Niestety porażka! Temat frapujący, historia absolutnie prawdziwa, ale nadająca się co najwyżej na anegdotę filmową, a nie na przydługawy film. Obraz ratują jedynie niezłe (choć nie bardzo dobre) sceny batalistyczne, chociaż i tu można dopatrzeć się totalnej bzdury - czy ktoś zwrócił uwagę na losy sieci abordażowej po odparciu amerykańskiego ataku przez Japończyków?
Z litości nie wspominam szerzej o polskim tytule, jednak w czasie projekcji jakoś nie zauważyłem żadnej "przełęczy".
Jeżeli tak, to jakie wysnuł wnioski? Przecież osią całego filmu jest właśnie sieć! Ktoś musiał dostać się na krawędź przepaści (nie "przełęczy"!), wciągnąć sieć (a był to ogromny ciężar), zamocować ją i co dalej? Wystarczyłoby, aby Japończycy odparli jeden amerykański atak i zrzucili sieć.
Skoro każdy myślący widz zwrócił uwagę na losy sieci, to dlaczego nikt nie zaprotestował przeciwko takiej bzdurze? W filmach zawsze zwracam uwagę na spójność logiczną całości i jeżeli jej nie dostrzegam, to nawet najlepszy obraz nie potrafi wzbudzić we mnie zachwytu, a Mel Gibson nie od dzisiaj jest jednym z tych twórców, którzy w moich oczach są podejrzani o rozliczne nadużycia intelektualne. Pozdrawiam!
To, że każdy myślący widz zwraca uwagę na absurd z siecią nie oznacza, że zna odpowiedź dlaczego reżyser w taki sposób to przedstawił.
Czyli mam przez to rozumieć, że nie przeszkadza Ci brak logiki w filmach? A ponadto nie wspominałem o odpowiedzi na pytanie o sieć, tylko interesuje mnie, dlaczego nikt się nad tą bzdurą nie zastanawia. Czyżby przeważała chęć obejrzenia atrakcyjnego widowiska bez oglądania się na logikę? Trochę mnie to dziwi, bo przecież ten film jest oparty na fakcie i dlatego podejrzewam, że Gibson podbarwił swoją opowieść właśnie dla wzmożenia atrakcyjności, bo rzeczywistość jest na ogół banalna z punktu widzenia postronnego obserwatora.