Niby fabuła opiera się na banale " Kopciuszek spotyka księcia", ale od innych komedii romantycznych opierających się na tym banale odróżnia "Pretty Woman" to, że ma swój niezwykły urok cudownych lat 90., niezawodny duet Roberts-Gere i w przeciwieństwie do tych komedii nigdy nie zostanie zapomniany. Serdecznie polecam!
No niestety, ale nigdy nie rozumiałem zachwytów nad tym całym "hitem". Zacznę od tego, że sam scenariusz jest błahy i niewiarygodnie przewidywalny. Humor jest na poziomie żartów Strassburgera, postacie zarówno główne i poboczne są bardzo płaskie. Aktorstwo jest nijakie: rola Roberts wydaje się, iż polega na ciągłych wygłupach, a Richard Gere przez cały się pokazuje w tym filmie z tym samym ponuro-wesołym wyrazem twarzy. I jeszcze jedno: ZAKOŃCZENIE JEST KICZOWATE!!!! Gdyby się skończyło na tym, że ten biznesmen opuszcza tą kobietę wręczając pieniądze, to bym dużo bardziej polubił ten film. Byłoby to naprawdę odważne i inteligentne zakończenie... ale nie! Musieli wcisnąć ten "Happy End", który każdy widział już miliard razy (całują się i żyli długo i szczęśliwie!). Sorry, ale bardziej przereklamowanego filmu to nie widziałem i twierdzę, że nic się nie różni od innych komedii romantycznych. Wybaczcie, ale ten film wg jest okropny! Garry Marshall choć wydaje się być naprawdę przesympatycznym gościem to jedynym jego filmem, który mógłbym uznać za choć przyzwoity to "Za burtą". Natomiast jedyną słuszną oceną jaką mógłbym dać "Pretty Woman" to 2/10.
Ale to właśnie miała być bajka, takie filmy tez są potrzebne. Trochę luzu, nie każdy film musi być "inteligentny". Jeśli chodzi o Preety women to wedlug mnie jest to jednen z najlepszych filmów z gatunku komedia romantyczna. Taki American Dream. Poprawia humar, dobrze się ogląda, świetny soundtrack i niezapomniana Julia Roberts (czy para Roberts-Gere) i wystarczy.
Sympatyczny film, ale o słabym scenariuszu. Przede wszystkim, bezsensowne jest to, że Gere zabrał Julię Roberts na elegancką kolację biznesową, żeby siedziała obok niego i ładnie wyglądała, gdy ten będzie omawiał kwestię przejęcia firmy Morse'a. Jaki był cel tego, że on ją tam wziął? Czy to miała być jakaś "edukacja Rity", a w tym wypadku edukacja Vivien? Chciał zrobić z niej bizneswoman, czy o co tam chodziło? Bo podczas tej rozmowy biznesowej ona nic nie zrobiła, tylko siedziała i ładnie wyglądała. A on nie przedstawił jej Morse'owi jako swojej żony ani innej krewnej, podczas tej rozmowy biznesowej.
I dlaczego później chciał, żeby mu towarzyszyła również podczas jego rozmowy na meczu polo? Też nie było w tym żadnego widocznego celu, bo ona mu w niczym nie pomogła. Ot, zabrał ją ze sobą bez celu, a chciał jej zapłacić za samo towarzyszenie. Czy on był jakiś niespełna rozumu?
Gere raczej nie gra tu postaci, z którą którykolwiek widz chciałby i potrafiłby się utożsamić. Ot, koleś który robi rzeczy, które nie mają sensu. I koleś, który przez cały czas nie zauważył tego, jakim dupkiem jest jego najbliższy współpracownik.
Roberts gra tu naprawdę sympatyczną i uroczą postać, ale scenariusz tego filmu jest jakiś taki bez sensu. Zwłaszcza postępowanie głównego męskiego bohatera.
Aktorstwo dobre, postacie sympatyczne, tylko scenariusz bez sensu.
Niby tak, jednak do arcydzieła mu daleko. Właściwie cała jakość filmu to rewelacyjna gra Julii Roberts.
Sympatyczny film, ale o słabym scenariuszu. Przede wszystkim, bezsensowne jest to, że Gere zabrał Julię Roberts na elegancką kolację biznesową, żeby siedziała obok niego i ładnie wyglądała, gdy ten będzie omawiał kwestię przejęcia firmy Morse'a. Jaki był cel tego, że on ją tam wziął? Czy to miała być jakaś "edukacja Rity", a w tym wypadku edukacja Vivien? Chciał zrobić z niej bizneswoman, czy o co tam chodziło? Bo podczas tej rozmowy biznesowej ona nic nie zrobiła, tylko siedziała i ładnie wyglądała. A on nie przedstawił jej Morse'owi jako swojej żony ani innej krewnej, podczas tej rozmowy biznesowej.
I dlaczego później chciał, żeby mu towarzyszyła również podczas jego rozmowy na meczu polo? Też nie było w tym żadnego widocznego celu, bo ona mu w niczym nie pomogła. Ot, zabrał ją ze sobą bez celu, a chciał jej zapłacić za samo towarzyszenie. Czy on był jakiś niespełna rozumu?
Gere raczej nie gra tu postaci, z którą którykolwiek widz chciałby i potrafiłby się utożsamić. Ot, koleś który robi rzeczy, które nie mają sensu. I koleś, który przez cały czas nie zauważył tego, jakim dupkiem jest jego najbliższy współpracownik.
Roberts gra tu naprawdę sympatyczną i uroczą postać, ale scenariusz tego filmu jest jakiś taki bez sensu. Zwłaszcza postępowanie głównego męskiego bohatera.
Aktorstwo dobre, postacie sympatyczne, tylko scenariusz bez sensu.
jasne, może i są sceny bez sens ale tu chyba chodzi o to by za dużo nie myśleć tylko obejrzeć dla hmm relaksu i takie tam. Spora część ludzi nie będzie się nad tym zastanawiać tylko będzie myślało o zajebistym życiu jak w bajce i skoro prostytutce bez kasy, wykształceni się udało to i może mnie. Pal licho ze szczegółami i sensem. Tematyka kręci ludzi jak widać po podobnym 50 twarzy Greya i innych. Preety women to taka grzeczna i ładna wersja.
Aha, czyli tutaj należy traktować Richarda Gere'a jako par excellence sponsora Julii Roberts? Czyli że mamy tu przykład sponsoringu? Hmmm, nie myślałem o tym w ten sposób, ale może faktycznie coś jest na rzeczy.
Co do Greya, to znacznie lepiej napisana jest podobna w duchu, klasyczna "Historia O". Nie ma tam porównań od czapy ani wtrętów psujących nastrój (jak twarz w kolorze Manifestu Komunistycznego czy święty Barnaba, ani przygryzania co chwila warg przez główną bohaterkę).
sponsoring, jak najbardziej. O ile dobrze pamiętam to pod koniec filmu, gdy się mają rozstać, Edward proponuje Vivien mieszkanie, kasę, by jakoś się ustawiła itp.itd.
Poza tym tak myślę o tej sytuacji gdy Edward zabiera Vivien na spotkanie biznesowe. Może to po prostu jakiś hmm "zwyczaj" zabierać kobietę na tego typu spotkania jako dodatek :). Tutaj przedstawione dosyć luźno, w restauracji a nie w biurze. Może dlatego by nie było zbyt hm agresywnie, poważnie?. Może też w PW jest to tak pokazane ?
Plus Gere gra tu gościa, który jest tak pewny swego, że dla niego jakaś tam firma to płotka i stąd takie luźne spotkanie w restauracji a sama Vivien ma być dla towarzystwa, ma siedzieć i się nieodzywać, ładnie wyglądać (a skoro to prostytutka bez wykształcenia to co ona ma wiedzieć o biznesie).
Nie wiem czy to ma sens czy nie, ale to takie moje wolne myśli.
Co do Historii O to nie znam. Dziękuję za tytuł, może w wolnej chwili zajrzę. Chociaż 1 Tom Greya ledwo przebrnęłam, kolejnych nie dałam rady.
Obrzydliwe i demoralizujące filmidło z morałem: "Zostań k...ą a znajdziesz miliardera".
Dawno temu TVP pokazywała dokument, w którym wypowiadał się szef policji w Los Angeles.Mówił w tym sensie:
- "gdy film zdobył popularność do Los Angeles zaczęły się zjeżdżać setki naiwnych dziewczyn z całych Stanów. Oczywiście nie spotkały żadnego miliardera tylko zupełnie innych ludzi".
Pamiętam z jakim bólem o tym mówił.To plugastwo zniszczyło(albo pozbawiło) życie tysięcy ludzi. "Pretty woman" jest gorsza od najpaskudniejszego pornola.Stawiam ten film na równi z filmami żywej śmierci. I takie obrzydlistwo jest puszczane w telewizji co roku w okolicach świąt.Zgroza!