Poszedłem do kina z wielkimi nadziejami. Wróciłem zawiedziony. Czuję się jakbym zjadł kilogram śledzi w occie i popił gorącą czekoladą. Film początkowo przesłodzony, później zalany kwasem nierealizmu. Gdyby to był kolejny obraz Marvela, z kolejnym superbohaterem The Medicman, może dałbym 8. Dziwię sie tym zachwytom i porównaniom. Mocno zawiodłem się na reżyserze, bo po takich dziełach jak Braveheart, Apocalypto czy Pasja zrobił film mocno odbiegający poziomem, a szkoda bo temat ciekawy. Daję 5 bo pozytywy tylko za przesłanie i świetne sceny batalistyczne.
Dziękuję za docenienie uszczypliwości ;) To nie jest produkcja naiwna, ona miała taka być jaka wyszła, więc to wyklucza naiwność. FIlm jest patetyczny, ale, do ciężkiej cholery, to historia faceta, który uratował na wojnie 75 osób i nie miał karabinu w ręku, a jedynie biblię. Musi taki być. Powtarzam: MUSI TAKI BYĆ.
Ja nie tyle chicialbym poczytac o Dossie co o jego oddziale i pozostalych zonierzach, na ile ich pozmieniano... I po razp ierwszy zdarzylo mi sie stwierdzic, ze zywy czlowiek, pierwowzor, byl kurna ladniejszy od aktora, ktory go zagral. Nie mam nic do Spidiego, ale wkurzal mnie aktor bardzo i z geby i sepleniacego mowienia i grania ala swiety chlopek, bez krzty nieswietej mysli po tym jak najpierw byl lobuzem pierwszej wody i przypieprzyl bratu cegla... Az dziw, ze nie zostal raczej kapelanem, a nie medic... bo nawet jak widac na lekarza sie nie nadawal. A taka Bestia z plazy Ohama... on nie doczeka sie filmu jak byl bohaterem, bo jego nacja przegrala wojne, bo jego nacja ja wywolala, mimo niezlego przykladania do tego reki ze strony Francji, bo zabijal Amerykanow, ktorzy atakowali zokupowany kraj... Chociaz ja bym taki film o takim antybohaterze dla aliantow, a bohaterze dla tamtych Niemcow obejrzala.
Film slaby - zupelnie jak ten czolg z Pittem. Koncowe 45 min to kpina ze zdrowego rozsadku.
Efekty i fajerwerki rzeczywiscie na medal.
Historia ciekawa, ale sposób w jaki została ona ukazana sprawia, że postać bohatera o którym film opowiada, wygląda groteskowo. Można było to nakręcić bardziej przekonująco i wiarygodnie, a zamiast tego oglądamy jak młody chłopak biega po polu bitwy, pełnym patrolującego wroga, wynosi stamtąd kilkudziesięciu rannych kompanów, przy okazji zwiedza podziemne tunele wroga, gdzie opatruje jednego z nich, bo jakby inaczej, a na koniec wywija salta odbijając rękami i wykopując latające granaty. Ja dziękuje za taki pokaz "autentyzmu". Jeśli to jest wielki powrót Gibsona, to ja nie chce wiedzieć jaki jest kiedy ma spadek formy. Chociaż nie, to już wiem, bo oglądałem całkiem niedawno Blood Father, w którym zagrał. Jego rola w tym filmie przypomina formę w której obecnie jest jako reżyser. Szkoda, że po raz kolejny mając całkiem niezły materiał na film, nakręcono przerysowaną sztampę z najbardziej tanimi chwytami na jakie można nabrać przeciętnego widza.
Ubawiłam się. Nie na filmie, ale czytając Twój komentarz. Trudno się nie zgodzić.
To że nie skrytykowałem całości, nie znaczy, że nie oglądałem. Dziwny zarzut. Napisałem kilka luźnych zdań nt. tego co mnie najbardziej w tym filmie odpycha. Jeśli miałbym się rozwlekać to musiałbym naskrobać recenzję, a to wymaga czasu i lekkiej ręki do pisania długich tekstów w sposób ciekawy. Niech to pozostanie w rękach bardziej utalentowanych osób.
