziemny krąg

Witam,

jakiś czas temu znalazłem taki artykuł który bardzo mnie zaciekawił co o nim sądzicie.
(Mam nadzieje że autor artykułu nie będzie miał nic przeciwko jeśli umieszczę go na
filmweb)


"Kim jest Tyler Durden? Postać znana, może nie dla wszystkich. Wydawałoby się zwykły
koleś, jakich pełno na ulicy. Zaraz, zaraz, on nie jest zwykły. Dlaczego?
Wielu z was kojarzy tę postać z filmu ,,Fight Club'', na podstawie książki o tej samej
nazwie. Tyler jest szczęśliwym człowiekiem mimo, że jest sprzedawcą mydła, mieszka w
ruderze, nie ubiera się w Armanim ani Hugo Bossie, a nawet nie ma samochodu. Więc
co czyni Tylera szczęśliwym skoro nic tak naprawdę nie ma?
Wolna wola, dar od Boga, którzy wykorzystują naprawde nieliczni, on wykorzystuje
doskonale.
Wszyscy są od czegoś uzależnieni. Najczęściej od alkoholu, narkotyków, nikotyny,
pieniędzy. Ale po tym filmie uderzyło to we mnie z siłą 200 bomb nuklearnych. Jesteśmy
prawie wszyscy uzależnieni od strachu. I niby kurwa dlaczego? Boimy się, że umrzemy,
boimy się bólu i cierpienia, jak i tak nas to spotka. Jesteśmy kropką na osi czasu, a nam
wydaje się, że zawsze będziemy w centrum uwagi, i naszym zachowaniem nie należy
narażać się na krytyczne komentarze ze strony wszechwiedzących sąsiadów, znajomych,
i nauczycieli, którzy mówią, że możesz być kim zechcesz, jednak kierują nas w zupełnie
odwrotną stronę. Oni tak naprawde sami są uzależnieni od strachu, a myśl, że ktoś inny
może nie być wzbudza w nich na początku zazdrość, potem jednak przeradza się w
podziw. Samym myśleniem, że możemy się pomylić, że się zbłaźnimy i poniżymy,
wprowadzamy się w błąd. (,,Powiem konkretnie jak w filmie - ,, uświadom sobie, że
pewnego dnie umrzesz'' - zawsze sobie wmawiamy, że mamy jeszcze dużo czasu, że
jeszcze zaszalejemy. A może to ostatnia noc twojego życia, więc baw się i szalej. Bo gdy
śmierć nieustannie się do ciebie uśmiecha, musisz odwzajemnić uśmiech inaczej
będziesz tchórzem do końca życia''.) Tyler nie kupował nie potrzebnych pierdół, które
wciskali mu akwizytorzy, kolorowe gazety i reklamy w TV. Był dzięki temu szczęśliwszy, bo
nie musiał się martwić o to czy te pierdoły, będą potem całe, choć i one tak prędzej czy
poźniej się rozwalą. Chodził pewnym krokiem, ubierał się w zwykłe ciuchy, które mógł
kupić na balcerku. Jego osobowość przysłaniała wszystkie zewnętrzne cechy. Robił to co
chciał robić, miał jaja i odwage na to, a przy tym dobrze się bawił. Dla niego była to rzecz
oczywista, bo nie musiał się nikomu podlizywać, dbać o swój wizerunek wśród lokalnej
społeczności, taki wizerunek człowieka wolnego sam wykształtował, i każdy o tym
wiedział. Był liderem, bo chciał nim być, był jak wielki magnez przyciągający małe kawałki
metalu, które zobaczyły w nim człowieka, który był taki jacy oni sami chcieliby być.
Stworzył własny świat do którego wszystkie kobiety i mężczyźni chcieli się dostać, a że
było to trudne starali się jeszcze bardziej. Przełamał bariere, którą większość ludzi nie
przekroczy nigdy - bariera strachu, dzięki czemu nigdy z nim byś się nie nudził, był
nieprzeciętny, genialny, miał własną wolę, własne zdanie, charyzmę, i to go wyróżniało,
dzięki czemu był wielki. Jeśli przełamiesz tą barierę nie będziesz tylko statystyką,
będziesz jak Tyler Durden. Więc przełam tą barierę przyjacielu, tak małą i wielką
zarazem. Staniesz się wolny i szczęśliwy......."

Bardzo zaciekawił mnie ten artykuł, i NIE CHODZI tu wyłącznie o postać z filmu Fight Club
tylko o styl takiego życia :)



Jak wy myślicie: być Tylerem to być naprawdę wolnym czy tylko dążyć to całkowitej
autodestrukcji ponieważ "bez systemu" nie da się żyć? Albo można to nazwać
nadzwyczajną odwagą albo po prostu głupotą.

ocenił(a) film na 10
ramzess_filmweb

Nie mam wątpliwości: Tyler Durden niesamowicie pobudza innych. On jest jak antybiotyk dla chorego, przewrażliwionego społeczeństwa. On ma różowe okulary, które pokazują świat takim, jakim powinniśmy go widzieć. On ma czas, którym bawi się, czas któremu wychodzi na przeciw. On ma serce, które nie bije w rytm tykającego zegara, ale które bije w rytm pragnień i wszelkich doznań. On ma magiczną siłę. Każdy z nas taką posiada, lecz nie daje jej szansy, by się uaktywniła. Tyler tej siły nie szczędzi, nadaje jej kierunek, uwalnia ją z łatwością. On ma spokój i harmonię. Osiągnął wszystkie szczyty ludzkich możliwości, nie dlatego że pragnął ich za wszelką cenę, ale dlatego, że je wykpił i nadał im nowy sens.

Pytanie brzmi: czy Tyler Durden może istnieć w realnym świecie? Czy gdyby istniał wprowadziłby więcej zamieszania, czy więcej dobra do naszych głów?

P.S. Świetny tekst ;)

ocenił(a) film na 9
ramzess_filmweb

Dobry temat ;)

No tak,ale każdy(duża większość) z nas szuka takiej ostoi bezpieczeństwa,w rodzinie,pracy,nawet rzeczach materialnych.Rozumowanie,sposób życia Tylera jest trochę podobne do takiego hmmm życia pustelnika,tak mi się wydaje(w pewnym sensie on też jest samotnikiem).Ta filozofia życia bardziej pasuje do singli i to takich wyzwolonych na maksa.Z reguły człowiek jest takim konsumentem,np:wypije piwo i powie-mniam to było dobre i poczuje sie przez chwilę jak w siódmym niebie(oczywiście ci co lubia ten napój),pózniej zje dobry obiad,beknie i powie,no dobre to było(nie wierzę że Tyler nie lubił dobrze zjeść albo popić)no ale te dobrodziejstwa ludzkości ktoś musiał wytworzyć,harować na taśmie albo w kuchni,samo się nie zrobiło.Tyler to tak na prawdę był takim wentylem bezpieczeństwa dla naszego bohatera,moze i dla nie których z nas(oczywiście w pewnych granicach rozsądku).Nie raz,nie jednemu z nas zdarzyło się chociaż przez chwilę byc takim Tylerem,ale na dłuższa metę skończyli byśmy pod mostem jak Edi.
Tak więc w pewien sposób Tyler był darmozjadem,ja sie po opier... a wy harujcie,a jak nie to się przyłączcie do mnie i róbcie to co ja,no ale jak wszyscy by poszli ta drogą,to zapanował by jeden wielki chaos,rozpi.... na całego. Typowi konsumenci tez maja coś z życia,kupią nowy telewizor i się radują przez pewien czas,kupią samochód też się radują,znudzi się to kupią nowy model....Tak więc Tyler "tak"ale doraznie(odskocznia?)ale na dłuższą metę to się nie uda,trzeba jeść,myć się,ubierać no i w ogóle.....

ocenił(a) film na 10
ramzess_filmweb

Jak dla mnie cała ideologia przedstawiona w tym filmie jest dość nietypowa: niby wszyscy to wiedzą, ale nikt o tym nie mówi; taki dokładnie jest podziemny krąg. Tyler jest sumieniem społeczności, które każe wiernym konsumentom masowych mediów wypiąć się na wszelkie dobra materialne i byś prawdziwym sobą. Kto z nas odważyłby się na takie totalne odcięcie od ideii wpajanych nam od małego? Porzucenie codziennej rutyny? Destrukcje własnego ego? Wygodniej jest być jak wszyscy inni członkowie podziemnego kręgu, którzy byli zwykłymi marionetkami w rękach Taylera. Ten film faktycznie idealnie ukazuje jak bardzo cała społeczność boi się naprawdę żyć, strach nas zżera, a my nie potrafimy się przed nim bronić, aż wkońcu stajemy się więźniami, zamkniętymi we własnej jaskini gdzie odcięci od rzeczywistości czekamy każdy na własnego Taylera który pokaże nam jak przezwyciężyć ból i strach przed śmiercią. Myslę, że z tego filmu można czerpać motywacje i inspirację, ale zachowując przy tym trzeźwe myślenie, bo wkońcu to tylko film ;]

ocenił(a) film na 10
ramzess_filmweb

Możecie uznać mnie za oszołoma ale dla mnie od pierwszego obejrzenia filmu (kilka lat temu) w głowie pojawiło się zdanie "być jak Tyler Durden". Od dziecka uwielbiałem budować wokół siebie społeczności, lubiłem być taką ostoją dla innych, że wszystko fajnie ale inni wiedzieli gdzie zawsze mogą przyjść i się zebrać. Dlatego po obejrzeniu filmu dostałem takiego niezłego szoku i bardzo się utożsamiałem z postacią Tylera z którą ofc nie miałem nawet co się jeszcze wtedy liczyć. Tylera mogę porównać do Waltera White, który również działał jak magnes, stał się pewnego rodzaju legendą. Bardzo długo się rozwijałem gdy miałem czas i po prostu mierzyłem się ze strachem w prostych sytuacjach a potem w coraz trudniejszych. SAM (zacząłem od siebie, by zebrać innych wokół siebie najpierw trzeba samemu stać się kimś ciekawym) chodziłem na miasto, zagadywałem ludzi, próbowałem poznawać dziewczyny - na początku były to tylko pytania o godzinę, potem po prostu mówiłem komplementy aż w końcu prosto z mostu mówiłem, że mi się podoba i chcę ją poznać. To był czas gdzie nieco odciąłem się od mojej dawnej grupy i działałem sam poza tym jestem indywidualistą i typem samotnika więc wiadomo. Nawet się nie zorientowałem gdy nagle zaczęło za mną podążać coraz więcej ludzi, ponownie zacząłem tworzyć własną społeczność która za mną szła jak za Mojżeszem. Jeden kumpel powiedział drugiemu co ja robię (był to dla nich totalny szok, że takie rzeczy można robić i imponowało im to) i pojawiał się kolejny i kolejny. Zdarzało się, że szliśmy w 10 osób na miasto "poznawać dziewczyny i łamać bariery", u mnie bywały dni że miałem totalny brak zahamowań (praktyka czyni mistrza) i mogłem sobie pozwolić praktycznie na wszystko. Na tym się oczywiście nie skończyło, bariery przesuwałem coraz dalej i dalej, robiliśmy coraz odważniejsze rzeczy. Ci ludzie którzy byli do niczego w relacjach międzyludzkich, którzy bali się otworzyć nagle stawali się ożywieni, uwierzyli w to, próbowali. Wkrótce bywało, że staraliśmy się uwiecznić jak ktoś robił jakąś stresującą akcję i nawet założyliśmy kanał na YT chcąc to wszystko poszerzać (akurat takich kanałów teraz sporo gdzie ludzie robią głupie rzeczy na ulicy jednak dla nas to tylko dodatek, jest w tym dużo więcej niż jedynie nagrywanie filmu od tak). Przyrównując to do Tylera: "każdy debiutant był miękki i ciastowaty, po kilku tygodniach - drewniał" :D I nawet jeśli ktoś odchodził, dawał sobie na jakiś czas spokój to i tak wracał bo nigdzie nie znalazł takich wrażeń. Potem nazwaliśmy nawet tą społeczność i każdy z dumą założył silikonową opaskę na nadgarstek z nazwą tego zrzeszenia. Wkręciliśmy nawet kumpla, że został aresztowany (zaplanowaliśmy całą sytuację od a-z) a potem wrobiony w morderstwo - gdy okazało się, że to wszystko nie prawda poczuł się jakby dostał drugą szansę od losu :D Szczerze nawet o tym nie myślałem ale dopiero dziś gdy obejrzałem po raz setny Fight Club dotarło do mnie jak wiele podświadomie zrobiłem pod tą ideologię. Obecnie nikt nie wyobraża sobie nawet, że to wszystko mogłoby zniknąć i że ja powiedziałbym "dobra panowie, koniec z tym dawać te opaski, zapomnijcie o tym wszystkim, ja spadam". Żeby było śmieszniej kilka lat temu z kumplami założyliśmy pewną amatorską federację wrestlingu (nazywa się to backyard) i w piwnicy na materacach zaczęliśmy się bawić. Przetrwało to do dziś i każdemu polecam jeżeli ma okazję bezpiecznej rywalizacji na materacach to niech spróbuje. Z opisu może to brzmi nieco śmiesznie nie wiem ale w rzeczywistości jest inaczej. Nie ukrywam, że jestem zadowolony gdyż zawsze chciałem być liderem, tym przewodnikiem. Zawsze chciałem być jak Tyler Durden i po części póki co mi się to udaje.

Oczywiście nie jestem psycholem, mieszkam w normalnym domu, mam prąd, wodę, porządek i wiele rzeczy materialnych (jednak tu zaznaczam, że staram się od nich nie uzależniać, nie przywiązywać gdyż w przeciwnym wypadku stałbym się ich własnością). Film nakreśla bardzo ciekawe kwestie i wiele można z niego wynieść jednak trzeba wciąż mieć chłodny umysł gdyż to tylko film. To co robicie na co dzień jest też mega ważne ja poświęcam mnóstwo czasu na sport (Tyler by powiedział, że samodoskonalenie to masturbacja :D), siłownię, bieganie. Gdy potem pojawia się kilka osób wokół Ciebie też chcą być jak Ty, też chcą trenować, pytają się o plany, diety to niesamowite jak można wpływać na innych ludzi. Jednak najważniejsza w tym wszystkim jest osobowość, ta charyzma. Nad tym wciąż pracuję gdyż uważam, że to wciąż moja duża bolączka.

I pamiętajcie, o kręgu się nie mówi. Właśnie złamałem dwie pierwsze zasady :D

ocenił(a) film na 9
dejviiid

Wiem, że minęło wiele lat, ale... jak tam życie? Nadal podążasz szlakiem Tylera, czy może znalazłeś już swoją drogę? Pytam, bo kilka lat temu trafiłam na Twój post i strasznie zapadł mi w pamięć, a teraz znowu mi się przypomniał. Gdybyś mógł to daj znać, czy dużo się pozmieniało :D

easeupyourego

no, na mnie też zrobił wrażenie :)

ocenił(a) film na 10
easeupyourego

Wczoraj znowu widziałem Fight Club po kilku latach przerwy i teraz wszedłem na filmweb. Niewiele się zmieniło od tego wpisu, ale na pewno stałem się bardziej dojrzały, bo ten wpis momentami jest taki no... Ale jedno jest pewne. Fight Club całkowicie zmienił moje życie. Oglądając go wczoraj po długiej przerwie miałem szczękę na podłodze, bo znowu dotarło do mnie, jak bardzo wzorowałem się na nim przez te lata i dziękuję Bogu, że dorwałem go w okresie dorastania i wyryłem pewne cytaty Tylera na stałe w mojej głowie.

Na pewno co po tych kilku latach mogę powiedzieć, że ta filozofia ala Tyler Durden zaprowadziła mnie naprawdę daleko. To jest niekończący się Rabbit Hole. Ilość marzeń które zrealizowałem, to jak się rozwinąłem, to jak za każdym razem gdy się czegoś bałem mówiłem do siebie "chrzanić to, jutro mogę już nie żyć" - i to robiłem - to jest bezcenne. Jeśli wyciągnie się od Tylera to co wartościowe - bez tego dążenia do samodestrukcji, to można naprawdę przenosić góry w życiu. To co mamy dziś - zdrowie, dwie ręce - to nie oznacza, że jutro też będziemy mieli. Dlatego carpe diem.

Dziś wyglądam jak chcę, mam kobiety jakie chcę, zarabiam fajne pieniądze będąc w 100% mobilnym człowiekiem. Mam własną DG, pracuję skąd chcę i kiedy chcę. To zawdzięczam filozofii Tylera. Zawsze tak chciałem i to się spełniło. Dzięki temu sporo podróżuję, poznaję wielu ludzi. Stałem się taką własną najlepszą wersją siebie. "Wielu ludzi mówi do siebie, wielu ludzi widzi siebie takimi jakimi chciało by być. Ale nie mają odwagi pójść dalej, tak jak Ty".

Oczywiście zawsze prezentuję się możliwie najlepiej jak to możliwe. Dzięki temu znacznie zwiększyłem swoje powodzenie. W tym roku kilka razy dziewczyna sama do mnie podeszła a to w KFC, a to w Decathlonie na zakupach, a to na basenie - po prostu mnie chcą te panny :D a kiedyś musiałem zdecydowanie bardziej się wysilać. Przechodzą czasami po galerii handlowej i widzę ten wzrok w stylu "chciałabym Cię poznać". To jest efekt uboczny tego wszystkiego. Mam sylwetkę jak Tyler, dobry styl i zawsze staram się być otwarty na innych. Reasumując - sporo zainwestowałem w wygląd, żeby maksymalnie zrealizować swój potencjał na tej płaszczyźnie. Nie jestem pewny czy Tyler by mnie za to zganił, czy pochwalił :P

W te wakacje gdy siedziałem sam na rynku i słuchałem muzyki podeszło do mnie dwóch chłopaków po 14 lat i zaczęli wypytywać o siłownię, trening, powiedzieli, że mam klatę mega zrobioną i też tak chcą :P Efekt taki, że podałem im kontakt do siebie i chodzę z nimi czasami na wspólny trening. Różnica wieku ogromna, ale wiem, że jestem dla nich takim starszym bratem, na którym chcą się wzorować. A dla mnie to zawsze jest piękne, że mogę podać komuś rękę, której ja nie miałem od kogo dostać. Bo i jak w Fight Clubie - ojciec mnie olał, jestem pokoleniem mężczyzn wychowanych przez kobiety. A te młodziaki widząc gościa, który ma poukładane to wszystko fajnie, mówią "ej, on mógł, to my też tak chcemy". Dlatego budowanie takich znajomości i mini społeczności, nadal się mnie ima. "Chodźcie za mną, pokaże Wam jak super może być życie".

Nadal prowadzę też w sieci kilka społeczności, które mają na celu pomoc w rozwoju szczególnie mężczyznom. Dzięki temu co niektórzy ludzie mnie kojarzą, bo urosło to do sporych rozmiarów (czasami ktoś zagada mnie w barze, czasami na siłowni - czuję się wtedy jak "wszystko pod kontrolą szefie, panujemy nad tym" :D. Ale wolałbym tu nie zdradzać szczegółów.

Nie mam dziewczyny, kobiety na stałe. Znajomi już się zaczęli żenić, a ja póki co chcę cieszyć się tą wolnością i wolną wolą. Nie wiem czy kiedyś to się zmieni - młody wiecznie nie będę, ale to chyba jeszcze nie jest ten etap. Jestem trochę hedonistą pod kątem relacji damsko męskich. Czuję, że jest jeszcze dużo do zrobienia.

Jeśli brzmi to jak robienie sobie internetowej laski samemu - przepraszam, po prostu puenta jest taka, że powinieneś stać się najlepszą wersją siebie. Powinieneś wykorzystać cały swój potencjał. Chrzanić komfort! Poczucie komfortu to największa pułapka na świecie. Boję się komfortu. Boję się 4 ścian i bezpiecznego mieszkania, w którym nikt nie może mnie odrzucić, ani skrytykować. Tak się nie rozwijasz, tak umierasz za życia jak Raymond K. Hessel, który miał potencjał na zostanie świetnym weterynarzem, a wybrał komfortową robotę kasjera w sklepiku całodobowym - bo to było łatwiejsze. Dlatego trzeba olać komfort. Trzeba się go bać. Nigdy nie można zadowolić się w pełni tym co się ma, trzeba po prostu przeć naprzód, bo to nasze życie i kończy się z każdą minutą.

W ostatnie dwa lata poznałem też całe mnóstwo dziewczyn. To jest dla mnie taki zamiennik klubu walki. Lubię po prostu podejść do dziewczyny, która mi się podoba. Zawsze jest ten strach przed odrzuceniem, ale tak się uczymy decyzyjności i brania kontroli nad swoim życiem - przekładam to również na inne sfery życia. Chrzanić strach, wygram z nim. Żeby nie było - nie jestem żadnym creepem latającym za dziewczynami. Po prostu pełna kultura - rozumiem odrzucenie i słowo "nie". Nie spotykałem się jeszcze nigdy z jakąś fatalną reakcją, a poznałem w ten sposób ogromną ilość dziewczyn. W kolejce do kasy, na basenie, przy wyborze choinki, na zakupach świątecznych - to nie ma znaczenia. "Hej, słuchaj gdzie robiłaś tatuaże? Są mega i chciałem się dowiedzieć kto tak dziara". To wręcz nieprawdopodobne, jak wiele rzeczy może się wydarzyć, gdy po prostu przełamiesz strach. Możesz z taką dziewczyną pojechać na najbardziej kiczowatą randkę do McDonald's o 1 w nocy. Potem zabrać ją latem nad staw i puścić muzykę z samochodu. Innym razem pojeździć z nią na deskorolce. To wszystko by się nie wydarzyło, gdybym nie złapał się za jaja. Odrzucenia? No tak, zdarzają się i są częścią życia. Tak jak nabór do Project Mayhem - "jesteś za stary", "jesteś za młody", "a Ty jesteś ku@#a, za bardzo blondynem" - odrzucenia to część życia, test charakteru.

Zawsze chciałem śpiewać ale się bałem - poszedłem mega zestresowany na pierwsze lekcje śpiewu, ale pomyślałem sobie "no cóż, jutro mogę już nie żyć" - i dziś śpiewam, całkiem dobrze, robię też swoją muzykę.

W życiu trzeba robić to czego się boimy. To czego najbardziej potrzebujesz, jest najczęściej ukryte tam, gdzie za nic nie chcesz tego szukać - tak mówi Jordan Peterson (polecam książki).

Stając się najlepszą wersją siebie, wykorzystując swój potencjał, zahaczamy o ideał. To jest jak jasne światło, oślepiające innych ludzi, które uświadamia im, że od nich również powinno bić podobne światło. Ponieważ każdy powinien wykorzystywać maksimum swojego potencjału. Im silniejszy Ty jako jednostka - tym bardziej korzystasz na tym Ty sam, ale i CO NAJWAŻNIEJSZE - Twoje otoczenie, które może na Tobie polegać.

Chaotycznie, ale streściłem trochę jak to wygląda.

dejviiid

wow, powiem ci że twój wpis faktycznie jest mega inspirujący i czuć MOC z niego i energię do działania :) pozdrawiam :3

ocenił(a) film na 10
FrankSerpico4455

dzięki, było to dawno, ale jeśli ktoś zastanawia się, czy warto podążać za filozofią Tylera Durdena - to tak, to jest coś pięknego i zrobiłem update na górze. Oczywiście należy mieć świadomość, że to tylko film i nie można się zatracić - samozagłada to nic fajnego. Jednak wiele lekcji, które daje nam Tyler jest bezcennych. Nie warto się bać. Ludzie na łożu śmierci najczęściej żałują, że właśnie się bali - opinii innych, otoczenia, że nie żyli tak, jak chcieli. Najwięcej niewykorzystanych marzeń i potencjałów jest na cmentarzu. Nie dokładajmy się do tego. Nie zabierajmy swojego potencjału do grobu. To nasze życie i kończy się z każdą minutą.

dejviiid

fajnie - pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 5
ramzess_filmweb

Ja nie mam wątpliwości, że być Tylerem to dążyć do autodestrukcji, a nie do wolności.
Bez "systemu" w naszym obecnym świecie nie da się żyć, nawet jeżeli wyjedziesz na głęboką wieś hodować kozy, albo zamkniesz się jako mnich w buddyjskim klasztorze.
Zresztą Tyler też nie żył "bez systemu" - przecież korzystał z jego wytworów. W coś sie ubierał i cos jadł chociażby. Przecież i ubranie, i jedzenie wytworzył "system". Sprzedawał komuś robione przez siebie mydło, a więc sam w pewnym sensie ten "system" wykorzystywał. W końcu wystąpił przeciwko "systemowi", chcąc go zniszczyć - a więc jak najbardziej był w niego zaangażowany, nie był poza nim.
"System" to społeczeństwo, a człowiek nie może żyć bez społeczeństwa. Istotne są natomiast dwie rzeczy:
- w wymiarze indywidualnym, czy damy się zniewolić "systemowi", czy też będziemy żyć *z* "systemem", ale *obok* niego, a nie *w* nim - po swojemu i na własnych warunkach. Podobnie niezależnie jak Tyler, ale bez jego szaleństwa i głupoty. Jest to jak najbardziej wykonalne. Możesz żyć po swojemu, nie poddawać się "systemowi" i brać z niego tylko tyle, ile ty sam chcesz, a nie wszystko, co "system" chce ci wcisnąć. Dlatego irytuje mnie promowana przez film idiotyczna alternatywa, że albo jest się "niewolnikiem w krawacie", albo psycholem mieszkającym w ruderze, spędzającym czas na naparzaniu się z innymi po pyskach i planującym akcje terrorystyczne. Bo jest to alternatywa fałszywa i bzdurna. Można być wolnym bez konieczności mieszkania w ruderze i zadawania sobie bólu w fight clubach. To wszystko jest tylko w twojej głowie :)
- w wymiarze zbiorowym - i to jest niestety znacznie trudniejsze - jak sobie ten "system", czyli to społeczeństwo zorganizujemy. Czy będzie ono zorientowane na wyzysk i ogłupianie - jak to ma miejsce obecnie - czy też - jak by się chciało - bedzie zorientowane na to, aby przynosić wspólną korzysć wszystkim. Jest to znacznie trudniejsze, bo tu potrzeba byłoby wielu ludzi rozumiejących koniecznośc zmiany systemu, którzy stanowiliby siłę zdolną go zmienić. Ale zmienić, a nie rozwalić, tak jak chciał to zrobić Tyler, ponieważ to nie przyniosłoby żadnego pozytywnego skutku. Czyli potrzeba więcej ludzi takich, o jakich pisałem w poprzednim punkcie - potrafiących być wolnymi i niezależnymi "obok" systemu. A póki co niestety jest ich niewielu. Ludzi bardziej fascynuje właśnie taka postać jak Tyler, idea aby coś rozwalić (co nic nie da, bo potem przyjdzie następne podobne), niż po prostu konsekwentne, spokojne bycie sobą niezależnie od tego, co ci akurat podsuwa "system".

ocenił(a) film na 10
raj001

Tyler to anarchista i doskonale go rozumiem. Ludzkość doszła do ściany. Masz pracować na w ogóle niepotrzebne ci rzeczy. Co roku masz zmieniać komórkę. Do gierek? Chociaż nie wykorzystywałeś nawet potencjału starej. Na opornych postarza się produkty już w momencie projektowania. Teraz nawet ciężko wymienić baterię, panele dotykowe są zgrzewane z lcd, itd. Masz jeździć samochodem, żeby inni widzieli, że cię na niego stać. Masz marnować bezpowrotnie w dojazdach, korkach godziny swojego życia. Zwróć uwagę, że na 1 samochód przypada najczęściej 1 osoba. Wszyscy słyszą o tym, że spaliny trują ludzi. Coraz częściej słyszysz o tym, że niepalący, dobrze prowadzący się ludzie dostają raka płuc i pokrewnych. Ale myślisz sobie, że ciebie to nie dotyczy. Z drugiej strony łupią cię podatkami, żebyś nie mógł się rozwijać i myślał tylko o tym, co do gara włożyć. Żebyś nie miał czasu ani ochoty na refleksję. A ta jest bardzo gorzka. Już w Średniowieczu Scholastycy głosili, że podatek powyżej 10% to złodziejstwo i lichwa. Ale ktoś armię urzędników, młodych emerytów musi utrzymać. Każdy chciałby być miliarderem, a nikt sługą. W Starożytności gdybyś spytał się niewolnika czy chce być wolny i co by zrobił z tą wolnością, usłyszałbyś, że nie chce być wolny, lecz chce być nadzorcą niewolników. Doskonale go(Tylera) rozumiem. Urodziłem się za późno na odkrywanie kontynentów, a za wcześnie na eksplorację nowych światów. Współcześni ludzie żyją bez żadnego celu. Obok konsumpcjonizmu jest przeludnienie. Nie uciekniesz przed tą cywilizacją śmierci, bo wszędzie cię dopadnie. Spaliny z miast, wyciek z Fukushimy, skażenie oceanów metalami ciężkimi. Jego postawę wyjaśnia tekst, gdy mówi, ze jego ideał, to widok na dżunglę w Nowym Jorku, drapacze chmur porośnięte zielenią. Głównymi alejami przechadzają się łosie. Do życia wystarczałaby niewielka społeczność, trochę dziczyzny, poletko kukurydzy. Skórzana kurtka wystarcza ci na całą egzystencję. Nie potrzebujesz osiągnięć cywilizacji, jesteś pogodzony ze śmiercią. Żyjesz szybko, w każdej chwili możesz umrzeć, np. na polowaniu, czy przez chorobę, ale jesteś prawdziwie szczęśliwy. Zwróć uwagę, że Tolkien we "Władcy pierścieni" też poruszył ten wątek. Mimo eonów nie widać było postępu. Po prostu istotom zamieszkującym ten świat, nie był do niczego potrzebny.

raj001

Zgadzam się z tobą w zupełności. Dosłownie ująłeś moje myśli w słowa! Ja jednak odbieram ten film zupełnie inaczej niż ty. Wydaje mi się, że nie idealizuje on postaci Tylera. To narrator go podświadomie idealizuje (jest on przecież jego wizją "idealnego siebie"). Film zostawia nam wolność do samodzielnej oceny bohaterów - przecież tak naprawdę w filmie Tyler, poza wspaniałymi złotymi myślami, szczytnymi celami, jest pokazany jako manipulujący ludźmi hipokryta.
Główny bohater na końcu wybiera pomiędzy "rozwaleniem systemu" - Tylerem, a "życiem po swojemu" - Marla.

A wiadomo co wybiera :)

ocenił(a) film na 7
ramzess_filmweb

Ja w głębi serca mam nadzieję, że całe społeczeństwo, system i człowieczeństwo upadnie. W sumie to nie lubię takich katastrofalnych filmów... aczkolwiek... taka prawda. Że trzeba by przełamać tę barierę... ale barierą dla mnie nie jest strach. A raczej system. Według mnie uciekanie od strachu jest złe. Bo banie się jest dobre. Ale ważne by przez ten strach nie uciekać. Zawsze mówiłem: odważny nie jest ten, kto jest bez strachu, a ten, kto potrafi strach przezwyciężyć. No bo zobaczcie... jeśli się boisz, ale umiesz ten strach pokonać, to to jest odwaga. Jak się nie boisz, to czym pokazujesz odwagę? Nie banie się przykładowo niedźwiedzia i walka z nim jest tak samo odważne jak nie banie się otwarcia lodówki. Bo w obu przypadkach nie boisz się, więc nie masz czego przezwyciężyć. Ale wracając do sedna - system jest zły. Narzucanie tego jak kto ma żyć, jak ma myśleć itp. W sumie to ja takim Tylerem trochę jestem. Ale pod nieco innym względem. Ludzie zawsze mnie odpychali, bo byłem inny. Bo nie zachowywałem się tak, jak mi kazano. Nie patrzyłem na stereotypy. Że mężczyzna musi być taki, lubić to i robić tamto. A kobieta odpowiednio swoje rzeczy. Nawet głupia zabawa lalkami czy granie w gry. Dla mnie to nie ma związku z płcią. Jak to pewien obrazek w necie mówi: Czy zabawka używa genitaliów? Tak -> Nie jest dla dzieci. Nie -> Może się bawić nią każdy, bez względu na płeć. To takie prawdziwe. I trzeba te bariery przełamywać. Pokazywać, że nikt nie może narzucić nam woli. Niestety bariera jest dość mocna, bo jest nią społeczeństwo i niestety często... prawo. Bo nie wolno robić tego, "bo nie". Ale to naprawdę temat-rzeka. O tym można pisać kilkutomowe książki.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones