Ogólnie jest to jedna z niewielu znanych mi adaptacji gdzie film w mniejszym bądź większym stopniu
dorównuje książce. Oczywiście książka ma niezliczenie większą ilość genialnych sentencji, ale w
filmie jest właściwie zawarte to co najważniejsze.
Jak ktoś dobrze zna twórczość Palahniuka to niech poleci mi coś naprawdę "porytego" od niego
Wstawka o inteligencji widzę "na pewniaka". Nieźle! ;)
Której inteligencji mi zabrakło, EQ, IQ, a może jednego i drugiego? :D
Trudno powiedzieć, ale jeśli film Ci się nie podobał to go najwidoczniej nie zrozumiałeś bądź masz światopogląd na poziomie gimnazjalisty (bądź nim jesteś) . Nie chcę Cię tutaj w żaden sposób obrazić, po prostu uważam, że "Podziemny krąg" jest dziełem, które świetnie pokazuje problem zjawiska, które nazywane jest konsumpcjonizmem i nawet jeśli komuś nie podoba się forma, to jesli jest człowiekiem myślącym to będzie potrafił docenić tę książkę/film.
Zgadzam się z Pani/Pana (proszę wybaczyć, nie mogłam wywnioskować z wypowiedzi) opinią na temat ukazania zjawiska konsumpcjonizmu. Spostrzegawczy widz tudzież indywidualista światopoglądowy sam dostrzeże ukazane prawdy życiowe. Nie mówmy tu jednak o wieku, który ma określać nasz stan umysłu.
Uważam, że film jest jednym z najlepszych, które ukazuje wszechobecną rzeczywistość. "Fight Club" - reżyser w taki sposób zekranizował całą historię. Natomiast inny scenarzysta mógłby oprzeć wszystko to na innej historii (oczywiście nie wiadomo z jakim efektem końcowym). Pojawiały się sceny wręcz momentalnie niewytłumaczalne np. scena końcowa, na temat której pojawiały się spekulacje w innych wątkach - strzał w głowę (można by polemizować o szczegółach anatomicznych i fizycznych). Tak więc moim zdaniem prawdy życiowe przekazane w możliwie największym stopniu lecz spójność scen i ich logika niekoniecznie w pewnych momentach najlepsze.
Inteligencja to coś bardzo złożonego, upraszczając zabrakło ci inteligencji ogólnej :) No i powiem ci że ci zazdroszczę, im człowiek mniej inteligentny tym szczęśliwszy. Nie o to mi w sumie chodziło ale odbieraj sobie moje słowa jak chcesz, człowiek który jest inteligentniejszy odbierze ten film/ksiażke w inny sposób, nie brakuje w nim głębi
Trudno sobie wyobrazić lepszą ekranizację. Jest to chyba najbardziej udane przeniesienie jakiejś historii z papieru na duży ekran. "Fight Club" jest zarówno moim ulubionym filmem jak i książką! :)
Życie, jakie by nie było nigdy nie ma znaczenia. Cytując Fight Club, Jesteśmy nikim, nawet nie przedmiotem.
Nie jesteśmy niepowtarzalnymi, pięknymi płatkami śniegu. Jesteśmy taką samą gnijącą materią jak wszyscy inni i my wszyscy jesteśmy częścią tej samej kupy kompostowej. Nasza kultura uczyniła nas jednakowymi. Nikt nie jest już tak naprawdę biały, czarny, czerwony, ani bogaty. Wszyscy chcemy tego samego, pojedynczo jesteśmy nikim.
Nawet będąc antykonformistą jesteś tylko częścią tego stada barana idącego na rzeź, wegetującego w codziennej monotonii
To nie jest w sumie coś co podlega dyskusji :) A jeżeli nie żyjesz w monotonni to albo jej nie dostrzegasz, albo nie dorosłaś, albo jest niesamowita i bardzo wyjątkowa. Większość ludzi jest wtłoczona w schematy z których nie wychodzi aż do śmierci, żyjąc w naiwnej iluzji i dając wielkie znaczenie rzeczom iluzorycznym.
Można kontemplować życie, dbać o zdrowie, wygląd i bogactwo, może to nawet tworzyć złudzenie szczęścia... ale prawda jest taka taka że życie polega na umieraniu, to czekanie na śmierć które próbujemy sobie, najczęściej bezskutecznie umilić, wszystkie nasze decyzje i dokonanie są miałkie i pozbawione jakiegokolwiek znaczenia
Uhum. Ale ja bym to inaczej ujęła....nie chodzi o to, że umieramy. Tylko o to, że nie powstaje nic nowego. Mamy wpływ tylko na siebie, na innych ludzi. Ewentualnie możemy niszczyć przyrodę. Ale nie jesteśmy w stanie stworzyć "czegoś ponad to", cały czas kręcimy się w kółko. Nie ważne co robimy, równa się to zeru w stosunku do nieskończoności.
Niemniej skoro już o tym wiemy - że życie nie ma sensu - to co? Mamy nad tym ubolewać cały swój czas? Bo, monotonia a sens niewiele mają wspólnego ze sobą. Nie nadasz życiu sensu - ale za to możesz uczynić je makabrycznie szalonym. Bo jaki masz inny wybór? Powiesić się lub żyć tym nędznym poukładanym życiem (praca, tv, sen, praca, tv, sen i tak bez końca).
Życie to powolne umieranie. Nie możesz temu zaprzeczyć. Nie mamy na siebie wpływu. Genetyka, czynniki kulturowe, gospodarcze i wiele innych jest nam narzucone. Wszystko w naszym życiu jest determinowane przez czynniki losowe, nasze wybory są śmieszne, możemy tylko rzeźbić w syfie który dał nam los, niektórzy mają więcej szczęścia a inni mniej, ale działania każdego są generalnie tak samo żałosne. Jakiś tam wpływ mamy, można się uprzeć i wszystko wyolbrzymiać, ale ja od dziecka widzę to wszystko jakie jest, nie umiem się oszukiwać... czuję jakbym urodził się martwy, moja percepcja mnie wykańcza.
Ja raczej tkwię w apatii , maraźmie i anhedoni, narzekam, choć w gruncie rzeczy ciężko o jakieś emocje. Nie wiem co zrobię ze swoim życiem. Jak Marla... "Mogła umrzeć w każdej chwili. Była na to gotowa, nie zważała na życie. Tragedia polegała na tym,że nie umierała." Właściwie jedyną dawką endorfin jaką dostarczam to poprzez tetrahydrocannabinol
No to właśnie o tym mówię, to to samo o czym Ty piszesz z tym że mniej konkretnie - "Nie mamy na siebie wpływu, mozemy tylko rzezbic w losie" - No wpływ jako-taki mamy, ale miałam na myśli, że to i tak ślepa uliczka, tylko iluzja, bo nie prowadzi do niczego więcej. Więc generalnie na jedno wychodzi, bo wpływ jest taki jakby go nie było wcale.
Ale Twojego zachowania nie rozumiem - po co się tak męczyć? Apatia jest okej. Teraz to potrafię docenić - kiedyś byłam jednym wielkim głębkiem nerwów, a wyrzuty sumienia mnie zajebi.ście zabijały... I tak sie męczyłam, żyjąc w rozpaczy, przerażeniu i szaleństwie....aż nagle wszystko ustało. Po prostu zniknęło. I to jest moje błogosławieństwo, nareszcie jestem wolna. Życie raczej w chwili obecnej mało mnie interesuje - to raczej jak ogladanie TV, nie jestem jego częścią, tylko pobocznym widzem - ale inna wazna sprawa jest taka, że poza owym tv nie mamy nic. Film się skończy, my się skończymy. Więc skoro i tak wszystko nam jedno, to czemu nie zrobic rozpieduchy tak, o, po prostu? Bo kurcze, o ile empatii, milosci, nienawisci, strachu itd. nie ma we mnie za grosz, o tyle nude odczuwam podwojnie.
Heh spoko z Ciebie dziewczyna :) Widzę ,że się rozumiemy, to dosyć rzadkie w moim przypadku. To,że się męczę jest mimowolne, nic na to nie poradzę, już o tym pisałem, nawet na swój charakter w gruncie rzeczy nie mamy wpływu, nie chce mi próbować tego tonącego wraku. Mam 23 lat czuję się jakbym miał 50, tylko pracuję i pracuję od 18 roku życia, nie raz miałem jakieś załamania nerwowe, też uwielbiam apatię, to takie miłe nic nie czuć, stać z boku. Miewałem próby funkcjonowania w społeczenstwie ale nie chce mi się bawić w ten obłudny cyrk. Predzej czy pózniej moja frustracja osiągnie apogeum a wtedy kto wie co się stanie... śmieszy mnie strach przed śmiercią innych, dla mnie to wybawienie od tego Truman Show
Ciężko mi wybrać ulubiony film czy ksiażkę. Ogólnie chyba jeszcze bardziej niż z Fight Club, utożsamiam się z lęk i odraza w las vegas Thompsona. No i wiele genialnych książek się przeczytało :)
Rozumiem więc, że jestem niedostatecznie inteligentny. Ładnie tak wrzucać wszystkich do jednego wora?
Skoro rozumiesz, że jesteś nie jesteś inteligentny to jesteś inteligentniejszy niż myślisz,że jesteś :) Gdybyś był bystrzejszy nie odebrałbyś mojego tematu jak obrazy, nie chce mi się bawić w filozoficzne rozważania, czasami dobrze być egocentrykiem. Jeżeli ktoś nie potrafi docenić kunsztu i przesłania Fight Club to najprawdopodobniej jest idiotą. Ty dałeś 5 i uwazasz ten film za średni, a nie za słaby, więc załóżmy że jesteś średnio inteligentny.
I trzeba podchodzić z dystansem do internetu, no i generalnie świata
Święte słowa :):):) na dzień dzisiejszy jest to mój i ulubiony i najlepszy film jaki widziałem. Ten film na zawsze zmienił mój gust filmowy, dzięki niemu zainteresowałem się kinematografią. Połączenie kilku gatunków i wyszło arcydzieło nad arcydziełami.
Przede wszystkim jest to adaptacja powieści , film nigdy nie przerośnie pierwowzoru, ale ta ekranizacja prawie książce dorównuje co jest dość rzadkie
Oj według mnie w tym wypadku film przerósł pierwowzór i to o kilka klas. W filmie jest dużo lepsze bardziej otwarte zakończenie.
Moim zdaniem zbyt optymistyczne. Kilka klas... niezła przesada :) Kinematografia w porównaniu do literatury moim zdaniem ma nieporównywalnie mniejsze możliwości, porównywanie ich jest dosyć nierówne. Książka to rozrywka na dłuższy czas. Postać Marli w filmie przede wszystkim ograniczona i mniej urocza i zabawna niż w książce. Generalnie jednak nie będę się na siłę niczego czepiał. Po prostu niemożliwe w moim przypadku nigdy bym uznał film lepszy od pierwowzoru, co wyobraźnia to wyobraźnia
Spoko, nikt tu się nie spina. Nawet bardzo przesadziłeś, można powiedzieć że są na równi, ale nazwanie filmu znacznie lepszym to herezja :)
Autor książki w wywiadzie stwierdził, że film był lepszy od jego książki. W wolnej chwili podrzucę link.
Nie interesuje mnie zdanie Palahniuka, inne książki mi tak nie podeszły. Może to kurtuazja. I ksiązka i film są równie niesamowite
Zastanawiałem się nad kupnem tej książki już wcześniej i chyba się skuszę. Ogólnie książki Pahlaniuka są tylko pozornie poryte, rzeczywistość jest dużo bardziej poryta, pokazuje on wszystko takie jakie jest w sposób sarkastyczny, bezkompromisowy i boleśnie trafny. Myśli nieszablonowo, wychodzi poza schematy myślowe idiotów/większości społeczeństwa... choć to czy ktoś jest inteligenty czy nie oczywiście nie ma żadnego znaczenia, nie mamy na to wpływu. Wyśmiewa wszystkie złudne pseudowartości i iluzje na temat swój i wszystkiego wokól którymi mami się masa. Pokazuje jakimi bezrozumnymi marionetkami są ludzie, kukły które kształci dana kultura na swój sposób, bez jakiejkolwiek wolnej woli... niewolnikami systemu bez własnej tożsamości. W krzywym zwierciadle pokazuje po prostu prawdę, dosadną prawdę, która nie mieści się w głowie traktowanemu jak bydło motłochowi. Jedynie nieliczne jednostki kiedykolwiek użyły intelekty samodzielnie, większość kieruje się narzuconymi kanonami zachowań, myślą, robią, co, kiedy i z kim im się każe. Pahlaniuk w swoich książkach w piękny, urzekający, prześmiewczy sposób pokazuje chaos, bezsens tego świata, to,że wszystko tak naprawdę nie niezależne od nas. Wolna wola, wolność słowa hahah, dobre sobie. Po prostu genialny pisarz i niesamowicie inteligentny człowiek z szeroką percepcją. Ciekawe ilu takich ludzi z niesamowitym potencjałem jest tłamszona przez trzymający w sztywnych ramach system, a właściwie stłamszonych. Wielu ludzi przerasta wielokrotnie standardowe klony jeżeli chodzi o poziom pojmowania, ale jest wciskana zewsząd w glebę, często chcąc nie chcąc musi stać jednym z tych bezmózgich zombie by jakoś funkcjonować... ale inteligentne jednostki nigdy nie będą mogły sobie ot tak bezzgrzytowo funkcjonować i żyć, świadomośc tego wszystkiego to uniemożliwa.
Heh monolog sobie walnąłem, w każdym razie wcześniej patrzyłem na opis i nie wydał mi się aż tak ciekawy, ale przecież nie możliwości zawrzeć geniuszu Pahlaniuka w jakimś lakonicznym opisie :) Dzięki za rekomendację