Od siebie mogę dodać tylko tyle, że choć ta pierwsza połowa filmu zbyt mocno ocieka lukrem, to można to jeszcze w jakiś sposób uzasadnić. A jeśli nawet nie lubi się tego typu nużących i słodkich wprowadzeń, to można przymknąć na to oko, ponieważ jakby nie było, to tylko amerykańska, kinowa superprodukcja dla której bazą zawsze jest jakiś wątek miłosny, łzy oraz ckliwa muzyka + happy end.
Tak to odebrałeś, Twoja sprawa. Niemniej ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi wskazuje na to, że nie zrozumiałeś intencji Gibsona (to nie jest karalne!), ani podstawowego faktu - jest to film oparty o autentyczne zdarzenia. Nie ma tu sperprodukcyjności z wątkiem miłosnym, bo tak było wżyciu Dossa.
tu masz o tym jak kopnął granat https://naekranie.pl/aktualnosci/przelecz-ocalonych-prawdziwa-historia-byla-bard ziej-absurdalna-1359703
Ciężko się z Tobą nie zgodzić. Na początku myślałem, że jest zbyt długie bo około godzinne wprowadzenie do głównej fabuły filmu - bohaterstwa Dossa na polu wojennym. Później jednak stwierdziłem, że wprowadzenie było o wiele ciekawsze niż najważniejsza część filmu. Ostatnia rzecz, która mi się podobała w tym filmie to rozprawa sądowa a najfajniejsza rola w filmie to ta Hugo Weavinga, który grał ojca Dossa. Zresztą Garfield w pierwszej odsłonie filmu również bardzo fajnie zagrał.
Co do Gibsona to totalnie "przeamerykanizował" tę historię. Naprawdę film mi się nie podobał mimo iż chciałem aby było inaczej. Sam bohater mi bardzo, bardzo zaimponował ale ukazanie jego historii już niestety nie.
Polać temu panu! Wprowadzenie filmu było jak najbardziej realną dramatyczną historią. Dalej już tylko ckliwe wojenne obrazki, nakręcone w sposób nirealistyczny i drapieżnie pod publiczkę.
Zgadzam się. Dla mnie film przeciętny, nakręcony według wielokrotnie przerabianego schematu "bohater jest niezrozumiany przez otoczenie, ale się nie poddaje i na koniec to on się okazuje moralnym zwycięzcą". Do tego trochę chwytających za serce, przerysowanych scen w kiczowatej, podniosłej oprawie muzycznej plus wątek miłosny, parę tekstów o miłości do ojczyzny i kolejny hit gotowy. Na liście wszechczasów na pewno będzie wysoko...
Zgadzam się. To położyło ten film.
"bohater jest niezrozumiany przez otoczenie, ale się nie poddaje i na koniec to on się okazuje moralnym zwycięzcą". - dokładnie. Fajnie to ująłeś.
Mam rację, swoją rację...Ty masz prawo mieć swoją, inną...mi to nie przeszkadza...
Hehe...jak ktoś w taki sposób dyskutuje to przykro mi ale nie mamy o czym rozmawiać...pozdrawiam Tego co ma rację...
"Z racją jest jak z DUPĄ ...
... każdy ma swoją."
marszałek Józef Klemens Piłsudski
Czysta prawda, niestety . Ten film, gdyby tylko wyłączyć krwawe sceny batalistyczne, byłby już stuprocentową hollywoodzką laurką. Gdyby nie napisy końcowe, to nie dałbym wiary, że podpisał się pod tym Mel Gibson. Finałowa akcja z granatami wprawiła mnie w zażenowanie. Zabrakło tylko sceny, w której ktoś obwołuje Dossa nowym mesjaszem.
Nawet batalistyka w tym filmie kulała. Wybuch pocisków artyleryjskich jako kul ognia, bieganie z korpusem trupa w jednym ręku jako tarcza i ciężkim Browningiem w drugiej ręce, nagminne strzelanie z biodra i podczas biegu, ręczne rzucanie granatami moździerzowymi i masa innych bzdur. Liczyłem, że chociaż sceny frontowe będą ciekawe, a oglądałem z zażenowaniem.
W dyskusjach nad Saving Private Ryan przewijało się, że faktycznie te pociski moździerzowe można było odpalić przez walniecie o coś po jakichś manipulacjach z zapalnikiem. Ale tutaj scena jest faktycznie zrobiona tylko jako trawestacja tej sceny w Ryanie.
Ogólnie film jest dziwny. Tę ponad godzinę na grani oglada się swietnie pomimo tych głupot o których piszesz (jeszcze ten strzał z bazooki w schron jest śmiechowy, zamiast betonem zalali go chyba napalmem). Sama batalistyka jest mimo wymienionych naprawdę bardzo dobra, ale trzyma tam ten wysiłek Dossa. Nawet mimo tych głupotek które wyłażą co chwila (jak przysypał ziomeczka - japsy ich mijają mijają dwie sekundy bum juz Andy niesie ziomeczka - co te japsy skoczyły z grani???) potęga tej historii jest na tyle silna, że ten fragment to zeskoku z grani niszczy po maksie. Natomiast cała reszta jest tak bardzo przerysowana, nawet z niektorymi scenami miałem problem wizualny bo wygladały jakby ktoś rysował na greenscreenie, a to co nie z green screenu to jakiś styropian pomalowany akwarelami. Do tego Winc Won chyba parodiował g. sgt. Hartmana?
Niemniej mnie się podobało, choć chyba zaraz przemyśle ocenę i opis (skonczyłem 30 minut temu), bo kurde ta historia w rzeczywistości jest chyba jeszcze mocniejsza, ale Mel wolał jakieś latanie na noszach pokazać zamiast tego ze gosc zarobił kulke czy ze zmieniło go to całe bohaterstwo w kalekę.
Historia ok...ale jej przekaz słaby. Nadmiar przesady w 2 godzinach przekazu. Nawet jeśli tak było to rozłożone w czasie. Tu wyglada groteskowo, i tak powstał kolejny superbohater. Więc gdyby to było Marvela to ok, normalka ale w wykonaniu Gibsona wyszło sztucznie.
Rozmyślam dalej nad filmem, chwilowo zachwyt spadł mi na siedem i dalej chwieje się. Chyba obejrze jeszcze raz jakoś na dniach.
Natomiast ogólnie to tak, mam wrażenie ze Melowi udało się po prostu nie spiedzielic tej historii całkowicie, a tylko trochę.
Rozłożone w wiekszym czasie to musiało być i to znacząco, tu to jest pokazane jakby trwało może z nascie godzin, a ten ziomek znosząc 75 chłopa (choć sam mówił, ze pewnie k. 50) musiał na każdego tracic kilkadziesiat minut (znaleźć, prowizorycznie opatrzyć, przeciagnac nad skarpę a zakładam, choć tak to tu wyglada, ze miała jednak wiecej niż 30 metrów długości), zarzucic te liny, ostrożnie opuscic typa. No i uwazac zeby go kto nie zastrzelił. Trudno mi uwierzyć, że na jednego mógł zużyć mniej niż z godzinę.
Film zaczyna mnie coraz bardziej irytować także z uwagi na istotne zmiany w przebiegu działań Doss. Medal ma za 3 tygodnie działań niby. Sama grań jest tak na oko na jakies 6-8 metrów, a w filmie ma ze 20. Ciekawe co jeszcze sie nie zgadza.
Ja z kolei szukałem gdzieś zdjęć z tego terenu ale nic na chwilę obecną nie znalazłem. Nie chce mi się wierzyć że cały batalion musiał wspiąć się po jakiejś siatce żeby dostać się na szczyt i że to była jedyna droga. Równie dobrze Japończycy po opanowaniu półki i wypchnięciu Amerykanów mogli tą siatkę odciąć i co wtedy?
A co do uratowania 75 ludzi to faktycznie nie zwróciłem uwagi że nawet jakby na jednego rannego potrzebował tak powiedzmy 20 minut, to na wyciągnięcie 75 musiałby mieć ponad 20 h. Tu też nie ma żadnych danych ilu w jakim czasie uratował.
Poza zdjęciem samej ściany z Dossem ja też nic nie znalazłem o wyglądzie tego terenu. Sa niby filmy na youtube w tym nawet jakiś japoński ale przeklikałem i żadnych ujęć dzisiejszych ani ówczesnych nie ma. Jedyne zdjęcia jako tako pokazujące okolicę są lotnicze i za dużo na nich nie widać, ale np. takie http://tothosewhoserved.org/usa/pto/usapto11/img/img246b.jpg - za tę 96 dywizję weszła 77. Pośrodku jest jakaś droga chyba, czyli dało się ten odcinek atakować nie tylko po ścianie. Poza tym ta skarpa jest zdecydowanie łagodniejsza na odcinku po prawej, więc pewnie i stamtąd dało się tych japończyków szachować, a cały odcinek wygląda na jakieś 1,5 km.
I pewnie tak było, że ta siatka to ułatwienie dla wchodzenia szerszym odcinkiem, ale japończykom odcięcie tej siatki ogólnie nic nie dałoby, bo i tak oś natarcia szła przez drogę. Jeśli ta ściana byłaby wyglądałaby tak jak w filmie i cały odcinek frontu tak wyglądał, to byłoby to chyba niezdobywalne. Już wejscie z tymi linami po takiej ścianie jak na filmie to jakieś zadanie dla himalaistów.
Trzebaby więcej poczytać, bo tak sobie gdybamy, ale wygląda, że Mel także tę część waleczną mocno przerysował zamiast po prostu pokazać fakty.
Jeśli to jest faktycznie zdjęcie tego terenu to skarpa ma na oko jakieś 50 metrów wysokości!!! To jak oni niby chcieli to zdobyć? Byle Japończyk ze zwykłym karabinem Arisaka wystrzelałby wszystkich wspinaczy bez problemu. Wierzyć mi się nie chce że ktoś zaplanował atak na takie urwisko.
Albo to kwestia zaburzenia perspektywy, w koncu ta część jest dalej.
Niemneij to chyba ten teren, tutaj jest o losach 96 DP i też wskazują, że za nią i to na tym odcinku (w sensie Hacksaw Ridge/Medea Escarpment) weszła za nią 77 DP z Dossem.
http://www.96thdeadeyes.org/Okinawa.htm
Niemniej słabe są te źródła internetowe, trzeba by coś przeczytać drukowanego. Ja spróbuję, bo mnie temat zaciekawił, ale pewno nie szybciej niż w wakacje;/
A z Dog Green oczywiście masz rację, nie wiem czemu zlałem dwa fragmenty plaży w jeden.
Nota bene wygląda tej ściany ja mam wrażenie jest wzorowany na Point du Hoc na plaży Omaha. Tam faktycznie była powiedzmy ze taka pionowa sciana na 30 metrów.
Tyle że tam atakowała jednostka specjalna (2 batalion rangersów) ze specjalnym sprzętem i z kierunku który Niemców nieco zaskoczył oraz z niszczycielem za plecami. Pokazuje to zresztą The Longest Day, a nie pokazuje, mimo odniesień do tego odcinka plaży w nazewnictwie, Saving Private Ryan.
Eh spada mi ocena tego filmu ciągle.
Oj coś pomyliłeś z tym Szeregowcem Ryanem. Rangersi owszem, atakowali w rzeczywistości Point du Hoc, ale druga cześć Rangersów wylądowała na odcinku Dog Green i tak jest pokazane to w filmie.
Ciekawa również była celność amerykańskich karabinków i karabinów podczas strzelania z biodra. Najlepsza scena jak na kocu niczym alladyn oficer rozwalił kilku japsów. W tym filmie szedł facepalm za facepalmem.
ideologii pacyfistycznych, które tak kochają środowiska lewackie. hollywood siłą rzeczy uwielbia coś takiego wypluwać do kin
Taaa... Gibson znany jest z podlizywania się lewakom... I jeszcze ta Biblia w co drugim kadrze. Lewactwo jak drut.
jak to dobrze jest przeczytac komentarze od krytkow z "pelna geba", dzieci komentuja cos czego kompletnie nie rozumia, wroc do swojego kompa pograj sobie w gierki i wroc do swojej bajki "Wladcy Pierscieni"
Przykre to, ale na dzieciaka to wyszedles Ty. Brak tolerancji i dziecinne odbijanie piłeczki.