Niezły film, ale ocena moim zdaniem jednak trochę zawyżona, za względu na nieco dziurawy scenariusz. Przede wszystkim nie rozumiem dlaczego Nawal Marwan, widząc, że ojcem i jednocześnie bratem ich dzieci jest ten sam człowiek, zostawia im w testamencie takie łamigłówki. Skąd pewność, że jej dzieci połapią się we wszystkim i dojdą do prawdy? Skąd pewność, że go w ogóle odnajdą? Dużo bardziej podobałoby mi się zakończenie, gdyby okazało się, że Nawal sama nie była świadoma tego, że gwałcił ją własny syn, napisała te dwa listy myśląc, że pisze je do dwóch innych osób, i zmarła w tej niewiedzy, a prawdę odkryłyby dopiero jej dzieci. Wtedy mielibyśmy już grecką tragedię po całości.
gdyby tego nie wiedziała to nie poleciłaby szukać dzieciom ojca... a zakończenie było miażdżące
może przez cały film byliśmy przekonywani, że ona tę całą akcję z notariuszem zrobiła, bo chciała odnaleźć syna. A w rzeczywistości chodziło o wysublimowaną formę zemsty?
Myślę, że wyjaśnieniem tej sprawy jest pierwsza scena w której notariusz odczytuje wole matki:
"Mój grób nie zostanie przykryty płytą nagrobną i nigdzie nie będą wyryte moje dane. Ci, którzy nie dotrzymują obietnic nie zasługują na żadne epitafia." W jednej ze cen matka obiecuje sobie i swojemu synowi, że go odnajdzie. Kiedy na basenie rozpoznaje w swoim oprawcy syna i ojca własnych dzieci nie jest w stanie dotrzymać danej obietnicy. Tu chyba także nie chodzi o wysublimowaną formę zemsty bo na kim to miałaby się mścić? - na własnych dzieciach? Dobrym tytułem dla filmu mogła być też obietnica. Bohaterka była silną osobą, jej życie było pełne cierpienia i wyrzeczeń, poddaną ją wielu próbom, które była w stanie udźwignąć tylko dzięki obietnicy, którą złożyła i której za wszelką cenę chciała dotrzymać.
Swoją drogą ten motyw jest wielce naciągany - matka pływa sobie w basenie gdzieś w kanadzie i nagle dostrzega tatuaż na pięcie stojącego przy brzegu faceta, który to facet okazuje się jej zaginionym synem.(sic!)