PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1039}
8,3 673 739
ocen
8,3 10 1 673739
9,2 55
ocen krytyków
Pulp Fiction
powrót do forum filmu Pulp Fiction

Czy nie zastanawiało was kto miał większy wpływ na tworzenie scenariusza? Prawie każdy potrafi docenić geniusz Tarantino ale scenariusze do dwóch najlepszych filmów tego reżysera powstały przy współudziale Avary'ego. Jackie Brown to troche klapa, niby kolejne filmy zdobyły uznanie ale raczej nie tak duże co Wściekłe Psy czy Pulp Fiction. Co sądzicie na ten temat?

Bucho

Avary jest odpowiedzialny za rozdział "Złoty zegarek" oraz śmierci Marvina.

użytkownik usunięty
Savio_Dan

Najlepsze momenty filmu.

Ostatnio stwierdziłem, że "Złoty zegarek" to najlepszy rozdział w filmie.

użytkownik usunięty
Savio_Dan

W ogóle szkoda Avary'ego, bo wydaje się taki zapomniany. Wszyscy tylko Tarantino, Tarantino, a o biednym Avarym chyba nikt już nie pamięta.

Podejrzewam, że Quentin w jakimś sensie wydymał go z najlepszych pomysłów. Pomagał w scenariuszu do Wściekłych psów, Prawdziwego romansu, Urodzonych morderców, Pulp Fiction i niektóre wątki były brane z jego scenariusza nieukończonego Open Road.

Savio_Dan

W sensie, że Roger pomagał.*

użytkownik usunięty
Savio_Dan

Szkoda chłopa.

Zwłaszcza, że filmy robione bez pomocy Avarego (tzn. scenariusze) nie były aż tak dobre jak poprzednie. Swoją drogą, ciekawe czy Tarantino nakręci jeszcze jakiś fajny film gangsterski.

użytkownik usunięty
Bucho

Ja też mam taką cichą nadzieję, że powróci do swoich korzeni, pogada z Rothem, Madsenem, Buscemim, Keitelem i z innymi, których olał, a następnie zrobi mega-wyku*wisty film na miarę Pulpów.

ocenił(a) film na 10
Bucho

Zdecydowanie więcej Tarantino. Bez porównania. Przede wszystkim udział Avaryego przy tworzeniu scenariuszy nie był zbyt duży. To są tylko pojedyncze sceny, pojedyncze dialogi. Zresztą w większości i tak potem jeszcze troszkę przerabiane. No i nie można zapominać że wielkość tych filmów nie polega tylko na scenariuszu ale również na reżyserii. Tutaj już Tarantino działał samodzielnie.
Mówisz o tym że Tarantino nie tworzył już później tak dobrych filmów. No ale cały czas trzyma bardzo wysoki poziom. Zobacz czego dokonał Avary na własną rękę. Raczej nie możemy tego porównać z dorobkiem Quentina. Nie chcę umniejszać przez to jego zasług przy tworzeniu tych kilku filmów. Jednak wydaje mi się że nie można ich zrównywać.

MishaPl

Niby dlaczego nie możemy porównywać dorobku obu kolesi? Trzy filmy Avarego wystarczą, żeby porównać sobie poziom obu:
1. Napad
2. Mr. Stitch
3. Żyć szybko umierać młodo

ocenił(a) film na 10
Savio_Dan

No i w tym momencie wkraczamy na grząski grunt indywidualnych upodobań. Dla mnie te filmy to absolutnie nie ten rozmiar kapelusza, co filmy Tarantino. Bez porównania.
Poza tym ja twierdzę że i przy wspólnie realizowanych filmach wkład Tarantino jest zdecydowanie większy niż Avaryego.

MishaPl

Tyle że "Napad" produkował Tarantino, a "Żyć szybko, umierać młodo" często było porównywane do twórczości Q.

ocenił(a) film na 10
Savio_Dan

Nie widzę związku. Tarantino produkował też Hostel 2 i Od zmierzchu do świtu 2 i 3. Wcale nie oznacza to że będę je równał z przykładowo Bękartami wojny czy Kill Bill. Żyć szybko umierać młodo nie bez kozery jest porównywany z filmami Tarantino. Tylko dla mnie z tego porównania zwycięsko wychodzi Tarantino.

ocenił(a) film na 10
MishaPl

Jeszcze jedna rzecz. "Podejrzewam, że Quentin w jakimś sensie wydymał go z najlepszych pomysłów." Według mnie to Tarantino dał wielką szanse Avaryemu. Bez QT raczej nigdy nie byłoby o nim tak głośno. To on go wprowadził na salony. Koleś dostał oscara za Pulp Fiction. Był na gali i osobiście go odebrał. Nie mieści się to w mojej definicji wydymania.

MishaPl

A widziałeś wideo jak odbierali razem nagrodę?

ocenił(a) film na 10
Savio_Dan

Widziałem (z tego co pamiętam to nawet na żywo). Zapewne nie dostrzegłem jakiejś podprogowej pogardy Tarantino w stosunku do Avaryego:)

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Nowela Avary'ego z Bruce'm Willisem faktycznie najlepsza.
Avary być może nie jest taką indywidualnością, ale czy musi być?
On jest scenarzystą, a nie celebrytą! Nie buja się po Cannes.
Zresztą przydawał się Tarantino, bo trzymał jego zwariowane pomysły w ryzach.
Przynajmniej tak mi się wydaje, bo następne filmy QT są takie rozlazłe, zwłaszcza "Jackie Brown". Ale także "Kill Bill 2", "Grindhouse", "Bękarty wojny" no i najnowszy "Django" - co z tego, że zabawny skoro zwyczajnie nudny. Wyjątkiem jest tu "Kill Bill 1" zrobiony z wyjątkową jak na QT dyscypliną.
Powinni znów pisać razem i już.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

Nie do końca się zgadzam. Dla mnie wszystkie filmy Tarantino trzymają wysoki poziom. Może Death Proof trochę odstaje ale i tak nie jest źle. Może ich poziom ogólnie jest niższy niż Pulp fiction no ale bez przesady. On jest tylko człowiekiem.
Nie zgodzę się też że wszystko co najlepsze QT stworzył z Avarym. Dla mnie Kill Bill (jedynka) jest na drugim miejscu zaraz po Pulp fiction. Ten film to geniusz w czystej postaci. Dzieło absolutnie wybitne. Wściekłe psy ustawiłbym dopiero na trzecim miejscu. Te trzy filmy to dla mnie zdecydowanie najlepsze pozycje QT. Na takim samym, rewelacyjnym poziomie stawiam Prawdziwy romans no ale akurat w tym przypadku Tarantino reżyserem nie był.
Poza tym mi bardzo się podoba że QT nie ciągnie tego kina gangsterskiego. Uwielbiam ten jego miks gatunkowy. Przez to jest o wiele ciekawszy.
"Zresztą przydawał się Tarantino, bo trzymał jego zwariowane pomysły w ryzach." W takie coś nigdy nie uwierzę. To raczej QT brał ciekawsze pomysły Avaryego i przerabiał je na potrzeby swoich filmów. Z pewnością Tarantino w ryzach trzymać się nie dał.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Trzymanie się w ryzach nie miało mieć wydźwięku negatywnego. Chodziło mi o pewną pisarską, a właściwie scenopisarską dyscyplinę, której wyraźnie brakuje w kolejnych filmach Tarantino pisanych już bez Avary'ego.
W "Bękartach" nie ma bękartów, film rozłazi się na kolejne epizody (zupełnie niepotrzebny segment z Fassbenderem).
"Django" zasadza się na poszukiwaniach żony, ale bohaterowie jej nie szukają, bo wolą jeździć zimą na kolejne łowy - bez sensu i po co to jest?
W "Grindhouse" dziewuchy siedzą przy stole i gadają do dupie marynie, bo nie jest to rozmowa kawiarniana na poziomie "Wściekłych" o nie itd itp.
Można by wymieniać i wymieniać. To jest właśnie brak dyscypliny. Przy jego ostatnich filmach można spokojnie zapytać: o czym właściwie opowiadasz, bo nie wiadomo? Zdecyduj się.
Dlatego obecność Avery'ego była tak pożyteczna - być może siedział obok niego i mówił mu: "słuchaj stary, po co jest ta scena? Może i fajna, może zabawna, ale co ma piernik do wiatraka".
I teraz tego brakuje. Dyscypliny właśnie.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

Ja nie twierdze że w twoich wypowiedziach to miało wydźwięk negatywny. Po prostu nie wierze za bardzo żeby Tarantino przejmował się takim czymś jak budowanie historii. Nie wierzę tez że ktoś mógłby mu coś wybić z głowy (chociaż oczywiście mógł brać pod uwagę sugestię). I tak jak mówiłem - ostateczny kształt scenariusza to w 100% Tarantino. We wszystkich materiałach które czytałem tak to było przedstawiane.
Zarzuty które przytaczasz nie są dla mnie zarzutami. Absolutnie się z nimi nie zgadzam. To jest właśnie cały QT. Taki już jego urok. U niego nigdy pierwszorzędną wartością nie była sama historia. On absolutnie nie przejmował się "standardami" prowadzenia historii. U niego jest najważniejszy sposób jej opowiadania. A sama historia jest trochę na doczepkę.
"zupełnie niepotrzebny segment z Fassbenderem" Dla mnie bardzo potrzeby. Bo bardzo dobry.
"bez sensu i po co to jest" No właśnie po to po co wszystkie inne filmy QT. Dla zabawy. Zarówno widza jak i samego twórcy.
"dziewuchy siedzą przy stole i gadają do dupie marynie" No właśnie taki miał być ten film. Tutaj co prawda wyszło trochę słabiej ale nie można zawsze wygrywać. Szczególnie jak się robi tak autorskie kino. Zawsze coś tam nie wyjdzie.
"Przy jego ostatnich filmach można spokojnie zapytać: o czym właściwie opowiadasz, bo nie wiadomo?" Jeszcze raz powtarzam, jeżeli szukasz poprawnie opowiedzianych historii to raczej nie znajdziesz tego u QT. Świetnie opowiada historię to np. Zemeckis albo Darabont (co prawda tylko w dwóch filmach:)).
"słuchaj stary, po co jest ta scena? Może i fajna, może zabawna, ale co ma piernik do wiatraka" Troszkę mocno się w tych spekulacjach posunąłeś:) Poza tym właśnie o tą zabawę u QT chodzi.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Sądzę, że da się pogodzić opowiadaną historię z autorskimi aspiracjami (czego dowodem właśnie "Pulp fiction" i "Kill Bill 1"). Jedno nie wyklucza drugiego. Zemeckis i Darabont to świetne przykłady takich twórców. Obaj zrobili lepsze filmy (odpowiednio "Forresta Gumpa" i "Skazani na Shawshank"). Dlaczego? Dlatego, że pozostając sobą nie wychodzą przed historię. To ona jest najważniejsza, nie ego reżysera, który popisuje się przed nami sztuczkami. Tarantino to kuglarz. Zręczny, ale kuglarz. Nic więcej. Zemeckis i Darabont to humaniści siłujący się ze światem. Dlatego Zemeckis słusznie dostał Oscara za reżyserię, a film Darabonta słusznie uważany jest przez wielu za najwybitniejszy film w historii kina.
To co wyprawia Quentin to świetna zabawa, ale tylko zabawa. Ten człowiek z filmu na film coraz bardziej mi dowodzi, że nie ma absolutnie nic do powiedzenia. A szkoda, bo talentu nie sposób mu odmówić. I jeszcze dostaje Oscary (tegoroczny absurdalny zwłaszcza gdy obok jest "Wróg numer 1" Marka Boala i "Lot" Johna Gatinsa).

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

No w Pulp Fiction opowiadana historia ewidentnie stała na drugim miejscu. Tam same dialogi tworzyły cały film. Dodatkowo Tarantino na całość poszedł z formą. Kill Bill to trochę inna historia. Tutaj Tarantino bardzo mocno wzorował się na istniejących formach. Przede wszystkim kinie azjatyckim (np. Japonia - styl anime, przerysowane sceny, Korea - motyw zemsty doskonałej). Więc niejako przechwytywał ich sposób opowiadania historii.
"Obaj zrobili lepsze filmy." Dla mnie oby trzej robili filmy genialne. Najwyższa półka.
Ale czy wszyscy muszą być tacy sami? Przecież to by było cholernie nudne.
"To co wyprawia Quentin to świetna zabawa, ale tylko zabawa." Dla mnie to jest żaden zarzut. Kino ma dostarczyć wrażeń. Jego oglądanie ma sprawiać satysfakcję. QT się z tych zadań świetnie wywiązuje. Poza tym robi też coś więcej. Właśnie bawi się samym kinem. Miesza wszystko ze wszystkim. I olewa wszystkie normy. Typowy przedstawiciel postmodernizmu.
Skazani na Shawshank to też film bardzo prosty. Można powiedzieć ze nawet wtóry (chociaż mistrzowsko wykonany). Tak samo jak przy filmach QT odczuwam satysfakcję z jego oglądania. Tak naprawdę całe kino sprowadza się do jednego - emocji. I chodzi mi tu bardziej o uczucie katharsis po seansie, niż przysłowiowe "wyciskanie łez". Po prostu albo coś na Ciebie "działa" albo nie. Można, tak jak wszyscy, tworzyć jakieś normy albo skale. Ja też tak często robię. Tylko wszystkie "rzeczowe" argumenty w ostatecznym rozrachunku bledną, na rzecz jednego - czy film który obejrzeliśmy nas "kręci". Ot cała filozofia.
Ja z do tegorocznego oscara nic nie mam (tzn w tej kategorii, bo ogólnie było kiepsko - oscary dla Argo to dla mnie jakiś kiepski żart). Uważam że pod względem scenariusza jest lepszy od tych które wymieniłeś. Wróg... w ogóle mnie nie zachwycił, ot kolejny niezły film. Lot to rzeczywiście dobre kino ale nie koniecznie w scenariuszu tkwi jego siła (środek filmu ewidentnie wytraca tempo). Natomiast filmy QT to głównie scenariusz (dialogi).
QT to na pewno twórca specyficzny. Może się tobie nie podobać. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale jednak postaraj się docenić człowieka który nie podąża utartymi szlakami. Stara się robić filmy inaczej niż wszyscy. Dać coś z siebie. W dzisiejszych miałkich czasach to naprawdę świetna rzecz. Oprócz QT znam tylko jednych twórców, którzy są tak bardzo "jacyś" - bracia Coen (według mnie aktualnie chyba nr 1 na świecie).

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Mam zupełnie na odwrót. Emocje są dla mnie elementem prymarnym, podstawowym filmu (jeśli film ich nie ma, to jest to po prostu nieudolnie realizowany) ale... w żadnym razie emocje nie czynią filmu wartościowym.
To nie jest kategoria do oceny wartości dzieła filmowego, jego artyzmu. Jest wręcz na odwrót. Emocje są najbardziej wątpliwym narzędziem do oceny wartości filmu, bo jednych film porusza, drugich nie. I co wtedy? Kto ma rację? Mamy zrobić średnią? Bez sensu. To do niczego nie prowadzi. Najważniejszy jest komunikat dzieła, próba powiedzenia jakiejś prawdy o świecie o nas za pomocą tego co jest nieprawdziwe, sztuczne, czyli sztuki właśnie. No i narzędzia za pomocą których reżyser chce nam to coś powiedzieć np. Julian Schnabel zaszywający kamerę byśmy widzieli tak jak widzi jego bohater "Motyla i Skafandra". Człowiek, który zamyka się w ciele odnajduje ducha.
QT posiada narzędzia, ale używa ich do niczego. Za to Oscary się nie należą. Dostaje je jako oznakę popularności, co jest po prostu niesprawiedliwe (kto zna innego scenarzystę?). Mark Boal pisząc "Wroga numer 1" dokonał bardzo ambiwalentnego opisu Ameryki, która walczyła z terroryzmem używając tortur i za ich pomocą dopadła Bin Ladena. To się może nie podobać, ale tak było. I taka odwaga cywilna warta jest najwyższych nagród. Tu bohaterowie nie przechodzą żadnych przemian, nie rzucają ripostami. Są w pracy, wykonują ją. W to się wierzy. To mogło tak wyglądać. "Lot" z kolei imponuje pokorą, tym, że nie usiłuje być niczym więcej niż jest. To historia człowieka, który nie umie się przyznać przed samym sobą kim jest (pijakiem).
Rozumiem, że doceniasz formę filmów QT, ale dla mnie to za mało. Za formą musi kryć się treść, a tej zwyczajnie nie ma. QT nie mówi "Django" niczego czego byśmy nie wiedzieli o niewolnictwie w USA i nawet nie zbliża się do odwagi jej rejestrowania choćby z filmów Spielberga ("Kolor purpury", "Amistad") ot uprawia śmieszne wygibasy. I tyle. To za mało na tak wysokie noty jakie mu się daje. Zdecydowanie za mało.
Same dialogi też filmu nie robią i nie zgodzę się, że to na nich zasadza się wielkość "Pulp fiction". Tryumf tego filmu zasadza się m.in. na tym, że reżyser opowiadając historie nie po kolei dowodzi tego w jak rozsypanym stanie są wszyscy, nasz współczesny świat, nasza kondycja, także kino, które nie wie już co ma robić, dotarło do ściany i zjada własny ogon. Że narracja chronologiczna nie ma znaczenia, bo my nie jesteśmy chronologiczni. Że być może sens znajduje się ponad chronologią. Ćwierćfunciak z serem i jesień z dupy średniowiecza, choć fajnie brzmią nie miałyby żadnej wartości gdyby zostały umieszczone w tak miałkim filmie jak "Jackie Brown", czy "Grindhouse".
Aha, a wtórności "Shawshank" nie dostrzegam - nigdy nie widziałem wcześniej takiego filmu.
Zresztą takiego jak "Forrest" również.
A "Argo" choć wybitnym filmem nie jest, z pewnością jest lepszy od "Django". Dlaczego? Dlatego, że stoi w kontrze do "Wroga numer 1", że jest spojrzeniem wstecz do czasów gdy w Ameryce rządził mądry prezydent (Jimmy Carter) i takimi ludźmi sie otaczał, a ci bez użycia siły, tortur umieli rozwiązywać konflikty, jak główny bohater, który zupełnie bez fajerwerków wyprowadza z Iranu pracowników ambasady. To jest myśl warta każdej nagrody.
Jaka jest refleksja po "Django"?
Że Murzyni to jednak kiepsko mieli w Ameryce.
Też mi odkrycie.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

"Emocje są najbardziej wątpliwym narzędziem do oceny wartości filmu, bo jednych film porusza, drugich nie. I co wtedy? Kto ma rację?" Chłopie o czym Ty mówisz? Ty podważasz wszelkie opinie filozofów na temat sztuki. Kto ma rację? Żartujesz? Pewnie Ty myślisz że masz rację. Sztuka jest nieobiektywna. To nie jest tylko jakieś głupie hasełko które ktoś tam sobie rzucił. To oznacza że ile odbiorców tyle dzieł. A ty byś chciał żeby wystawić czemuś jakąś matematyczną ocenę. I oczywiście powinna ona być zgodna z Twoją własną.
"Najważniejszy jest komunikat dzieła, próba powiedzenia jakiejś prawdy o świecie o nas za pomocą tego co jest nieprawdziwe, sztuczne, czyli sztuki właśnie." Dlaczego? Bo Ty tak powiedziałeś? Poza tym, Ty (zakładam) dorosły facet chcesz się czegoś dowiadywać o świecie dzięki sztuce? To jest Twoje źródło wiedzy natchnionej? Każdy twórca obiera sobie inny cel. Nie ma jakiś uniwersalnych wartości. Jeszcze sprowadzasz wszystko do jakiś regułek. "Człowiek, który zamyka się w ciele odnajduje ducha." Tym jest dla Ciebie sztuka? Tylko tym? Współczuję. Jeżeli cała sztuka sprowadzałaby się do tego co to by była za marność.
Wróg nr 1 to nic niezwykłego. Takie scenariusze powstają co roku. Film niezły i według mnie nic poza tym. Nic ciekawego w nim nie pokazali. Nie ma absolutnie żadnych prób rozliczeń. Wielka rzecz pokazali tortury - a czy czasem po Guantanamo cały świat już o nich nie wiedział? Wszystko co robili było robione pod kontrolą armii USA (dostali od nich cały sprzęt). Argo to już w ogóle przeciętniak jakich mało. Jeżeli tak ma wyglądać kondycja współczesnej sztuki to oznacza że sztuka znajduje się w stanie agonalnym. W jakim celu mówisz mi czym zaimponował Ci Lot. Mówiliśmy o scenariuszu. Napisałem Ci dlaczego sam scenariusz doskonały nie jest.
"Za formą musi kryć się treść, a tej zwyczajnie nie ma." Wildze że teraz podważasz cały postmodernizm. Przecież postmodernizm mówi że forma jest tak samo ważna jak treść. Forma też jest sztuką. I jako tak może tworzyć oddzielny byt. Dobrze że Ciebie Kubrick nie posłuchał bo nie powstałby jeden z najgenialniejszych filmów w historii. Ty się chciałeś dowiedzieć czegoś o niewolnictwie? Mogę Ci polecić parę książek historycznych na ten temat. Kompletnie nie o to chodzi w Django. To jest wariacja na temat kina zemsty (Korea - QT wyraźnie z tego kina czerpie). W założeniu powstać ma trylogia (do tej pory Bękarty wojny i Django). To jest upust emocji uciemiężonych. Mentalna zemsta.
Tak, same dialogi są fundamentem Pulp Fiction. To że się z tym nie zgadzasz to jest Twoja sprawa. I tylko i wyłącznie Twoja opinia. W jakim celu wyjaśniasz mi brak chronologii w tym filmie (według mnie jednocześnie spłycając)? Czy nie wdać że jestem wielkim fanem tego filmu? Sam tytuł tłumaczy brak chronologii, nie musisz mnie w niczym uświadamiać. Nie potrzebuję też od nikogo słuchać morałów (w tym od artystów). Kino nie powinno pouczać, tylko pozwolić na samodzielne wyciągnięcie wniosków. Sztuka też nie ma obowiązku kształcić.
Skazani na Shawshank są wtóre. Cała ich forma opiera się na istniejących standardach. Wszystkie elementy to doprowadzone do perfekcji istniejące techniki: klasyczne zdjęcia i muzyka, sposób opowiadania historii, budowania napięcia, gra aktorska, konstrukcja filmu.
"A "Argo" choć wybitnym filmem nie jest, z pewnością jest lepszy od "Django" No jeżeli takie zdanie prezentujesz to chyba rzeczywiście ta dyskusja nie ma sensu. Argo? Ten przeraźliwie nudny film? W którym wszystko jest tak schematyczne? Przecież ta cała akcja jest cienka jak polsilver. Mogę dać przykłady z II wojny światowej, przy których ta cała akcja Argo wygląda śmiesznie. Nawet bardzo podobne (z użyciem ludzi sztuki). "To jest myśl warta każdej nagrody." Cóż za geniusz. Naprawdę. Powodzenie całej akcji oparte na tym iż celnicy pomyślą iż zgubili kopie dokumentów. Normalnie plan jak te Jockera w Mrocznym rycerzu.
Jeżeli Ty w każdym filmie chcesz dokonywać jakiegoś odkrycia to polecam kino edukacyjne.
Możesz nie lubić Tarantino. Ok. Postmodernizm to bardzo specyficzny odłam sztuki. Taka jazda bez trzymanki. Ale przestań już wypisywać na jego temat te bzdury.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Ta dyskusja nie ma sensu, bo nic nie zrozumiałeś.
Po prostu nie jestem fanem sztuki dla sztuki (bo i po co?) co nie zmienia faktu, że doceniam formę każdego autora, jego styl, piętno, charakter. Doceniam, ale wyłącznie wtedy gdy stoi za nią treść. Forma zawsze służy organizacji treści. Tak było jest i będzie. Tego nie wymyślił QT, ani nawet Da Vinci. Wspomniany przez ciebie Kubrick zawsze to rozumiał.

Najbardziej zdumiewa mnie też twoja wiara w postmodernizm i to w... 2013 roku!
Kino jest już dziś zupełnie gdzie indziej. Właściwie samo chyba jeszcze dokładnie nie wie gdzie, ale z pewnością pożegnało się już z postmodernizmem.
Postmodernizm już dawno się skończył. Ale trudno się dziwić - jest tak stary jak Andy Warhol i zasłanianie się nim m.in. przez QT w kinie na zasadzie "nie mam nic do powiedzenia, ale patrzcie jak się świetnie bawię" nie wywołuje już entuzjazmu. Już tak nie podniecają jego wygibasy, bo zwyczajnie dziś nie mają już większego sensu. Nie robią wrażenia.
Rozkwit i tryumf tego ruchu w kinie to lata 80 (filmy De Palmy, Jonathana Demme, Davida Cronenberga, Tima Burtona czy Davida Lyncha). Ale co zrozumiałe i on się wyczerpał. Tarantino jako jeden z ostatnich twórców (pamiętajmy, że ma już 50 lat!) pasożytuje na innych filmach, gatunkach, konwencjach i wciąż robi to z wdziękiem. Ale jeśli czegoś to dowodzi, to tego, że od siebie samego nie ma już absolutnie nic do powiedzenia. Co nie jest wesołą konstatacją.
Nowi twórcy: David Fincher, Darren Aronofsky, Wes Anderson, Paul Thomas Anderson, Todd Solondz, Noach Baumbach, Christopher Nolan, Stephen Daldry, Joe Wright, Sam Mendes, Todd Field, Alfonso Cuaron, Fernando Meirelles, Asghar Farhadi, M. Night Shyamalan czy Richard Eyre to twórcy którzy unikają pasożytnictwa, poszukują samego siebie, swojego języka, stylu do opisu rzeczywistości. Do próby opisu tego co tu i teraz.
QT nie robi tego od dawna. Jest epigonem, żeby nie powiedzieć kabotynem. Pięknym, ale pustym. Jest arą z złotej klatce. Świat filmu być może jeszcze się o tym nie zorientował, ale tak jest. I nie ma co się nad tym rozwodzić - to naturalna kolej rzeczy, że się zestarzał. Przykre jest to, że się zakonserwował. Że to on w swym postmodernizmie jest dziś archaiczny. Ale droga wolna, jak chce niech sobie siedzi w tym kinie i zabija w nim nawet Hitlera. To jego święte prawo. Przy tym wciąż pisze piękne, zabawne, soczyste dialogi.
Ale dla mnie to już trochę mało...
Idzie nowe.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

To jednak Ty czegoś nie rozumiesz. A mianowicie tego że to jest tylko i wyłącznie Twoje zdanie. A to że Ty coś twierdzisz nie znaczy że jest to prawdą.
"Tak było jest i będzie. Tego nie wymyślił QT, ani nawet Da Vinci." Zobacz, a mi się wydawało że ci najwięksi często olewali wszelkie normy i zasady. To że Ty mierzysz sztukę od linijki i odcinasz wszystko co nad i pod, to jest twoja sprawa. Tylko proszę, nie sprzedawaj mi tu tych prawd objawionych.
"Wspomniany przez ciebie Kubrick zawsze to rozumiał." A czym była Odyseja kosmiczna jak nie eksperymentem formy? Kubrick jakby czytał ten Twój zbiór zasad wszelakich to by się za głowę złapał.
"Kino jest już dziś zupełnie gdzie indziej." Jak widać po popularności Tarantino i dla postmodernizmu się miejsce znajdzie. Z pewnością nie Ty będziesz decydował co będzie się w jego ramach mieściło. I w jakim celu definiujesz mi tu postmodernizm? Może Ciebie to zdziwi ale znam znaczenie słów które używam.
"Tarantino jako jeden z ostatnich twórców pasożytuje" Pasożytuje... Kim Ty w ogóle jesteś aby tak o nim mówić? Pasożytuje? Może jeszcze gwałci i rabuje? Są jeszcze twórcy którzy miksują gatunki i bawią się formą. Np bracia Coen. Dla mnie absolutnie najciekawsi twórcy we współczesnym kinie. Jak widać postmodernizm wcale umierać nie musiał. Wystarczyła ewolucja.
"Ale jeśli czegoś to dowodzi, to tego, że od siebie samego nie ma już absolutnie nic do powiedzenia." Tylko się Tobie tak wydaje. Niestety jesteś przekonany iż jest to obiektywny fakt.
M. Night Shyamalan? To beztalencie? O kim Ty tu w ogóle piszesz? Jego porównujesz do Tarantino? Przecież to jest jakaś paranoja.
W ogóle połowa tych nazwisk to jakiś żart. Todd Field, Richard Eyre. Kim oni są w zestawieniu z QT. Czy nawet Joe Wright albo Alfonso Cuarón. To jest jakaś komedia. Nawet nie mam siły tego komentować.
Dla Ciebie mało, a dla mnie w dalszym ciągu jednak sporo. Potrafisz zrozumieć że twoje teorie nie są jeszcze absolutem? Że nie Ty będziesz wyrokował w tych sprawach. Zresztą chyba ta dyskusja jednak nie ma sensu. Polecam Zdarzenie Shyamalana. Tam będziesz mógł uświadczyć kontaktu z prawdziwą sztuką.
"Idzie nowe." Widać dla ciebie jest to synonim słowa lepsze.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Zagotowałeś się. Dyskutować też trzeba się nauczyć. Włączyły ci się emocje i one kontrolują twoją chaotyczną wypowiedź. Argumentacji z twojej strony nie dostrzegam tu żadnej a ja nie jestem szczególnym fanem przepychanek słownych, bo nic z nich nie wynika jeśli wszystko sprowadza się do zasady: lubię-nie lubię. Myślę, że dużo tracisz.
Lubisz Tarantino - w porządku.
Ja dużo mniej, dlatego następuje atak (choć przecież zaznaczałem swój podziw tak dla Pulp Fiction jak i Kill Billa 1).
Ciągnięcie tej dyskusji nie ma żadnego sensu, bo to nie jest dyskusja na argumenty a inna wg mnie nie ma sensu.

Kubrick eksperymentował z formą, ale w ramach scenariusza "2001", ty tymczasem najwyraźniej wierzysz w jakąś wielką improwizację, szamaństwo, pójście na żywioł. Tymczasem Kubrick słynął z wielokrotnych dubli, aż osiągnął ZAMIERZONY (zaplanowany) efekt. Tak Kubrick rozumiał eksperyment.

Shyamalan zaś swym "Zdarzeniem" złożył hołd "Ptakom" Hitchcocka. Opowiedział w duchu ekologicznym (bunt natury wobec opresji ludzkiej) o nieznanej sile, która atakuje ludzi. To się może podobać, albo nie, ale z pewnością jest przemyślane i konsekwentne. I nie dostrzec tego to wyrządzić mu ogromną krzywdę. Łatwo jest powiedzieć o kimś "beztalencie". Bardzo łatwo.

Wszystko to jednak nie ma wielkiego znaczenia, jeśli tematem tej dyskusji nie przez nas założonej, ale przez nas dwóch zachwaszczonej (za co założyciela tematu przepraszam, bo dałem się wciągnąć w tę bezsensowną bokserkę) jest pojęcie i definicja SCENARIUSZA i to jaki wkład na jego kształt miał ROGER AVARY.
Ja opowiadam się za korzystnym wpływem Avary'ego na pracę Tarantino, ty zaś pompujesz absolutny i nieomylny geniusz QT.
Nie porozumiemy się.

Cześć i czołem, kluski z rosołem.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

Zgadzam się że ta dyskusja nie ma sensu. Jestem tylko człowiekiem więc i czasem emocjom dam się ponieść. Szczególnie jak czytam coś takiego.
Tylko dwie kwestie celem uzupełnienia.
Odyseja kosmiczna jest eksperymentem formy. I duble nie maja tu nic do rzeczy. To nie o przypadek chodzi. Kubrick badał jak widzowie zareagują na taka konstrukcję. Na film praktycznie bez fabuły, który w całości opiera się na formie. Formie która ma znaczenie ale to już inna sprawa.
O Shyamalanie nie mogę powiedzieć nic pozytywnego. Udało mu się zrobić (udało się jest według mnie celnym określeniem) jeden dobry film. Potem mamy już zjazd w dół z przeraźliwa prędkością. Zdarzenie jest tragicznym filmem. Co ma do tego hołd złożony Ptakom? Absolutnie nic. To nie jest wartość sama w sobie. Film jest okropnie słaby w każdym aspekcie. Nawet z aktorów potrafił uzyskać to co najgorsze. Udało mu się nawet sprawić że słabo wypadł całkiem dobry aktor, czyli Mark Wahlberg (który zresztą potem nazwał ten film, cytuję "gównem"). Nawet ciężko mi w ogóle takie coś komentować (być może dlatego nie zapanowałem nad emocjami). Nazwisko tak słabego reżysera w ogóle nie powinno w tej dyskusji padać.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Przepraszam, ale nie mogę. Próbuję cię zrozumieć ale po prostu nie mogę.
Piszesz: "Odyseja kosmiczna jest eksperymentem formy (...) film praktycznie bez fabuły, który w całości opiera się na formie. Formie która ma znaczenie ale to już inna sprawa.".
Nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić: to są jakieś herezje.

Z niezrozumiałym dla mnie uporem podkreślasz rozdział formy i treści (nie daj Boże wyższość jednej z nich nad drugą), tymczasem one są nierozdzielne. Forma organizuje treść, treść - formę. One tworzą całość.
Tymczasem ty proponujesz myślenie podziałami wyjęte ze strukturalizmu, który przecież jako nauka zdyskredytowany został ponad pół wieku temu!
Każdy film, książka, obraz, utwór muzyczny etc. komunikuje jakąś treść. "2001" również. Każdy kadr, scena, sekwencja. Forma służy zakomunikowaniu tej treści. Tego się nie da rozerwać.
Nie chcę się wdawać z tobą w filologiczne dyskusje na ten temat bo one się już odbyły i to dekady temu. Nie piszę tu niczego co nie zostało już powiedziane. Prochu nie wymyślam. Toteż nie mam zamiaru cię oświecać jakimiś odkryciami. Zrozum, to czy forma jest eksperymentalna, czy nie, jest sprawą drugorzędną. Ważne, czemu służy. W jakim celu jest taka, jaka jest. Do czego została wykorzystana. Dlatego mnie rozczarowuje to co QT teraz robi. Bo jego forma, choć jakaś, coś tam niby komunikuje (bo zawsze komunikuje), ale to coś jest to po prostu miałkie. I to właśnie boli. Dlatego nazywam to wygibasami. Jeśli tego nie dostrzegasz, trudno. Świetnie się bawisz na jego filmach i w porządku.
Ale nie bez powodu to nie jest Kubrick.

Kubrick tak samo eksperymentował z formą na planie "2001" jak i klasycznego "Barry'ego Lyndona" (użył do oświetlenia planu wyłącznie świec, ale nie po to, by zobaczyć jak to jest, ale po to by pokazać nam jak oświetlony był wówczas świat, miejsca, przestrzenie, salony, epoka). Ten eksperyment, poszukiwania umotywowane były treścią, którą przedstawiał. I nie różni się to absolutnie niczym od pracy na planie "2001". Kosmos kojarzył mu się z pustką, ciszą, baletem i tak go zaprezentował. Statycznie, bez tempa. Treść zorganizowała mu formę.

Nie ma czegoś takiego jak film bez fabuły.
Najbardziej prymitywne kino coś tam opowiada, coś tam komunikuje, do czegoś motywuje (jak porno do wzwodu). Najbardziej eksperymentalne kolaże również mają treść.

Piszesz: "Forma, która ma znaczenie".
Jak myślisz, co to takiego?
Już odpowiadam: ano treść właśnie.

Jeśli mogę ci coś polecić, to przede wszystkim lekturę (nie, nie, uspokajam nie jakichś podręczników:) bądź odświeżenie filmu "Stowarzyszenie umarłych poetów" Petera Weira, w którym to nauczyciel na przykładzie wierszy Walta Whitmana demontuje strukturalizm, podział na treść i formę, przez ciebie proponowane (akcja filmu dzieje się na początku XX wieku! - tak więc jak mówiłem nie są to nowe spostrzeżenia).
Ale także polecam "GODZINY" Stephena Daldry i niezwykle nowatorską "POKUTĘ" Joe Wrighta, gdzie w sposób wzorowy przedstawiony został proces tworzenia przez autora swego dzieła. Zespolenia się formy i treści.
Jeśli zaś o sam scenariusz chodzi najbardziej reprezentatywna jest tu "ADAPTACJA" Spike'a Jonze'a, ale po trosze też "Zakochany bez pamięci" Michela Gondry.
To są filmy XXI wieku.
To rozumiem przez "idzie nowe".
Świadomość tworzenia i wynikające z tego konsekwencje dla organizacji treści, którą opowiadamy.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

Nie zrozumiałeś o co mi chodziło w Odysei kosmicznej. Z pewnością nie podkreślam rozdziału formy od treści. Zresztą nie chcę mi się już Tobie nic tłumaczyć.
Nie potrzebuję abyś mi cokolwiek polecał. Absolutnie nie rozumiesz o co mi chodzi (same filmy oczywiście widziałem). Nigdy nie podważałem treści. Chciałem jedynie zaznaczyć iż nie wszyscy artyści trzymają się reguł. Nawet tych uważanych przez Ciebie za niezwykle istotne. W tej różnorodności również dostrzegam piękno sztuki.
Absolutnie nie obchodzi mnie jak powinno wyglądać kino XXIw. Tak samo jak nie obchodzi to Tarantino.
Niestety nie daje już rady czytać tego moralizatorskiego bełkotu. Nawet Pulp Fiction potrafiłeś do niego sprowadzić. Całe szczęście Tarantino to nie Shyamalan.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Całe.

ocenił(a) film na 7
AutorAutor

Myślę, że dużo tracisz.
Ale cóż...
już
pora na dobranoc,
bo już księżyc świeci.
Dzieci lubią misie,
misie lubią dzieci.

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

Komentarz na poziomie. Gratuluję. Możesz teraz wysłać linka kolegom i pochwalić się jak kolesia na forum zgasiłeś.

ocenił(a) film na 7
MishaPl

Sorry. Nie mogłem się powstrzymać. Naprawdę mi głupio.

użytkownik usunięty
AutorAutor

jak tam wizyta u psychiatry?

ocenił(a) film na 7

Ty mi powiedz.

ocenił(a) film na 6

No i jak tam wizyta?

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

O i znowu powrót do stałego tekstu, 30 raz? Śmiech na sali.

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

Nie starasz się w ogóle, a to mnie boli najbardziej.

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

Ojej, dzieciaczek jednak wrócił. Śmieszysz mnie, koleś.

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

Chyba sam leżysz z tego, co widzę. Przykre to jest.

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

No ale co dalej?

użytkownik usunięty
Mowiacy_do_reki

leż lamusie

ocenił(a) film na 6

Cianki jesteś, wiesz?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones