PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1039}
8,3 673 563
oceny
8,3 10 1 673563
9,2 55
ocen krytyków
Pulp Fiction
powrót do forum filmu Pulp Fiction

Zanim ktoś spróbuje mnie zrugać z góry na dół, proponuję przeczytać CAŁY mój komentarz.
Na wstępie - film dostał ode mnie ocenę 5/10, co oznacza, że wcale nie sądzę, żeby było to jakieś wybitne dzieło, ale też zdaję sobie sprawę, że nie jest to zupełna kicha, jak to co poniektórzy twierdzą.
Najpier minusy filmu.
W tym filmie nie ma w zasadzie nic ciekawego. Już w drugiej akcji, kiedy Vincent i Jules jadą samochodem da się zauważyć, iż nie będzie to widowisko wysokich lotów. Widzowie są świadkami rozmowy na temat palenia "Marii" w Amsterdamie (piszę z pamięci, więc nie pamiętam, czy akurat o marihuanę chodziło, czy w ogóle o dragi). Jest to rozmowa, która w normalnym filmie byłaby uznana za "spowalniacz akcji". Tymczasem w tej produkcji mamy więcej takich sytuacji. Choćby gadka Vincenta z Mią na temat koktajlu (piszę z pamięci) podczas kolacji w jakiejś tam knajpie. Generalnie, żeby nie ciągnąć wątku w nieskończoność, to, co wielu uważa za atut filmu, jest moim zdaniem zupełnym niewypałem. Ten film to dialogi, które miały na celu rośmieszyć widza. Ale zamiast zostać przedstawionymi w jakiś dobry sposób, mamy tu zaserwowany kiepski humor, który bazuje głównie na wulgaryzmach. Nie chcę nikogo obrażać, ale nie mam 15 lat, żeby podniecać się tyloma "fuck" i "fucking". Oponenci pewnie rzekną: "ten film to nie tylko same przekleństwa, to 3 niezłe historie i to z przekazem". No to teraz mój dowód, że film jest bez przekazu. Generalnie dużo osób mówi o metamorfozie głównych bohaterów, że ze złych stają się dobrymi. No to patrzcie: Pumpkin wraz z Honey Bunny nie przeszli żadnej metamorfozy. Kiedy wysłuchali długiego wywodu Julesa (w ostatniej scenie), miast oddać zrabowane portfele i gotówkę, oddają jedynie teczkę i portfel Julesowi (na wyraźny rozkaz Julesa, który przecież mierzy bronią do Pumpkina). Całą resztę zabierają ze sobą, a więc do końca zostają drobnymi złodziejaszkami, takimi szczurkami. No, ja tu przekazuje nie widzę. Ale idźmy dalej: Vincent - jest zły przez cały film, w zasadzie zabijanie innych przychodzi mu z łatwością. Ostatecznie też kończy marnie, zabity przez Butcha. No to teraz Butch - gangsterem wprawdzie nie jest, ale w filmie gra sportowca, któremu w głowie jedynie mamona. Oszukuje Marsellusa tylko po to, by samemu zainkasować kasę za swój wygrany pojedynek (od gangstera zaś wziął "siano" za to, że pojedynek przegra). Do końca się nie zmienia, choć prawdą jest, że wrócił po Marsellusa, kiedy tamten był gwałcony, choć nie musiał. Jednakże kto by nie wrócił, zważywszy na fakt, że sam miał być ofiarą gwałcicieli, więc miał interes, żeby wrócić. No i pewnie zdawał sobie sprawę, że uwolniwszy Marsellusa, ten zapomni o tym, jak został oszukany. Warto dodać, że na Butchu żadnego wrażenia nie robi zabijanie ludzi. Vincenta "sprząta" bez żadnych skrupółów (co jest jeszcze całkiem słuszne, zważywszy na to, że sam miał paść trupem, zostając zabitym właśnie przez czyhającego na niego Vincenta). Jednakże zabicie gościa w ringu spływa po nim jak po kaczce. Ta jego paniusia też ma nieźle w deklu. Tak więc Butch nie przyczynia się do tego, że "Pulp Fiction" jest filmem z przekazem. Marcellus jest rzadko pokazywany. Ostatnia scena z nim to akcja z gwałtem na nim, gdzie "zapomina" o tym, jak Butch zrobił go w konia, choć mówi mu, że ma spadać z miasta. Ale jakieś przemiany to tu nie ma. Gwaciciele - wiadomo, sukinkoty i tyle. Swoją drogą ta dwójka gwałcicieli złapała jakiegoś gościa, którego właściciel sklepu z bronią przetrzymywał w jakimś pomieszczeniu. Ani Butch nie zainteresował się jego dolą, ani nikt inny. Może dopiero potem Marcellus i jego świta mu pomogli, ale to tylko domysły. Mia - kobieta Marsellusa - wprawdzie nie klnie (przynajmniej ja nie słyszałem), ale ma pociąg do dragów, zresztą w jednej akcji prawie kończy to się jej śmiercią. Też raczej niezłe ziółko i nie robi na niej żadnego wrażenia to, że jej facet (Marsellus) wyrzucił przez balkon jakiegoś gościa za to, że ten zrobił jej masaż stóp. Metamorfozy nie ma. I ostatnia główna postać - Jules. Owszem, mówi, że się zmienia, że zrywa z gangsterstwem. Ale czy naprawdę tak wygląda metamorfoza człowieka, który ma na sumieniu innych ludzi? Gdyby się naprawdę zmienił (był wierzący), oddałby się w ręce sprawiedliwości. Przecież jako wierzący zdawał sobie chyba sprawę, że kara go nie ominie. Tymczasem on tak się zmienił, że choć zrywa z tą branżą (w filmie tylko tak twierdzi, dalsze jego losy są nieznane), to robi to głównie dlatego, żeby chronić swój tyłek, bo boi się, że któregoś dnia nie wróci z "akcji" (w filmie zmienia się, kiedy jakiś łebek strzela prosto w niego i w Vincenta i żadna kula nie osiąga celu). Ponadto jego pokuta to zapewne wylegiwanie się od teraz na jakiejś egzotycznej plaży (w końcu był na usługach Marsellusa, więc pewnie "zaskórniaki" miał). I dalej - nawet kiedy się zmienił nie kazał Pumpkinowi oddać skradzionych portfeli, a kiedy zginął niewinny człowiek (przez gafę Vincenta), tylko się trochę wkurzył, a potem zadzwonił po kogo trzeba i jął zdrapywał mózg z siedzień samochodu. No, ludzie, bądźmy poważni! jeśli już to jest to jedyna przemiana w filmie ze złego na dobrego, ale i tak niezwykle naciągana.
Kolejnym minusem (choć zdaję sobie sprawę z tego, że to czarna komedia) jest zbyt "lekkie" operowanie bronią i zabijanie ludzi przez głównych bohaterów. Zginął gość w aucie, bo Vincent niechcący pociągnął za cyngiel - luz, trochę poklęli, zadzwonili po jakiegoś facia, i żyjemy dalej.
Reasumując, głównymi minusami filmu są: brak jakiegokolwiek przekazu, zbyt obszerne dialogi, które są fundamentem filmu i w które czasem warto się wsłuchać, ale żeby od razu stawiać im pomniki. To luźne gadki, takie gadki-szmatki, gdzie bez wulgaryzmów się nie obejdzie i które spokojnie mogą przyprawić o radosny nastrój (w końcu to komedia), ale nic więcej. Miła komedia. Tyle. Filmu nie dodaje uroku nawet to, że można by zrobić z niego 3 różne filmy (jak niektórzy twierdzą), bo byłyby to 3 próżne filmy. No coś tam o żarciu było, kogoś się tam zabiło - film jakich wiele. Dlaczego od razu nazywać go epokowym dziełem?

Czas na plusy.
Na pewno sposób realizacji filmu. Widać wyraźnie zafascynowanie Tarantino filmami klasy B i C. Niemniej to jest plus, bo filmy z niższych klas zazwyczaj dużej kariery nie robią, głównie dlatego, że nie wchodzą nawet do kin. Wprawdzie ten film to klasa jednak wyższa, ale momentami da się wyczuć klimat filmów z niższych półek (np. podczas jazdy samochodem, gdzie mamy wyraźnie nakładany obraz czy sam tytuł).
Niechronologiczność. Bardzo, bardzo ciekawe. Ostatnia scena kończy się tam, gdzie zaczęła się pierwsza. Tu ogromny plus. Przez chwilę można się zgubić, ale tu niezła robota (choćby w porównaniu z filmem "The Grudge" [czy to japońskim czy amerykańskim], gdzie brak chronologii bardzo przeszkadzał w odbiorze).
Wspaniała muzyka. Nic dodać nic ująć.
Obsada. Tu bym wprawdzie nie przesadzał. Bo jak słyszę argumenty w stylu: "Noo co tyyy?! Przecież grał tam Travolta, Tarantino, Willis, już za sam ten fakt 8 gwiazdek ode mnie", to mnie mdli. To bazowanie na jakichś autorytetach. Dla mnie to niby-autorytety. Co to znaczy, że grała tam gwiazda? Dla mnie nic. Jednakże ode mnie największy plus leci do Bruce'a Willisa, świetna kreacja i zagrał w najlepszej scenie w filmie (akcja z gwałtem). Najlepsza scena, bo zwrot akcji był o 180 stopni, nie spodziewałem się, że właściciel sklepu z bronią zrobi z nich ofiary, tzn. spodziewałem się, ża zadzwoni na policję, a ta przewiezie ich na komisariat. A tu policjant wprawdzie przyjechał, ale tylko po to, żeby ich zgwałcić. To było niezłe. Gra Samulea L. Jacksona trochę mniej mi się podobała. Zresztą, to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje.

Kończąć, owszem, kilka plusów widzę, ale powiedzmy, że są to plusy pomniejsze, choćby muzyka, która jest ważna, jednak nie oglądałem tego filmu dla kilku kawałków (i to w kawałkach). Natomiast jak na tak chwalony obraz, to zwyczajnie za mało. Dialogi, które miały być głównym atutem filmu, były długimi dialogami o niczym okraszonymi dużą ilością przekleństw.

Dziękuję za uwagę. Oczywista wielu rzeczy tu nie wymieniłem (zapewne i po stronie minusów i po stronie plusów) z tego powodu, że film oglądałem gdzieś przed 2 tygodniami i nie chce mi się przypominać wszystkiego szczegółowo.
Dodam, że jestem gotów na polemikę z tymi, którzy się ze mną nie zgadzają, ale proszę kulturalnie, bo rozhisteryzowanym dzieciakom nie odpisuję.

ocenił(a) film na 10

Zdaję sobie sprawę z dużej dawki kiczu, którą film sobą reprezentuje i nawet nie sposób mi się nie zgodzić z niektórymi stawianymi przez Ciebie zarzutami. Tylko co z tego? I tak uwielbiam ten film. A dodam, co może nieskromnie zabrzmi, że gust filmowy mam w miarę wyrobiony...

ocenił(a) film na 8
Shalafi

Coś w tym jest ....

ocenił(a) film na 9

Ja również nie widzę w tym filmie żadnego przekazu i również nie dostrzegam jakiejś metamorfozy "na lepsze" głównych bohaterów. Mimo to uważam, że film jest świetny. Brak przekazu w tym filmie nie może być jego minusem bo jest to kino tylko i wyłącznie rozrywkowe, a od takiego nie wymaga się jakiejś głębszej treści. Film opiera się w znaczącej mierze na dialogach, skądinąd kapitalnych dialogach. Nie dlatego, że jest mnóstwo wulgaryzmów, choć te wulgaryzmy wprowadzają taką pikanterię :), ale dlatego, że mimo iż są to dialogi o pierdołach, to są tak inteligentnie zaplanowane, że ani trochę nie nudziłem się na "Pulp Fiction". Te dialogi przypominają mi taką telenowelę a la "M jak miłość" czy "Na dobre i na złe". Człowiek chce po prostu wiedzieć co będzie dalej, co facet zrobił gdy dowiedział się, że ktoś masował stopy jego żony. Z drugiej strony te dialogi to w pewnym sensie odzwierciedlenie amerykańskiej prymitywnej popkultury, ukazuje po prostu ciemnotę, jaka panoszy się gdzie niegdzie w USA. (rozmowa o hamburgerach i jaraniu) Może w tym tkwi jakiś przekaz :) Jak wspomniałeś te dialogi wprawiają człowieka w radosny nastrój, no a czegóż więcej chcieć od filmu rozrywkowego :]
Poza tym, zgadzam się, że plusem jest chronologia. Te przeplatające się wzajemnie historie tworzą ciekawą fabułę, banalną ale ciekawą. Kwestia umiejętnego pomieszania tych opowiastek.
Co do zabijania ludzi to kwestia względna. Zależy od wrażliwości poszczególnego widza. Moja mama gdyby obejrzała ten film, pewnie stwierdziłaby, że nakręcił go jakiś chory umysł i pewnie po części będzie miała rację :] Główni bohaterowie to gangsterzy i zabijaki. Nie oczekujmy, że po przypadkowym naciśnięciu spustu bedą mięli jakieś wyrzuty sumienia czy coś w tym stylu. Brutalnosć w tym filmie jest uwarunkowana postaciami jakie występują w Pulp Fiction. Tacy ludzie. Poza tym jest to w pewnym stopniu także czarna komedia, co również podkreśliłeś. Czy miałby to być jakiś minus filmu? Nie sądzę.

"Dlaczego od razu nazywać go epokowym dziełem?"

Może dlatego, że nikt wcześniej nie robił filmów w tym stylu, a "Pulp Fiction" zainspirowało nowych twórców do kręcenia takich filmów, do zabawy w kino, np. Rodrigez. Co prawda wcześniej były "Wściekłe psy" ale ten film stawiam niżej niż "Pulp Fiction"

Co do plusów to trzeba się zgodzić. Najwiekszym plusem jaki wymieniłeś to chyba muzyka. Jak dla mnie Quentin ma piekielnie dobry gust muzyczny. Mam soundtrack z filmu i czasami gdy chcę odpocząć od muzyki, którą przeważnie słucham, odprężam się właśnie przy soundtracku z "Pulp Fiction". Niedawno ogladałem Kill Billa - kapitalna muzyka, znowu!
Pulp Fiction warto zobaczyć choćby dla kilku scen. Rozmowa pani Wallace z Vincentem w barze Elvisa, reanimacja i zastrzyk w serce (uśmiałem się na tej scenie do rozpuku - "mam ją dźgnąć trzy razy?"). I jest jeszcze jedna scena, która mnie osobiście zwala z nóg. Właściwie to nie wiem dlaczego. :] Mianowicie scena, w której Mia tańczy z brudnymi, bosymi nogami po mieszkaniu, a w tle leci moja ulubiona piosenka z soundtracku. Ta scena ma niesamowity klimat, którego nawet nie potrafię określić. W ogóle muzyka w tym filmie stwarza niesamowitą atmosferę w każdej scenie. Dzięki tej muzyce "Pulp Fiction" ma na prawdę klasę.
Biorąc pod uwagę, że jest to kino rozrywkowe nie uważam tych plusów za "pomniejsze". Razem tworzą kapitalną całość. I o to chodzi. Moim zdaniem film zasługuje na ocenę conajmniej 7/10. Moja subiektywna ocena to 8/10

ocenił(a) film na 9

Dokladnie tak jak powiedzial Leon:
"powiem tylko że żal mi takich ludzi jak ty"

Nie chce mi się nawet tego czytać. Dużo minusów, które wymieniłeś to dla mnie PLUSY, część to jakaś dziwna analiza z kosmosu, nic się kupy nie trzyma.
Pulp Fiction to jedyny wg mnie film bez jakiegokolwiek choć jednego minusa. Bezwględne 10\10. Mój ulubiony film od dawien dawna.
Jeśli widzisz w tym filmie tylko "fucki" czy przemoc to proszę nie oceniaj już żadnego filmu.
"Tylko miła komedia"?!?! Pewnie widziałes ten film 1 raz. Nie zauwazyles motywu ocalenia i łaski, motywu przebaczenia, motywu niewiary, motywu walizki... Powiązania do najwybitniejszych dzieł filmowych jak The Good The bad and the Ugly tez nie, sam się do tego przyznajesz. Może też się dziwisz, że "Vincent zginął, a zyje nadal"...?

Ponadczasowy film.
pozdrawiam :)

użytkownik usunięty
arrival

Leon - witam pierwszego rozhisteryzowanego dzieciaka (wiem, miałem takim nie odpisywać). Wybacz, ale gdzie argumenty? Jedyne, co potrafisz, to obrażanie innych? Wiem, że ja tu Cię teraz nazywam rozhisteyzowanym dzieciakiem, ale to już jest z mojej strony kontratak na Twój (niskich lotów dodam) atak.

arrival - napisałeś: "Dużo minusów, które wymieniłeś to dla mnie PLUSY, część to jakaś dziwna analiza z kosmosu, nic się kupy nie trzyma." Ja mogę zaś to odwrócić tak, że to co dla Ciebie jest plusem dla mnie jest minusem, i tak w nieskończoność. Tylko po co? Jakiś argument? Mówisz, że moja "analiza" nie trzyma się kupy. Konkretniej? Też mogę powiedzieć, że coś jest złe i na tym zakończyć gadkę. Wybacz, ale takim komentarzem wystawiasz sam sobie niezbyt dobre świadectwo. Poza tym moja "analiza" (Ty to tak nazwałeś) jest odpowiedzią do tych, którzy doszukują się w tym filmie jakiegoś przekazu. Pokazałem, że ja tu go nie widzę, bazując na zachowaniach głównych bohaterów "Pulp Ficiton". O co Ci więc chodzi? W jednym masz rację - film widziałem tylko 1 raz, ale zamierzam iść do wypożyczalni i wypożyczyć go jeszcze raz. Na razie mam inne filmy na oku. Te motywy, które wspominasz, są już zawarte w moim poprzednim komentarzu. "Motyw ocalenia i łaski" - czy masz na myśli tę akcję, w której jakiś łebek nie trafia w Vincenta i Julesa? Jeśli tak - pisałem o tym wcześniej. Motyw niewiary, że niby chodzi o to, że Vincent nie wierzy, że to jakaś wyższa siła uratowała im tyłki. No wybacz, ale tak to my możemy z każdego filmu wypisać po setki motywów. "M jak miłość", czyli motywy zdrady, motywy przebaczenia, motywy bezsilności itd. Heh, tylko po co? Nie rozumiem też Twojego złośliwego "Może też się dziwisz, że "Vincent zginął, a zyje nadal"...? " - w tym momencie to już ośmieszyłeś się na całego. Przecie napisałem, że niechronologiczność to akurat duży plus filmu. Tak to jest, jak się nie czyta komentarzy do końca, a potem komentuje dla samego skomentowania.
Chciałbym jeszcze zauważyć, jaka konsekwencja wynika z toku rozumowania Leona i arrivala. Mianowicie taka, że KAŻDY, kto obejrzy ten filmu, MUSI uznać go za arcydzieło, a jeśli nie, to nie zna się na filmach. Może obaj panowie nie zauważyli, że ja film oceniłem na 5, a nie na 1? No nic - ja zmieniał ludzi nie będę, niech się sami zastanowią nad swoim zachowaniem.

Shalafi - inni powinni brać z Ciebie przykład. Kulturalnie, nie unosisz się, no i przyznajesz, że film posiada dawkę kiczu, a MIMO TO podoba Ci się. Nawet zgadzasz się w pewnym kwestiach ze mną, co sam przyznałeś. I o to mi właśnie chodziło - to wszystko kwestia gustu. Kiedy inni to wreszcie zrozumieją? Ja, kiedy skończyłem oglądać ten film, nie czułem zupełnie nic. Ot, film obejrzałem. Ani słaby, ani nie rewelacyjny. Średni. Pozdrawiam.

pablos85 - w zasadzie mój komentarz do Shalafiego, może też dotyczyć Ciebie. Twierdzisz, że nie widzisz tu przekazu, a mimo to film Ci się podoba, spełnił on Twoje oczekiwania. Dobrze się na nim bawiłeś. I ja nie mogę polemizować z taką odpowiedzią. Powtórzę więc może jeszcze raz: o gustach się nie dyskutuje. I dodam (też po raz wtóry), że cały mój pierwszy komentarz był przeciwko tym, którzy doszukiwali się w tym filmie nie wiadomo czego. Tymczasem mamy tu kino rozrywkowe, które jednych urzekło i stało się dla nich na zawsze marką nie do pobicia, a dla innych to była zwykła komedia, która wszak miała wiele zalet, jednakże nie jest komedią, którą można by wynosić na piedestał. Zauważ, Tobie wulgaryzmy w tym filmie przypadły do gustu, mnie nie - jak możemy osądzić, kto jest, hm, bliżej prawdy czy też bliżej prawdziwego sądu? Ano, nijak. Tylko że są tacy, którzy tego nie rozumieją (patrz: Leon, aririval).
"Z drugiej strony te dialogi to w pewnym sensie odzwierciedlenie amerykańskiej prymitywnej popkultury..." - zgadzam się, ale też prawda, że takie gadki prowadzi się wszędzie. Wystarczy posłuchać, o czym ludzie gaworzą na przystankach. To zwykłe pierdoły, ale cóż takie jest życie, w końcu nie codziennie rozmawia się o Absolucie czy teorii poznania itd.
"Co do zabijania ludzi to kwestia względna. Zależy od wrażliwości poszczególnego widza." - z innych filmów Tarantino oglądałem jeszcze Kill Billa (i 1 i 2, ale to w zasadzie jeden film, podzielony na dwie części) i tam również zabijało się ludzi "z lekkością". Akurat w Kill Billu, nie wiem czemu, ale bardzo mi się podobał sposób, w jaki to ukazano. W "Pulp Fiction" mniej. Wszystko chyba przez to, że bardzo się nakręciłem na ten film, miałem wygórowane oczekiwania, no i się zawiodłem.
Cóż na tym chyba zakończę swoją odpowiedź. Ty film oceniłeś na 8/10, ja to szanuję. Ja na 5/10, bo nie ma nic gorszego jak oszukiwać samego siebie i być pozerem. Gdybym chciał się przypodobać, to owszem, dałbym i 9/10, ale staram się oceniać tak, jak podpowiada mi serce. Od razu coś mi się przypomniało. Kiedyś, kiedy przeglądałem blog jakiegoś użytkownika tej strony, wszedłem spojrzeć, jakim filmom dał ocenę 1. Co moje oczy ujrzały? Ano gość dał czterem filmom z serii American Pie ocenę 1. Pozer maksymalny. Że niby obejrzał 1 film american Pie, zupełnie mu się ten film nie podobał (wszak wystawił ocenę 1) i mimo to oglądał 2 film z tej serii (?). Drugi film też mu się nie podobał zupełnie, a i tak obejrzał jeszcze 2 kolejne filmy z tej serii, choć i tamte uznał za zupełną kompromitację. To jest dla mnie pozerstwo. Ja swoją ocenę, jaką wystawiłem "Pulp Fiction" przemyślałem i nie mam sobie nic do zarzucenia. Na koniec - dziękuję za kulturalny komentarz. Pozdrawiam.

Teraz do wszystkich - ludzie, którzy wchodzicie tu tylko po to, żeby mnie w jakiś sposób obrazić, o co Wam chodzi?!

ocenił(a) film na 9

"...zgadzam się, ale też prawda, że takie gadki prowadzi się wszędzie. Wystarczy posłuchać, o czym ludzie gaworzą na przystankach. To zwykłe pierdoły, ale cóż takie jest życie, w końcu nie codziennie rozmawia się o Absolucie czy teorii poznania itd."

No, wybacz ale ja nie słyszałem na przystanku rozmowy o tym, że ktoś wyrzucił faceta z okna za to, że wymasował stopy jego żony :) Te dialogi są po prostu śmieszne, inteligentne, niecodzienne i świetnie "zrealizowane" przez aktorów. Nie chciałbym abyś pomyślał, że podobają mi się dlatego, że są w nich wulgaryzmy. Gdy dwa chłystki rozmawiają na przystanku i co drugie słowo to "kurwa", to mi tam zwisa, jest mi tylko żal staruszki obok, która musi tego słuchać :)Natomiast jeśli taką wiązankę puści Samuel L. Jackson i John Travolta, w dodatku ta wiązanka dotyczy frytek i majonezu, to gęba się człowiekowi sama uśmiecha :)
Jak wspomniałeś to jednak kwestia gustu i szanuję to. Pomyślałem, że może jednak bardziej przychylnym wzrokiem spojrzysz na ten film :]

Co do American Pie to bawił mnie w liceum, teraz uważam za stratę czasu oglądanie go ponownie. Raczej film niskich lotów.

P.S.
A co powiesz o scenie z tańcem na bosaka o której wspomniałem?

użytkownik usunięty
_Pablos_

pablos85 - "No, wybacz ale ja nie słyszałem na przystanku rozmowy o tym, że ktoś wyrzucił faceta z okna za to, że wymasował stopy jego żony :)" - doprowadziłeś mój fragment komentarza dotyczącego rozmów ludzi na przystanku do skrajności ;) Chodziło mi o to, że podobnie jak w "Pulp Fiction" główni bohaterowie, tak samo na przystankach zwykli ludzie gadają często o "dupie Maryny". Nieraz słyszałem (albo nawet sam byłem uczestnikiem takiej dyskusji) rozmowę o tym, jak to ktoś schlał się na imprezie i wymiotował przez balkon. No chyba przyznasz, że nie jest to rozmowa na jakimś wysokim poziomie (bo co kogo obchodzi, gdzie ktoś wymiotował?). Oczywista, ja nie neguję takich rozmów - takie jest po prostu życie. Albo dam inny przykład: w "Pulp Fiction" już na samym początku Vincent z Julesem rozmawiają o paleniu w Amsterdamie. Takie rozmowy o różnych "cudach" w Amsterdamie też czasem są prowadzone przez ludzi (szczególnie młodych) na przystankach, w autobusach i generalnie w różnych miejscach. A co się tyczy Twego przykładu - no, gdybym znał kogoś, kto wyrzucił człowieka przez okno tylko za to, że ten masował stopy jego żony, to pewnie podzieliłbym się z kimś tą wiedzą, bo to nawet interesujący temat jest, np. czy pod względem moralnym czyn ten jest usprawiedliwiony czy nie (na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to raczej ohydny akt, acz można starać się wybronić zabójcę, co nawet byłoby ciekawym zadaniem).

"Co do American Pie to bawił mnie w liceum, teraz uważam za stratę czasu oglądanie go ponownie. Raczej film niskich lotów." - niskich lotów, bo bazuje na kiepskim poczuciu humoru. Te permanentne gagi nawiązujące do golizny i seksu (często doprowadzone do takiej skrajności, że w zasadzie można by pokazać wszystko) przekraczają wszelkie granice dobrego smaku, no i przez brak zachowania realizmu nie śmieszą widza, ale widz w połowie seansu miast być wciągniętym w film, nagle zdaje sobie sprawę, że ogląda amerykańską kiszkę i stek bzdur.

"P.S.
A co powiesz o scenie z tańcem na bosaka o której wspomniałem?" - obiecałem już, że przyjrzę się filmowi jeszcze raz (nie teraz, bo są jeszcze inne filmy, które chciałbym zobaczyć) i dopiero wtedy wypowiem się na ten temat więcej. Na dzisiaj scenę tę pamiętam, ale nie zrobiła na mnie ona jakiegoś dużego wrażenia, powiem więcej, nie zrobiła żadnego. Jak sam widzisz, to kwestia gustu. Ty złapałeś i poczułeś klimat, ja nie poczułem nic (podobnie miałem z filmem "Lśnienie" Kubricka i "Coś"). Z "Pulp Fiction", co już powiedziałem wcześniej, najbardziej wbiła mi się w pamięć scena w sklepie z bronią, gdzie nastąpił zwrot akcji o 180 stopni. To było mistrzostwo dla mnie. W ogóle moim zdaniem najlepszą kreacją, była kreacja Bruce'a Willisa.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10

ekhm - coś niedokładnie oglądałeś - "no, gdybym znał kogoś, kto wyrzucił człowieka przez okno tylko za to, że ten masował stopy jego żony, to pewnie podzieliłbym się z kimś tą wiedzą, bo to nawet interesujący temat jest, np. czy pod względem moralnym czyn ten jest usprawiedliwiony czy nie (na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to raczej ohydny akt, acz można starać się wybronić zabójcę, co nawet byłoby ciekawym zadaniem)." - zabójcę?? przecież wyraźnie było powiedziane że mu mowę po***rdoliło, a nie zabiło. zauwaź - film ma wiele poziomów - od zwykłego strzelania po poważniejsze problemy. ale oglądnij sobie dla zabawy. quentin tworzy genialne kino ROZRYWKOWE.

ocenił(a) film na 10

Powiem krótko.
Nie potrafisz odróżnić zamierzonego pastiżu i setek albo tysięcy drobnych smaczków, które razem składają się na niesamowity klimat filmu, od twoim zdaniem nudnych i spowalniających akcję dialogów, zachowań, sytuacji.

Przykład? Chociażby to: "podczas jazdy samochodem, gdzie mamy wyraźnie nakładany obraz". Dodam do tego, że ten obraz jest nawet czarno-biały. I zapewniam Cię, że to nie wynika z nieudolności i lenistwa ekipy fimowej, ale to zamierzony cel. Bo to kolejny z tych smaczków o których wspomniałem wyżej.

I życzę Ci więcej pokory dla samego siebie.

Pozdrawiam,
Golem.

użytkownik usunięty
lordgolem

lordgolem - witam! Wszystko fajnie w Twoim komentarzu, szkoda tylko, że nie zauważyłeś, że akurat ten nakładany obraz jest u mnie po stronie PLUSÓW. A wspominałem o nim, przypominając jedynie niektórym zafascynowanie Tarantino filmami z niższych półek. Ech, czytanie ze zrozumieniem się kłania, bo potem muszę odpowiadać na jakieś bezpodstawne zarzuty.

"Nie potrafisz odróżnić zamierzonego pastiżu" - nie robię z siebie znawcy, ale ten kicz bijący po oczach bardziej pasował mi w Kill Billu, o czym zresztą napomknąłem już wcześniej.

"I życzę Ci więcej pokory dla samego siebie." - ? Konkretniej, mister? Czy wyrażanie własnego zdania jest oznaką braku pokory? Jeśli tak, to zaiste jest bardzo niepokorny. Człowieku, niepokorny byłbym wówczas, gdybym tu wszedł, zbeształ ten film i stwierdził, że tylko ja mam rację, a przecież wiem, że tak nie jest. Homo mensura, to człowiek jest miarą wszech rzeczy, co oznacza, że każdy z nas ma rację, bowiem każdy reprezentuje swoje subiektywne stanowisko.

Ech, również pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10

"Wprawdzie ten film to klasa jednak wyższa, ale momentami da się wyczuć klimat filmów z niższych półek (np. podczas jazdy samochodem, gdzie mamy wyraźnie nakładany obraz czy sam tytuł)."
Owszem ów trik z obrazem jest po stronie plusów, ale w kontekście zdania brzmi jakby Ci nie pasował. Wkońcu jest w przypisie do "filmów z niższych półek".

A co do pokory, to jednak w pewnym sensie zbeształeś ten film skoro najważniejsza część filmu, jaką napewno jest fabuła, twoim zdaniem nie przedstawia żadnego sensu, nie ma przekazu artystycznego, jest nudna, nieciekawa. No i dialogi, które przez swoją długość i styl, nadają całemu filmowi specyficznego klimatu w Twoim mniemaniu w ogóle są niepotrzebne.

Wydaje mi się, że powinnieneś obejżeć ten film jeszcze raz. Ja oglądałem ten obraz już 3 razy i za każdym razem zachwycił mnie czym innym. Bo w tym arcydziele tak wielka ilość pięknych szczególików, że nie można tego ogarnąć przez jeden seans.

użytkownik usunięty
lordgolem

lordgolem - witam ponownie. Może zacytuję cały sporny fragment: "Na pewno SPOSÓB REALIZACJI filmu. Widać wyraźnie zafascynowanie Tarantino filmami klasy B i C. Niemniej to jest PLUS, bo filmy z niższych klas zazwyczaj dużej kariery nie robią, głównie dlatego, że nie wchodzą nawet do kin. Wprawdzie ten film to klasa jednak wyższa, ale momentami da się wyczuć klimat filmów z niższych półek (np. podczas jazdy samochodem, gdzie mamy wyraźnie nakładany obraz czy sam tytuł)." - jak sam widzisz z kontekstu zdania wcale nie wynika, że uznaję ten "trik" za minus, ale raczej za walor filmu. Dodam, że z tego fragmentu nie wynika nawet, że filmy z niższych półek są DLA MNIE gorsze pod jakimś względem (fakt, że film należy do niższej klasy, nic dla mnie nie znaczy, bowiem to nie ja klasyfikowałem dany film). W cytowanym fragmencie jedynie stwierdziłem fakt, że filmy z niższych półek nie robią zazwyczaj zawrotnych karier, a jeśli już robią, to głównie wśród miłośników vhs, bowiem często bezpośrednio na vhs się ukazują, z pominięciem kin. A to przecież nie oznacza, że te filmy są gorsze, wszak wiele filmów, które jednak trafiają do kin, to zwykłe badziewie (np. Dog Soldiers).

Co do mojej pokory - jeśli coś mi się nie podobało, to to napisałem. W jaki sposób inaczej miałem to zrobić? To nazywasz brakiem pokory - ukazanie minusów (wg mnie) filmu? To tylko własne zdanie. Proszę odróżniać terminy, bo już drugi komentarz muszę pisać na temat mojej pokory, miast na temat filmu. Ech. A to, że tak rowzlekły był mój pierwszy komentarz, to dlatego, żeby nie weszła tu setka osób i żeby nie napisała czegoś w stylu: "a argumenty, dzieciaku? spadaj z taką tanią prowokacją". Widzę, że zawsze jest źle. Ktoś wyrazi swoje zdanie, nie argumentując go, jest besztany. Ktoś wyrazi swoje zdanie, argumentując je, mówi mu się, że brak mu pokory. Gdyby ktoś napisałam pod "Leonem zawodowcem" (który u mnie dostał 10/10), że ten film mu się nie podobał i ocenia go na 5/10 (podobnie jak ja "Pulp Fiction"), to na pewno nie pisałbym mu, że brak mu pokory. Co najwyżej poprosiłbym o uargumentowanie swojego stanowiska (jeśli jeszcze tego nie zrobił). Zapewne odniósłbym się do jego komentarza w jakiś sposób, ale też uszanowałbym jego zdanie i nie podnosił alarmu, że ktoś mógł dać tak wspaniałemu obrazowi jedynie 5/10. Dla mnie to zrozumiałe, że są gusta różne.

Na koniec - tak, obejrzę jeszcze raz "Pulp Fiction", może wówczas zmienię swoje nastawienie do tego filmu, który wciąż jest dla mnie przeciętnym filmem i któremu nadal wystawiam 5/10.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10

Według mnie stawianie "Leonowi..." oceny o 5 oczek wyższej od PF to jednak lekkie nieporozumienie. Może trochę odejdę od tematu, ale myślę, że oba filmy można ze sobą porównać ze względu na "podobny klimat". "Leon..." to oryginalny, bardzo sprawnie zrealizowany i niezły aktorsko, ale jednak na dobrą sprawę TYPOWY film sensacyjny. Niektóre dialogi są niezłe, ale ich "komizm" (czy szerzej: "wzbudzenie zainteresowania widza") osiągany jest dość tanim kosztem, bo przez krótkie słowne riposty, głównie głownego bohatera (np. w dialogu z Matyldą: "Życie zawsze jest takie zasrane, czy tylko gdy jest się dzieckiem?" "Zawsze"; lub tym na ulicy z powtarzaniem w kółko "Ok,ok,ok,...") - nie powiem, przyjemnie słucha się tego typu konwersacji, ale umówmy się: autor scenariusza nie pokazał w tym względzie nic genialnego. W Pulp Fiction ma się wrażenie dużo większego kunsztu. I to nie zwykłego kunsztu w operowaniu pięknym, kwiecistym językiem, jakiego pełno w innych filmach, ale niezwykłej sprawności Tarantina w tworzeniu interesujących rozmów w stylizacji "gangsterskiej gwary". Oglądając mam wrażenie, że reżyser stworzył coś więcej niż film - że zawarł w nim cząstkę siebie, swoje fascynacje światem, np. gastronomicznymi różnicami między Europą i Ameryką. Film uważam za inteligentny także z powodu nieustannego żartów - "puszczania oka" do widza. W jednej scenie umiejscawia kapitana Koonsa, który wspominając o wojnach światowych mówi o tym, że dziadek Butcha "poleciał za ocean, by jeszcze raz walczyć z Niemcami" - po to, by w innej ze scen okazało się, że najlepsze drugi pochodzą z gór Harzu :) W ten subtelny sposób osiąga to, że Niemiec oglądając film nie ma się do czego przyczepić. Kolejny żart to scena ratowania Mii Wallece z przedawkowania - riposta dla tych, którzy zarzucali "Wściekłym Psom" nadmierną brutalność i nieposzanowanie ludzkiego życia. Inny przykład - Winston Wolf pijący najdroższą kawę z największą możliwą ilością mleka i cukru - prztyczek w nos dla osób, które bądź kupują "jakiś szajs z supermarketu", bądź piją bez mleka lub bez cukru, co Quentinowi najwyraźniej wydaje się niezrozumiałe ;) Tego typu smaczków jest oczywiście więcej; ale co najbardziej mi się podoba, to właśnie te wszędobylskie "z życia wzięte" dialogi - zwłaszcza do gustu przypadła mi "randka" Vincenta i Mii w Jackrabbit's Slim. Widz, obserwując tę rozmowę czuje, że sam chciałby być jej uczestnikiem (i poniekąd, oglądając ten film, nim jest). To właśnie wyróżnia ten film spośród szeregu innych - prezentowanie luźnych, niezobowiązujących rozmów; takich, jakie przecież sami prowadzimy na codzień (choć niektórzy hipokryci czytając to zapewne zaprzeczą); ukazanie gangsterów nie w momentach "glorii i chwały", ale jako ludzi, "od kuchni", jednak bez gloryfikowania ich złych czynów (przemoc, wbrew opiniom niektórych krytyków tego filmu, jest w pełni umowna). Film moim zdaniem zasługuje na miano arcydzieła z jednego głównego powodu - łamie wszelkie konwencje typowe dla swojego gatunku, a ponadto, korzystając z najlepszych (a jednocześnie dla kultury "północnoatlantyckiej" dość egzotycznych) motywów w historii (np. inspiracja Dalekim Wschodem) doskonale się w stworzonej przez siebie nowej, "świeżej" konwencji porusza. Zdecydowanie wart więcej niż jednokrotnego obejrzenia.

Pozdrawiam!

Shalafi

hej ludzie, czy naprawde nie widzicie ze to nie ma sensu?

użytkownik usunięty
Leon_B_Fink

Shalafi - porównujesz "Leona zawodowca" z "Pulp Fiction" (dalej na oznaczenie "Pulp Fiction" będę stosował skrótu "PF") tylko dlatego, że oba te filmy można podciągnąć pod kategorię "film sensacyjny". Jednakże zupełnie nie zauważasz, że te dwa filmy diametralnie się od siebie różnią. Traktują zupełnie o czymś innym (nie ma chyba sensu dalej rozwijać tej myśli, bowiem masz w ulubionych "Leona...", zatem sam dobrze wiesz, o czym jest tamten film). I właśnie przez to, że nie zauważasz różnicy, wytłuszczasz prowadzenie dialogów w obu filmach, jakby nie zważając na fakt, iż "PF" to film, którego dialogi są fundamentalną sprawą, zaś "Leon..." poszedł w zupełnie drugą stronę, mniej uwagi poświęcając tej kwestii. Dlatego też nie rozumiem, dlaczego piszesz, że dialogi "Leona..." są prymitywniejsze (tego słowa akurat nie użyłeś, mam nadzieję jednak, że nie popełniam nadinterpretacji). Gdybym chciał zagrać w podobny sposób mógłbym napisać, że w "Leonie..." lepiej rozwinięta jest kwestia samotności, tyle że niczego bym w ten sposób nie dowiódł, bo w "PF" kwestia ta nie jest dość szeroka, a niektórzy pewnie są nawet gotowi sądzić, że samotność w "PF" nie jest w ogóle poruszana (a moim zdaniem jest, a chodzi mi głównię o sceny z Mią i Vincentem w czasie kolacji oraz po kolacji).
I jeśli już zeszliśmy trochę z tematu, to powiem jeszcze, że te "krótkie riposty" z "Leona..." również są zamierzone, bo tam w ogóle nie chodziło o długie dialogi. Jedyna rozmowa, taka bardziej rozrzewniająca, kiedy Leon opowiada Mathildzie o swojej pierwszej miłości, została usunięta z wersji kinowej (podczas tej samej bodaj sceny Mathilda uczyła Leona spać w łóżku). Moim zdaniem "Leon..." to film o samotności wystawiający naszą tolerancję na próbę (bowiem wielu ludziom nie podobały się zbyt tkliwe kontakty Leona z Mathildą; film został ponoć posądzony o propagowanie pedofilii i z tego powodu usunięto jeszcze kilka ciekawych ujęć z filmu).
Ponadto "Leon..." to jeden z tych filmów, który po tytule zapowiadał zwyczajną kiszkę (w tym przypadku kiszkę sensacyjną, czyli jakieś tam strzelanki), a tymczasem pod powłoką sensacyjnego klimatu widzom zaserwowano pełen wzruszeń dramat, i to bez szczęśliwego zakończenia (takie umiarkowane zakończenie). Jescze chyba tylko "Podziemny krąg" tak mnie zaskoczył.
Natomiast w "PF" nie ma tego drugiego dna. To jest tylko film sensacyjny, który ma się głównie opierać na interesujących dialogach, ale nie ma tu niczego więcej (o wyimaginowanych motywach mówiłem bodaj w pierwszym komentarzu). Sam się doczepiłeś "Leona...", zarzucając mu, że jest typowym filmem sensacyjnym, tymczasem to "PF" (moim zdaniem) ma więcej cech typowych dla sensacji. Jasne, sposób realizacji itd., to wszystko nowatorskie. Niemniej sama fabuła, czyli wymachiwanie bronią, zabijanko ludzi lekkie i przyjemne, wulgaryzmy, tajemniczy ludzie od mokrej roboty itd., to wszystko jest w większości filmów sensacyjnych. W "Leonie..." owszem, też jest, ale w "Leonie.." jest jeszcze coś więcej, natomiast tu wszystko kończy się już na dialogach.
Dlatego teraz kwestia najważniejsza, czyli dialogii, bo o to się tu cały czas rozmowa rozchodzi. Jako że "PF" to kilkanaście dłuższych rozmów, Wy staracie się mnie przekonać, że są one zabawne, ja pozostaję nieugięty i twierdzę, że mnie one nie powalają na kolana. I dalej - ja się z Tobą, Shalafi, zgadzam, że takich rozmów nie było wcześniej, że są one najzwyczajniejszymi gadkami pod słońcem, że to takie pitu-pitu, że coś takiego właśnie chciał Tarantino nagrać! I teraz kulminacyjny moment - otóż to, mnie takie pitu-pitu nie rusza. pablos85 już to zauważył - takie rozmowy są wszędzie, jednakże fakt, że nagle coś takiego pojawia się na dużym ekranie i w dodatku wypowiadają to gwiazdy kina, może rozbrajać. No właśnie, ale nie mnie. Pisałem już, że nie uznaję autorytetów (nie w sensie absolutnym, ale może nie rozwijajmy tej myśli bardziej) i dlatego to, że jakiś tam Travolta czy Willis puszczają takie "wiązanki" mnie nie rusza. Przyznaję - czasem może coś mi się tam spodobało, ale to zdecydowanie za mało! Za mało jak na tak chwalony film! Dalej - rozumiem tę powłokę kiczu spowijającą "PF", ten film wyszedł Tarantinowi tak, jak Tarantino tego sobie życzył. I najważniejsze - ten sposób zupełnie nie trafił w moje gusta (no może nie tak zupełnie, wszak dałem 5/10, a nie 1/10). Rozumiem Twoje oczarowanie tym filmem, ale widzę, że starasz się (i inni również) przeforsować moją opinię na temat filmu za wszelką cenę. A nie o to tu przecież chodzi, mojego gustu nie zmienisz. Możesz nawet powiedzieć, że mam spaprany gust, ale to nie sprawi, że nagle coś we mnie pęknie i uznam ten film za wybitne dzieło. Dlaczego mam mówić inaczej, kiedy czuję, że ten film to nic wielkiego? Te dialogi (o których już tu wspominaliśmy setki razy) nawet jeśli wyszły tak, jak wyjść miały, to najwidoczniej spodziewałem się czegoś innego. Może jest tak, że skoro życie jest, jakie jest, i prowadzi się tu takie zwyczajne rozmowy, to zaczynając oglądać film, nie chcę znów słuchać o paleniu w Amsterdamie, nawet jeśli mówi o tym Travolta. A nawet jeśli bym chciał, to nie przez ponad 2 godziny. Ktoś napisał, że te rozmowy ukazać miały prymitywną stronę amerykańskiej popkultury i moim zdaniem nie dość, że ukazały, to jeszcze same stały na niskim poziomie. Na Wikicytatach pierwszym cytatem z "PF" jest:
"-Kocham cię, Dziubasku.
- Kocham cię, Misiu-Pysiu. Wszyscy zachować spokój! To napad!
- Niech któryś z was tylko, kurwa, drgnie, a rozpierdolę jak ostatniego skurwiela!" - i takie właśnie rzeczy z rozrzewnieniem cytują rzesze fanów "PF". Dla mnie tu nie ma nic. Albo uwaga Vincenta, że shake był za drogi, no krew mnie zalała, w ogóle mnie jakiś tam shake nie obchodził. Dużo by jeszcze wymieniać. Na koniec - nie gniewaj się, że tak "jadę" po tym filmie, nie uważam się za jakiegoś tam znawcę, ot, własne stanowisko wyrażam. Najlepiej przyjmij za pewnik, że jestem ponurakiem i mam odmienne poczucie humoru. "PF" mnie nie rozbawił, a z komedii uwielbiam rodzimą "Seksmisję", którą z przyjemnością obejrzę jeszcze raz, kiedy puszczą ją w telewizji.
Pozdrawiam.

Leon - widzę, że znów zajrzałeś. Piszesz, że "to nie ma sensu" - dlaczego zatem wpisujesz się tu już drugi raz? Co Cię obchodzi czyjaś rozmowa, skoro sam nie raczyłeś nawet ustosunkować się do mojego komentarza do Ciebie? Wybacz, ale to niekulturalne tak się wcinać, zważywszy na fakt, że prowadzę tu rozmowę z innymi użytkownikami, którzy (jak zapewne zauważyłeś) mają coś więcej do powiedzenia poza besztaniem i lekceważeniem innych. I którzy, co najśmieśniejsze, powoli przekonują mnie do "PF" ;) [aczkolwiek tak łatwo skóry nie sprzedam ;)]
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9

"I teraz kulminacyjny moment - otóż to, mnie takie pitu-pitu nie rusza. pablos85 już to zauważył - takie rozmowy są wszędzie, jednakże fakt, że nagle coś takiego pojawia się na dużym ekranie i w dodatku wypowiadają to gwiazdy kina, może rozbrajać."

No zaraz zaraz, trochę spłaszczasz to co powiedziałem. To, że wypowiadają to gwiazdy kina, nie ma aż takiego znaczenia. Największa zasługa to scenariusz, sama konstrukcja zdań. Przeciętny chłystek z naszego słynnego przystanku jest za głupi aby w ten sposób mówić :] Nie powiem, żeby wulgaryzmy w tym filmie nie podobały mi się, owszem podoba mi się ta łacina podwórkowa a raczej gangsterska ale liczy się styl jej uzywania :)
Chyba mój ulubiony tekst to: "Przyjemnie jest czasami tak po prostu zamknąć ryj i posiedzieć sobie w przyjaznym milczeniu". Nie pamiętam czy dobrze zacytowałem ale to było coś w tym stylu. Taki prosty a jaki szczery tekst. W ogóle cała ta rozmowa w barze to majstersztyk.
Po drugie najlepszym w tym filmie jak już wspominałem to obraz połączony z muzyką, świetnie dopasowaną do wydarzeń w filmie, stwarzającą świetny klimat, kreującą jakąś taką starodawną atmosferę. Jak już wspominałeś jest również odwołanie do kina klasy B, mamy tu zabawną i zarazem poważną rozmowę weterana z Wietnamu i małego chłopca, mamy ciekawą relację żony bossa z gangsterem...
Chciałem tylko przypomnieć, że ten film to nie tylko dialogi. Jest wiele innych "smaczków", które nie pozwalają mi osobiście postawić oceny nizszej niż 7/10
Zauważyłem, że powołujesz się przeważnie na dialogi, pisząc że to nie wszystko ale poza dialogami jest coś jeszcze.

ocenił(a) film na 10

Wbrew temu, co sądzisz, jestem świadom różnicy między oboma dziełami. Te filmy dużo dzieli, a jednocześnie dużo łączy. A dialogi uważam jednak za element ważny dla każdego typu filmu, stąd m.in. moje "czepienie się" różnicy w Twoich ocenach ;)
Nie rozumiem Twoich bulwersacji odnośnie rzekomej próby "przeforsowania swojej opinii", bo przecież tak samo jak Ty wyrażam tylko swoje zdanie ;)
Chyba nie da się jednoznacznie stwierdzić obecności w filmie "przekazu", zwłaszcza jeżeli chodzi o kino sensacyjne. To wszystko kwestia różnic w interpretacji. Ty w "Leonie" widzisz poruszający dramat, a ja film sensacyjny wyróżniający się wątkiem przyjaźni dziewczynki z mordercą i nie widzę potrzeby snucia nad nim głębszych analiz. PF to dla Ciebie "tylko dialogi", w dodatku nienajlepszej jakości - ja natomiast widzę te wszystkie wspomniane już wyżej motywy i motywiki. I możesz mnie wyśmiać, ale ja w nie wierzę. Wierzę w przemianę Julesa, bo nie znajduję powodu, dla którego nie miałby "poczuć palca Bożego". Ringo i Yolanda co prawda wychodząc z restauracji zabierają swój "utarg", ale wyraz twarzy tego pierwszego po wysłuchaniu, co Jules miał do powiedzenia, mówi wszystko. Ten monolog głęboko go poruszył i nie pozostanie bez wpływu na jego dalsze życie (tym bardziej, że w pierwszej scenie sam mówił, że z "zawodu" chce się wycofać). Można przypuszczać, że Butch ratuje Marsellusa z zimnej kalkulacji (aby ten "odpuścił mu grzechy"), ale jak dla mnie w tamtych okolicznościach i konieczności natychmiastowego działania był to po prostu ludzki odruch. Vincent ratuję Mię ze strachu przed jej mężem i swoim szefem, ale ze strachu mógł przecież zabrać dupę w troki i uciec z miastu, zostawiając kobietę na pastwę losu. W ostateczności wybiera jednak w życiu drogę łatwiejszą, głównie z przekory wobec Julesa, i jak się okazuje przegrywa. To dla mnie wystarczające powody, aby pomimo "wulgarnej i rozrywkowej" otoczki Pulp Fiction uznać za prawdziwą pochwałę dobra. Jak ktoś (bez urazy) nie chce tego zauważyć, zobaczy tylko przemoc i "fucki". Dobrze napisałeś - to kwestia gustu.

Leon - wbrew pozorom, jeżeli dyskusja ma się odbywać na takim poziomie i jak rozmówca sam przyznaje, że "powoli daje się przekonać", TO ma sens ;)))

Moglibyście się nauczyć formułować swoje myśli trochę bardziej zwięźle.

ocenił(a) film na 10
the_downward_spiral

Oddaj sens pierwszego posta amerrozzo w jednym zdaniu, a upadnę i oddam Ci pokłon ;]
A bardziej poważnie to przecież nikt Ci tego nie każe czytać.
Pozdrawiam...

użytkownik usunięty
Shalafi

pablos85 i Shalafi - mądrze piszecie ;) Widzę, że doszliśmy do małego konsensusu, mianowicie zgadzamy się, że to, jak się oceni film, jest kwestią gustu ;) W zasadzie nie mam co dyskutować z Waszymi argumentami, bowiem w większości się z Wami zgadzam. Heh, dałem się lekko przekonać, że ten film to może jednak coś wyżej niż 5/10 (ale ewentualną zmianę oceny zrobię dopiero po drugim obejrzeniu filmu). Obejrzę teraz "PF" z lektorem, bowiem za pierwszym razem oglądałem jedynie z napisami (mam nadzieję, że się teraz nie wygłupiłem i że istnieje wersja z lektorem). Cóż mogę dodać? Kiedy już obejrzę "PF" jeszcze raz wrzucę do tego tematu komentarz dotyczący moich wrażeń, tyle że nieprędko to nastąpi, bowiem zbliża mi się na uniwerystecie wielkimi krokami (ob)sesja i chyba nie będę miał czasu w najbliższych tygodniach latać do wypożyczalni (o czym informuję z wielkim bólem). A potem wakacje i też nie wiem, co będzie. No, ale jeśli się uda, to postaram się jeszcze przed wakacjami znaleźć czas dla "PF".
A teraz - dziękuję za dobrą rozmowę. Miło się gawędziło, mam nadzieję, że jeszcze wymienimy parę zdań po jakimś filmem.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10

Ano widzisz. Naczytałeś się jakichś bzdur o dobru, złu i tych tajemniczych przemianach; Spodziewałeś się pewnie epilogu w stylu tego ze "Zbrodni i kary"(I pewnie tak jak to było, w przypadku tamtej ksiązki, epilog byłby najsłabszą częśćią dzieła); Nastawiłeś się na "Żonę pastora", a dostałeś po gębie Tarantinem. W efekcie nastąpił, jak widzę, ciężki nokaut. Złe podejście do filmu to nieszczęśliwa sprawa.

Ludzie jak się rozpisali w odpowiedzi na temat. A klucz do zrozumienia sukcesu i fenomenu Pulp Fiction jest przecież tak prosty. Jeżeli, dajmy na to, Scarface stworzył estetykę, z który dzisiaj kojarzymy lata 80. To Pulp Fiction, na spółkę z Goodfellas zrobili to samo w latach 90, czy tego chcemy czy nie. Nie bez powodu połowa nowatorskich filmów ostatnich lat, podejmujących skostniałe schematy z poczuciem humoru jest (w większości przypadków bez powodu, ale nie o to chodzi) porównywana do filmów Taranrino.
Wystarczy postawić Ojca chrestnego i Dawno temu w Ameryce po jednej stronie, a Pulp Fiction i Goodfellas po drugiej. Pierwsze dwa filmy są zrobione w sposób tak patetyczny, że trzeba je oglądać niemal na baczność. A jakie są Pulp Fiction i Goodfellas każdy widzi. Poza tym gangsterzy chyba raczej gadają o ćwierćfunciakach z serem niż o dziełach Tołstoja.

ocenił(a) film na 10
the_downward_spiral

Można w pewnym senisie powiedzieć, ze jest to film o niczym. Ale właśnie na tym polega cały urok tego filmu. Proste i śmieszne dialogi. Z drugiej strony to według mnie nie można porównywać do Pulp Fiction Czlowieka z Blizna, Chlopcow z ferajny albo Dawno temu w Ameryce, bo wszystkie te filmy sa arcydzielami, ale trzy ostatnie to jednak wyższa liga.










Tak samo jak wedlug autora film Pulp Fiction jest o niczym to tak samo mój post tez byl do niczego...

Ja mysle, ze autor postu uzywajac patetycznych wyrazen, udając niezwykle elokwentnego czlowieka, próbuje (dosc nieudolnie zresztą) zgrywac role krytyka filmowego. Gdybys pooglądałnp. Tyle ze czlowieku wziąles sie za krytyke nie tego filmu co trzeba. Napisales ze o gustach sie nie dyskutuje... Hmm... przeczytaj swoj post jeszcze raz a dojdziesz do wniosku ze cala twoja wypowiedz opiera sie na dyskutowaniu o gustach, bo rzeczy które sa dla ciebie minusami, dla innych (w tym i dla mnie) sa najwiekszymi plusami tego filmu. To kwestia twojego gustu ( a raczej jego braku). Podsumowując jak dla mnie film bezapelacyjnie 9/10 swietne dialogi, L. Jackson zrobił to co umie najlepiej czyli genialnie zagrał skurwysyna. Swietna cała reszta. A z ciebie amarozzo czy jak ty sie tam zwiesz, to jest niezle zakrecony skur... ze takie glupoty piszesz.
A jak chcesz zostac krytykiem to zacznij od krytykowania filmow typu Ice spiders - ostatnio syn mnie namowil do ogladania tego scierwa. przynajmniej nie bedziesz sam, a twoja krytyka bedzie miala uzasadnienie

użytkownik usunięty

Nie wiem czy Pulp fiction ma jakieś głębokie przesłanie, to kino rozrywkowe nie musi mieć jakiegoś głębszego sensu. Napisałeś coś o przemianach bohaterów jest tam jedna przemiana- Juels'a. Opierajmy się na tym co powiedziano w filmie. Sytuacja z tym facetem co nietrafił w Vincenta i Juels'a odmieniła go i mówi to w filmie. Mówi że będzię wędrował po świecie szukając swojego miejsca(nie dokładnie tak ale coś w tym rodzaju), tyle w temacie przemian. Rozmowy są o niczym i o wszystkim. A niby o czym mieliby rozmawiać?? Rozmawiają o sprawach normalnych, codziennych, o takich co każdy z nas rozmawia na ulicy czy gdzieś tam. W tym filmie podoba mi się właśnie to że te rozmowy nie są na serio, zwykłe rozmowy "o frytkach". "Lekkie operowanie bronią"- właśnie to akurat jest czarna komedia wię jest OK. Reszta bohaterów jest nie wrażliwa na zabijanie ponieważ to są dranie, w PF niema pozytywnej postaci, wszyscy są zli.
Jeśli PF ma jakieś ukryte znaczenie to powinno być to że ludzkim życiem żądzi przypadek. Ponieważ większość tego co się tam dzieje staje się za sprawą przypadku np. Spotkanie Marsellusa na przejściu, znalezienie broni przez Butch'a, a nawet śmierć Vincenta- dlaczego tak uważam? Odpowiadam: Butch robi sobie tosty, znajduje broń, zdziwiony podnosi ją, ogląda i nagle słyszy szum wody dobiegający z toalety, odwraca się i jeszcze bardziej zdziwiony widzi faceta który go zaczepiał w barze, cisza, szok naszych bohaterów i nagle bach tosty wyskakują z tostera i wtedy Vincent dostaje serię z pistoletu. Po minie Butch'a widać że wciąż jest mocno zszokowany tym co się stało (albo tym z jaką siłą zadziałała ta broń:). No i czołowy przykład przypadkowej śmierci czyli postrzał Marvina. Koniec przykładów które przyszły mi teraz na myśl.
Jeśli Pulp fiction ma coś do przesłania to to jak wielkie znaczenie ma przypadek w ludzkim życiu, jak może wpłynąć na dalsze życie (tak jak napisałem to wcześniej). Jeśli to prawda to można powiedzieć że ma w sobie elementy dramatu ukazującego wpływ przypadku na jednostkę (ale nie bierzcie tego ostatniego zdania poważnie, potraktujcie to jako taki żart z mojej strony).
Pozdrawiam wszystkich dobrych ludzi:)

a wal sie na ryj z takim komentarzem to jest raczej recenzja ,
mi sie bardzo podobal i daje mu 10/10

ocenił(a) film na 9
kulek4444

Mnie się film podoba :) wszystkie minusy uwazam za plusy ;) i sądze,że bez tych dialogów stracił by na uroku, wiele rzeczy, które w innych filmach byłyby nudne tutaj nabierają nowego smaku. No ale, kazdy odbiera na swój własny sposób ;)

ocenił(a) film na 9

no tak... trudno się nie zgodzić, ale mimo tych wad bardzo miło mi się ten film ogląda i często do niego wracam. może właśnie na tym polega jego fenomen?

ocenił(a) film na 10
alexsfavouritegirl

amerrozzo - myślę, że do końca nie zajarzyłeś tego filmu, albo po prostu nie jest to produkcja, która była adresowana do takiego widza jak ty - w końcu nie ma jednego filmu, który podobałby się wszystkim :) Ale muszę jednak bronić PF i chciałem do tego użyć pewnej anglojęzycznej strony na której były bardzo ciekawe analizy filmu i spis wszystkich smaczków i ciekawostek (jest tego wszystkiego zaskakująco dużo), ale nie mogę jej znaleźć ;/ Niektóre teorie tam zawarte ocierały się niemalże o metafizykę, ale większość była naprawdę interesujących i dających do myślenia :P Jak znajdę tego linka to z pewnością się podzielę, a na razie polecam bardzo ciekawą analizę po polsku: http://film.org.pl/prace/eksplikacja.html

ocenił(a) film na 10
Samael_5

Samael, podałeś ciekawy link na temat interpretacji filmu.Jak dla mnie omówiony tam temat walizki jest najważniejszy w filmie, dziwię się, że żaden z dyskutantów nie skupił się na najbardziej istotnej rzeczy.Dialogi, muzyka, aktorstwo i tak dalej to jedynie środki wyrazu, które miały na celu przekazanie przesłania filmu.W przypadku tego filmu mamy do czynienia z ciekawą treścia przedstawioną w równie ciekawej formie.

ocenił(a) film na 9

No to teraz ja :)

(pewnie nie wniosę tutaj nic nowego, ale po przeczytaniu całej Twojej wypowiedzi nie mam już mocy na rozkminę wszystkim komentarzy pod nią umieszczonych)

Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy po przeczytaniu: odnoszę wrażenie, że traktujesz ten film zbyt poważnie, chociaż jednocześnie sam podkreślasz, że to komedia. Oczywiście nie mogę negować sposobu, w jaki odbierasz film, ale wiesz... "Pulp Fiction" to nie moralizatorski filmik o ćpaniu (aluzja do znienawidzonego przeze mnie "Requiem dla snu") ani żadne "Tylko mnie kochaj", gdzie wszyscy mają żyć długo i szczęśliwie. Mi osobiście nigdy nie przyszło do głowy, że sensem tego filmu miałaby być wewnętrzna metamorfoza bohaterów. Nie wiem też (liczę tu na odpowiedź) skąd u Ciebie to doszukiwanie się na siłę głębi i misji. Sam na koniec dodajesz, że film jest inspirowany kinem klasy koniec-alfabetu, które zwykle głębokich treści są pozbawione.
Podsumowując: film w moim odczuciu jest bardzo bardzo nie-serio. Nie na darmo Tarantino uznawany jest za mistrza kiczu. Ja jestem w tym kiczu rozsmakowana, nie każdy musi. Jedna tylko rada: LUUUZ ;) Tego filmu nie można rozkminiać pod kątem "jak oni mogli zabić tego pana" ;) Amen.

ocenił(a) film na 10

Taką minirecenzję aż przyjemnie się czyta. Do tego mając poczucie, że są jeszcze tacy, którzy sensownie (i w więcej niż trzech słowach) potrafią uzasadnić, dlaczego im się film mniej podoba. Mimo, że z 'amerrozzo' nie do końca mogę się zgodzić (film mam w ulubionych), to takiego głosu w dyskusji jak najczęściej wszystkim życzę.

ocenił(a) film na 9
Aristosek

Z przyjemnością podpisuję się jak najbardziej pod Twoją wypowiedzią. Zwłaszcza puentą - aż przykro czasami, gdy staram się poznać opinię o filmie, a mam do przeczytania głównie opinie o innych użytkownikach. Serdecznie pozdrawiam, podobnie jak założyciela tematu i dwie wymienione przez niego osoby. To jak najbardziej w porządku i na miejscu, że "amerrozzo" mając mieszane uczucia co do filmu nie zbył go jednym, dwoma nic nie znaczącymi tak naprawdę zdaniami, a starał się uzasadnić swoją wypowiedź. To również dobre, że niektórzy umieli z kulturą i odrobiną choć dystansu włączyć się w dyskusje.
Miło poczytać czasem POLEMIKI zamiast kłótni. Zgadzam się, tego wszystkim nam należy życzyć.

ocenił(a) film na 9
Aristosek

Z przyjemnością podpisuję się jak najbardziej pod Twoją wypowiedzią, Aristosek. Zwłaszcza puentą - aż przykro czasami, gdy staram się poznać opinię o filmie, a mam do przeczytania głównie opinie o innych użytkownikach. Serdecznie pozdrawiam, podobnie jak założyciela tematu i dwie wymienione przez niego osoby. To jak najbardziej w porządku i na miejscu, że "amerrozzo" mając mieszane uczucia co do filmu nie zbył go jednym, dwoma nic nie znaczącymi tak naprawdę zdaniami, a starał się uzasadnić swoją wypowiedź. To również dobre, że niektórzy umieli z kulturą i odrobiną choć dystansu włączyć się w dyskusje.
Miło poczytać czasem POLEMIKI zamiast kłótni. Zgadzam się, tego wszystkim nam należy życzyć.

Ja obejrzałem ten film raz i to dawno temu. Na dzień dzisiejszy podpisałbym się pod oceną autora tematu. Obejrzę go jeszcze raz, ale obawiam się, że Twoja minirecenzja będzie tą najwłaściwszą.

ocenił(a) film na 10

Powiem tak, twoją wypowiedź przeczytałam dosyć pobierznie;] nie zgadzam sie oczywiście z twoją opinią, bo to co dla ciebie jest minusami dla mnie jest plusami:DD ale w porządku, to twoje zdanie.

Co do jakiegoś "głębszego sensu" w Pulp Fiction. Szczerze mówiąc, to ja się nigdy takowego nie doszukiwałam. Dla mnie to przede wszystkim film-rozrywka, który kocham i wielbie;DD

pozdr.

ocenił(a) film na 10
Tarantinka19

Film-rozrywka owszem, ale pełen smaczków, które świadczą o tym, że w film włożono sporo pracy, której nie doceni jakieś 90% widzów, którzy widzą w nim tylko fajne dialogi itd, a doceni pozostała garstka maniaków ;] Odsyłam do linka, który podałem kilka postów wyżej.
Poza tym lubię myśleć o PF jako o filmie w którym jednak jest jakaś głębia... sam nie wiem, chyba jestem aż zanadto oczarowany tym obrazem :)
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10

Choć PF to jeden z moich ulubionych filmów, nie będę cię rugał. Masz prawo do własnej opinii, nawet jeśli jest ona tak absurdalna jak ta powyższa.

ocenił(a) film na 10
konsewatywnyliberal

Pulp Fiction -to czysta radocha, czego się spodziewałeś "rozkimenek" o życiu i śmierci ?

ocenił(a) film na 9

TEN FILM NALEŻY OGLĄDNĄĆ MINIMUM 3 RAZY ŻEBY GO OCENIAĆ!
Podam na własnym przykładzie:
-Pierwszy raz oglądałem Pulp Fiction, i spodziewałem się komedii takiej że spadnę z fotela ze śmiechu - zawód, zawód, i jeszcze raz zawód, zjechałem film na forum i mówię sobie... -co to za gówno! czemu się tym ludzie podniecają
-Ale mimo wszystko włączyłem go sobie drugi raz... i wydał mi się śmieszny, dostrzegłem jego dobre strony i spodobały mi się teksty...
-W końcu zarzuciłem go sobie po raz trzeci, i mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić że to jeden z lepszych filmów jaki widziałem, po prostu w skali 1 na 10 to takie dobre 11. Dostrzegłem w nim głęboki sens, przesłanie, po prostu film ma ukryty sens i genialność którą nie łatwo odkryć... i nie zgadzam się że film to pusta komedia... to film życia, SZACUN NA QT - G - E - N - I - O - U - S

ocenił(a) film na 10
Schackoo

Chyba trochę przesadziłeś. żadnego ukrytego sensu w nim nie ma. Żadnego drugiego dna, głębokiego sensu, przesłania. To film gangsterski. O narkotykach, zabijaniu, o skurwielach i dziwkach.

ocenił(a) film na 10
bansuj_

Obejrzyj jeszcze raz, a jak nie zrozumiesz to jeszcze raz i jeszcze raz.
PS. Gdzie tam dziwki miałeś?

ocenił(a) film na 10


amerrozzo, jestes jednym z tych którzy po prostu nie czuja klimatu tarantino. Quentin jest rezyserem i scenarzysta który ponad wszystko uwielbia robić filmy i uwielbia sie przy ich pomocy bawic z widzem. To rodzaj gry, w ktora Ty po prostu nie zagrałeś, nie wkreciles sie w ten klimat. A gadanie ze to słaby i nudny film nie jest tu raczej na miejscu. Przyznaj po prostu ze jest to dobre kino ale ci sie nie podoba. Ja np jestem wielbicielem zajebistych gitarzystów ale muzyki np pata methenego nie lubie jednakze przyznaje iz jest wybitnym artysta.
Najlepiej by bylo jakbys sobie spokojnie usiadł z piwkiem przy ekranie i jeszcze raz ten film obejrzal i chociaz sprobowal sie jego absurdem zachwycic.

ocenił(a) film na 10

OJ szkrzywdził Cię los. Chociaz wiesz jeszcze może nie być tak źle. Np. W wieku 12 lat kiedy pierwszy raz obejrzałem Pulpa to uznałem go za gówno. Według mnie do tego filmu trzeba dojrzeć i mieć wyrobiony gust. Apropo pewnie według Ciebie klasyka to ,,Bogowie muszą być szaleni''. Pulpfiction ma unikalny w porównaniu do innych gangsterskich filmów klimat i nic tego nie zmieni.

ocenił(a) film na 10
Raptor_6

Zgadzam się w 100%.Ja miałam szczęście i ktoś dopilnował abym obejrzała ten film w odpowiednim momencie i chwała mu za to.Uważam jednak że to nie obsada,dialogi,czy specyficzne połączenie wątków świadczą o klasyce tego filmu a najdrobniejsze detale bo diabeł tkwi w końcu w szczegółach....

ocenił(a) film na 8

"Zanim ktoś spróbuje mnie zrugać z góry na dół". A mogę zrugać Cię na boki?

użytkownik usunięty
Birke_La_Folle

Możesz, ale jeśli ci się nie uda, będę sobie sam zrywał boki - ze śmiechu.

pollmall19 czy jak ty się tam zwiesz - nie wystarczy stwierdzić, że ktoś coś źle zrobił, trzeba jeszcze dać przykład, w jakiś sposób to udowodnić. Bo jeśli jest inaczej to: starałeś się mi coś przekazać, ale wyszedł z tego bełkot, stary. Zacznij jeszcze raz, tym razem powoli i bez przekleństw. Może uda ci się napisać coś sensownego.

Co się tyczy tych wszystkich, co coś tam gadają o jakims krytyku filmowym - rąbnąć się zdrowo łbem w ścianę, i nie spychać dyskusji na boczne tory. Ja tylko wyraziłem swoje zdanie, a jeśli komuś nie odpowiada długość - sorry, nie mój problem. Jeśli czytacie po łebkach - sorry, sami sobie wystawiacie świadectwo.

ocenił(a) film na 10

Co do twojej oceny, to się z tobą nie zgodzę, ale na tym polegają gusta i na ich temat się nie dyskutuję, więc nie uważam, że jesteś głupi itp. Po prostu ci się to nie podoba i tyle. Ok. Wiele rzeczy, które wymieniłeś uważam za plusy. Ten film jest inny niż wszystkie, a gra aktorów powala na kolana.

A na texty typu "jesteś debilem, bo myślisz inaczej niż ja" porostu bym nie odpowiadał... pozdro

użytkownik usunięty
Szczepanek

Jeśli chodzi o moją osobę, to ja powiedziałem już wszystko, co miałem powiedzieć. Najczęściej słyszę: "to, co wymieniłeś jako minusy, ja uważam akurat za plusy". Konkluzja: różnica gustów, i tyle.

Pierwszy komentarz napisałem już ponad półtora roku temu (o temacie dawno zapomniałem, nagle dziś go widzę na pierwszej stronie). Od tamtego czasu zmieniły mi się trochę poglądy. Uważam, że o gustach się jednak dyskutuje, inna sprawa, że na terenie sztuki nie ma znawców i każdy ma rację. Przy takiej wymianie poglądów jak nasza chodzi jedynie o to, żeby zachować kulturę i starać się nie ubliżać drugiej osobie. Mi - mam nadzieję - udało się tego dokonać (jeśli nie, bardzo mi przykro). Nie wszyscy jednak grali czysto, ale to niech każdy w swoim zakresie zrobi sobie rachunek sumienia ;-)

Wśród tych wielu odpowiedzi tylko jedna do mnie przemawia. Ten film trzeba brać na luzie. Ten film jest o niczym, ale taki właśnie ma być. Okej, faktycznie zbyt poważnie podszedłem do tematu. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że tak wielu ludzi woli obejrzeć taką gadkę-szmatkę, na dodatek wulgarną. Kwestia wrażliwości ;-)

Pozdrawiam te osoby, które do mnie odnosiły się z szacunkiem. Cała reszta - będziecie się smażyć w piekle ;p

ocenił(a) film na 10

"że tak wielu ludzi woli obejrzeć taką gadkę-szmatkę"

Niż co? "Woli obejrzeć taką gadkę-szmatkę", niż co?

A tak na marginesie - ta Twoja "gadka-szmatka" to tylko część filmu. Tej drugiej nie zauważyłeś? Bo jak miałeś włączony tylko dźwięk, to się nie dziwię, że dałeś tylko 5/10. Z obrazem byłoby 10. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones