Tak jak to w tytule ująłem to całkiem dobry film katastroficzny. Walące się budynki, mosty, niszczone drogi, wybuchające samochody i wszystko dookoła bohaterów - super ;) Ale jako film sci-fi to średniak pełną gębą.
Jakimś tam potwór jest niszczący wszystko na swojej drodze..ale jednak wątek katastroficzny jest znacznie lepszy. Małe potworki atakujące ludzi na ulicy i nie tylko na ulicy są żałosne...kwiczą jak zarzynana świnia, albo połączenie orangutana z dzikiem...ich szczęki to śmiech na sali...prawie tak wielkie jak całe ciało. Myślałem, że wyolbrzymianie pewnych spraw w takich gatunkach jak sci-fi (?) już wymarło. Dodatkowo wkurzył mnie strasznie wątek miłosny w tym filmie...jakby to napisać takie rzeczy tylko w Ameryce (a raczej w amerykańskim kinie). No ludzie, przecież skoro szansa na śmierć wynosi więcej niż 90% to chyba lepiej ratować swój tyłek i znajomych/rodziny znajdujących się w pobliżu niż nie mając absolutnej pewności, że dana osoba, którą chcemy uratować (w filmie to Beth) - żyje. Wolałbym jakby usunęli te marne 30 minut z filmu i zamiast tego pokazali czy udało się zniszczyć potwora i jak wygląda krajobraz NY po tym "ataku".