PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1039}
8,3 673 739
ocen
8,3 10 1 673739
9,2 55
ocen krytyków
Pulp Fiction
powrót do forum filmu Pulp Fiction

Za każdym razem zmieniałem kanał. Odstręczało mnie okrucieństwo i cynizm postaci. Regularnie bywam w środowisku pełnym wulgaryzmów i pozerstwa, wynikającego z duchowych poranień - właśnie taki to świat, jak z początku filmu (dalszego jego ciągu, jak napisałem, nie znam). Nie oceniam, skoro nie obejrzałem, ale piszę na świadectwo, że są ludzie, którzy mają dość takiego niby "prawdziwego" świata mocnych słów, przemocy i narkotyków. Możliwe że wpłynął ten obraz na historię filmu. W sensie historycznym ma to znaczenie, ale w konkretnej sytuacji widza osaczonego przez okrucieństwo w sztuce i w mediach - nie. I naciska on (ja) przycisk "zmieniarki"(pilota).

ocenił(a) film na 9
Wydmin

Nadmiar szkodzi. I chyba dlatego film Cię nie przekonał. Bo był pełen tego, czego na co dzień masz po dziurki w nosie. Pewnie z tego samego powodu polscy lekarze niechętnie oglądają "Botoks", a amerykańscy mafiozi wolą "Akademię Policyjną" niż "Dawno temu w Ameryce". Ja obejrzałem Pulp Fiction z wielką przyjemnością, ponieważ na co dzień nie spotykam jego bohaterów. Pozerstwo i nadmiar wulgaryzmów, z którym musiałem się oswoić, ale przede wszystkim niezwykły klimat, pomysły i sposób kręcenia, dały w rezultacie dzieło niepowtarzalne. Najważniejszą zaletą filmu jest jednak Oscarowy scenariusz, który sprawił że doznałem katharsis.

użytkownik usunięty
_MO

Katharsis. Słodki Jeżu.

ocenił(a) film na 9

Coś Ci podpowiem, życzliwie i bez złośliwości. Jeśli w jakimś filmie inni coś widzą, a Ty nie, to możliwości są dwie: Albo Ty masz rację, albo oni.

użytkownik usunięty
_MO

Od jakiegoś czasu w komentarzach daję do zrozumienia, że sytuacja jest wręcz odwrotna - większość ludzi nie widzi tam tego co ja.

ocenił(a) film na 9

Sorry, nie śledzę Twoich postów.
Z tego co widzę, nie dostrzegłeś genialnej (jak dla mnie) konstrukcji scenariusza Pulp Fiction, przez Akademię nagrodzonego Oscarem. I geniuszu Quentina, który potrafi ze śmieci zbudować pomnik. A co takiego dostrzegłeś, czego nie widzą inni?

użytkownik usunięty
_MO

Myślę, że po naszej wymianie zdań w osobnym wątku nie muszę już Tobie tego pisać, ale napiszę dla tych, co tu zajrzą i będę chcieli się dowiedzieć:

Widzę u Tarantino pornografię przemocy i rozciągane do obrzydliwości chwile, w których oprawca znęca się nad bezbronną ofiarą, okraszone "zabawnymi" (w zamyśle) dialogami. W scenie z odzyskaniem walizki widzę twarz Bretta. W scenie w piwnicy myślę o tym człowieku ubranym w kostium sadomaso - upokorzonym, odartym z godności i na koniec zabitym (bo nie miał szans przeżyć tego bezwładnego zawiśnięcia, zresztą sam Tarantino w wywiadzie to potwierdził).

I wygląda na to, że nikt inny tego nie widzi - bo widownia się śmieje. Zwraca uwagę na błyskotliwe dialogi i humor. Nikt nie pomyśli w jaką ślepą uliczkę zabrnęła nasza kultura, skoro takie rzeczy są nam wciskane jako rozrywka. A jeśli nawet przelotnie o tym pomyśli - to przymyka oko.

W mojej ocenie skreśla to ten film. Mógłby mieć nawet bardzo głębokie przesłanie (a nie ma), mógłby dotykać istoty człowieczeństwa i moralności (a nie dotyka). Pokazuje przemoc jako coś zabawnego - to go skreśla jako dzieło kultury.

A co do genialności scenariusza - nie przeczę, ciekawy zabieg z zaburzeniem chronologii wydarzeń. Ale nic poza tym.

ocenił(a) film na 9

W zasadzie zgadzam się z większością Twojej wypowiedzi, choć nie odbieram tego wszystkiego aż tak dramatycznie. Nie zgodzę się jednak z ostatnim akapitem. Nie było to zwykłe zaburzenie chronologii, tylko bardzo specyficzna konstrukcja. Z kilku pozornie niezależnych wątków, pod koniec filmu trzy połączyły się i utworzyły zaskakującą całość.

użytkownik usunięty
Wydmin

Miło wiedzieć, że jest więcej osób, które patrzą na ten film tak jak ja.

Wydmin

Jazu, tak! Nie znoszę tego filmu. Nie dałam rady go obejrzeć do końca. Pamiętam tylko scenę, gdzie jakaś kobieta cierpiała na jakimś łóżku i to miało być śmieszne... I to poczucie humoru w stylu 'I love you honey-bunny' - dla mnie żenujące i na siłę. Lubię czarny humor, ale nie w takim wydaniu.

użytkownik usunięty
lilavati7

No proszę. Jednak nie jest tak źle - jest tu już parę osób, których ten film odrzuca tak samo jak mnie. Gdzie byliście ostatnie dwadzieścia pięć lat mojego życia?

ocenił(a) film na 9
lilavati7

A jesteś pewny, że opisane przez Ciebie sceny miały być śmieszne? Bo ja wcale nie jestem przekonany.

użytkownik usunięty
_MO

Nie jestem pewien o jakiej scenie pisze lilavati7, ale rozważmy fragment Pulp Fiction:

Vincent i Jules wchodzą do mieszkania. Witają ich przerażone twarze młodych ludzi. Ich przyszłe ofiary już wiedzą co je czeka, ale łudzą się, że może unikną najgorszego. Jeden z nich - Brett - mówi, że jest mu przykro, że żałuje, ale chciałby spróbować pogadać. W odpowiedzi Jules wyjmuje pistolet i - nawet nie patrząc - zabija jego kolegę, kwitując to słowami: "oh, i am sorry, did i break your concentration"?

Publiczność wybucha śmiechem. Bo to taka śmieszna riposta - nie ma znaczenia, że właśnie widzieliśmy jak ktoś bezbronny zginął.

Scena, która następuje zaraz później to kwintesencja podejścia Tarantino do przemocy. Jules zastrasza Bretta, poniża go. Wyśmiewa i krzyczy na niego, przewracając stół. Strzela mu w ramię. Sypie przy tym ciętymi ripostami, które powodują salwy śmiechu na widowni. I cały czas mamy gdzieś tam ujęcia twarzy Bretta - widzimy jak bardzo jest przerażony, świadomy tego że zaraz umrze. Tak właśnie wygląda przemoc. Samuel L. Jackson zachowuje się dokładnie jak typowy oprawca. Jeśli widząc to odruchowo nie empatyzujesz z Brettem, to jak to o Tobie świadczy, widzu?

Śmiejesz się, patrząc jak ktoś cierpi. I nie ma tu znaczenia fakt, że to tylko film, że przecież ten aktor zainkasował swoją gażę i dziś pewnie ma dom w Hollywood. Ważne jest to, że reżyser z premedytacją zaaranżował w swoim filmie sytuację, w której nagle empatia zanika.. Śmiejesz się z prerażająco realnej sceny przemocy. I nie wypieraj się - kiedy oglądałem ten film po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć autentyczne reakcje publiczności. Śmiech.

I tego typu sceny pojawiają się w każdym filmie tego reżysera. Bezbronna ofiara, wszechwładny kat, śmierć i śmiech na widowni. Każdy, kto daje wysokie noty filmom Tarantino zdaje się po prostu widzieć tylko, że - wracając do przytoczonej wyżej sceny - Samuel L. Jackson rzuca śmieszne teksty. Patrzycie, ale nie widzicie.

ocenił(a) film na 9

Nie ma tam kobiety na łóżku ani honey-bunny, ale rozważmy. Bardzo fajna jest ta Twoja analiza, nawiasem mówiąc.

Publikę mamy jaką mamy, nie tylko w Polsce ale i na świecie. Na przykład "Urodzonych morderców" Stone'a uznano powszechnie za pochwałę przemocy. Ja na "Pulp Fiction" nie zaśmiałem się chyba ani razu, a z Brettem sympatyzowałem. Nie przeszkadza mi to jednak wysoko ocenić filmu, którego siłą jest m.in. artyzm przegięcia. Piraci to byli bandyci i okrutnicy, a jednak powstał niejeden film, który ukazywał ich romantycznie. Tu mamy podobne zjawisko, ale przestępcy pokazani są bardziej dosłownie. Czy scenarzysta ma prawo bawić się tą konwencją? Moim zdaniem tak. Czy ta zabawa powinna wywoływać śmiech publiczności? Moim zdaniem raczej nie.

Widziałem filmy, gdzie przemocy było ZNACZNIE więcej. "Sucker Punch" i "Kick Ass", ten drugi wyjątkowo brutalny i dosłowny (a też komedia!). Nie śmiałem się, oglądając. I pierwszy uznałem za genialny, drugi za rewelacyjny. Ale żeby odebrać te filmy właściwie, trzeba przejść do porządku nad ich brutalnością i dostrzec drugie dno. Bez tego odbiór każdego z tych dzieł będzie płytki i niezgodny z zamysłem twórcy. Apologia przemocy nie była celem Olivera Stone'a.

użytkownik usunięty
_MO

Jeśli rzeczywiście się nie śmiałeś, to jesteś ewenementem.

Zakładam, że cały czas piszesz bez złośliwości, więc dziękuję za ciepłe słowo pod adresem tego streszczenia sceny. Przedstawiałem to w ten sposób w rozmowach dziesiątki razy i z reguły dostawałem jedną z dwóch odpowiedzi:

a) "Daj spokój, przecież to tylko film" (najczęściej), lub
b) "O kurde, masz rację" (ze dwa razy).

Z każdą z tych odpowiedzi mam problem. Bo po pierwsze - jestem świadom faktu, że to film. A po drugie - nawet jeśli mój rozmówca zobaczył w tej scenie to co ja, to sam z siebie nie zwrócił na to uwagi. Dopiero kiedy pokazałem mu to palcem, był w stanie to zauważyć. To prowadzi do smutnej konstatacji, że ludzie tak naprawdę nie są wrażliwi.

Odpowiadając na pytania, które sam sobie zadałeś - moje odpowiedzi do pewnego stopnia są zbieżne z Twoimi:

1. Czy publiczność powinna reagować śmiechem na te sceny? Nie powinna. Ale pamiętajmy, że podczas oglądania filmu działa forma. Zdjęcia, muzyka, nawet oświetlenie. Nawiasem mówiąc - forma u Tarantino jest wszystkim, treści praktycznie nie ma.

2. Czy Tarantino miał prawo to pokazać w ten sposób? Tu mam dylemat. Z jednej strony jestem kategorycznym przeciwnikiem nakładania kagańca cenzury na szeroko pojętą kulturę. To nie jest dobre i nigdy do niczego dobrego nie doprowadziło. Tu się chyba zgadzamy. Ale... Ale mam też cały czas w głowie myśl, że - cholera jasna - pewnych rzeczy nie powinno się pokazywać w ten sposób. Bo kultura ma moc oddziaływania: kształtuje otaczającą nas rzeczywistość, wyznacza trendy, standardy, rezonuje w świadomości społeczeństwa. I jakkolwiek nie znoszę Tarantino, to nie mogę zaprzeczyć, że wpływ na popkulturę miał. Świadczy o tym chociażby przykład filmów z "zabawną przemocą", które przytoczyłeś (widziałem tylko "Kick Ass") - można by się zastanawiać czy powstałyby, gdyby Tarantino nie przetarł im wcześniej szlaków. Nie jesteśmy w stanie tego udowodnić, ale to by było potwierdzenie wpływu reżysera na kino.

Powinienem wspomnieć o tym, co już gdzieś tutaj pisałem: nie uważam, że przeciętny wielbiciel Tarantino ma mordercze skłonności. Ale twierdzę, że oglądanie takich scen i "przymykanie na nie oka" za każdym razem czyni nas nieco mniej ludzkimi. I jeśli Tarantino miał prawo pokazać ludzką śmierć jako coś zabawnego, to publiczność powinna być na tyle świadoma, żeby to skrytykować. Tymczasem - niemal ani słowa krytyki.

Potrafię przymknąć oko na przemoc, jeśli czemuś służy, jak chociażby w "Funny Games" Hannekego (który to film, nawiasem mówiąc, stanowi kontrę dla tarantinowskiej wizji przemocy w kinie). Ale uogólniając - z reguły okrucieństwo w kinie ma jeden z dwóch celów:

1. Pokazanie zła (uwiarygodnić czarny charakter)
2. Nieść sprawiedliwość (czarny charakter powinien dostać za swoje).

W Pulp Fiction ludzkie cierpienie i śmierć nawet nie tyle niczemu nie służą, co są trywializowane - jak sam Tarantino powiedział: "to kolejna farba, którą maluję swoje płótno". To tylko element krajobrazu. Dodatkowo wplatanie potworności i śmierci w zabawne dialogi, aby odwrócić uwagę widza stanowi bardzo cyniczne zagranie, które jest dla mnie nie do przyjęcia. W innym wątku piszę trochę o empatii i o tym czemu uważam, że to co robi Tarantino jest nieakceptowalne: https://www.filmweb.pl/film/Pulp+Fiction-1994-1039/discussion/Film%2C+kt%C3%B3ry +zepsu%C5%82+kino+%28i+popkultur%C4%99%29,3240722#post_16656190

Ach - i jeszcze ostatnie zdanie: Oliver Stone na pewno nie chciał nakręcić apoteozy przemocy, co do tego nie ma dwóch zdań. Każdy, kto widział w życiu więcej filmów niż dwa to zauważy. A Tarantino? Ten facet się nawet z tym nie kryje. Otwarcie w wywiadach mówi, że przemoc na ekranie jest fajna.

(Pisane na szybko, bo muszę uciekać. Ale wrócę.)

ocenił(a) film na 9

Wygląda że nie różnimy się tak bardzo w omawianej kwestii. Więc dyskusja nie będzie długa i ognista.

Obejrzałem PF z zachwytem, choć na początku czułem dystans i niesmak. Mimo to nie sądzę, by moralnie mnie zepsuł. Jakiekolwiek, nawet drobne krzywdzenie drugiego człowieka, nadal uważam za niedopuszczalne. Ale jeśli innych ten film zepsuł, czy nawet całą popkulturę, to może faktycznie lepiej żeby nie powstał? O jednym jestem przekonany: Twardego kręgosłupa moralnego nie złamie żaden film. Miękki - być może tak.

Skoro tak mało między nami różnic, podejmę polemikę w kwestii mniej istotnej: krzywdy Bretta i jego kumpli. Obraz niewinnej ofiary, jaki przedstawiłeś, nie jest do końca prawdziwy. Chłopaki wdały się w szemrane interesy z gangsterami, pewnie chodziło o narkotyki. Samo wejście w ten świat grozi śmiercią (konkurencja!), a niewywiązanie się z umowy to już śmierć niemal pewna. Chcieli się dorobić na czyjejś krzywdzie i dostali to na co zasłużyli, albo ciut więcej. Jednak nie skończyli wypatroszeni ani w betonowych skarpetkach, a "tylko" zastrzeleni. Dalej jest podobnie. Butch zabija swego przeciwnika na ringu, ale walka była ustawiona przez gangsterów. Chłopak zastrzelony przypadkiem w samochodzie to gangsterska wtyczka. "Jesień średniowiecza" czekała pedzia nie za orientację, tylko za zgwałcenie Marcellusa. Schemat "niewinna, bezbronna ofiara i pastwiący się kat" do tego filmu nie pasuje.

Prośba na zakończenie: Napisz jak Ci się podobał "Kick Ass" i jakie było Twoim zdaniem przesłanie jego twórcy. Może powinieneś też obejrzeć "Sucker Punch"? Jestem pewny, że zobaczyłbyś w nim więcej niż typowa bezrefleksyjna publika.

użytkownik usunięty
_MO

Skoro już wymieniamy kurtuazje: Nigdy nie sądziłem, że odbędę tak rzeczową i satysfakcjonującą dyskusję na temat Pulp Fiction z kimś kto lubi ten film. Przy okazji: ta dyskusja już jest długa. Mam wrażenie, że większości typowych użytkowników zapali się w głowie lampka z napisem "TL;DR". Dzięki za to, że Ci się chciało.

Co do niewinności ofiar - można się długo domyślać i szukać w głowie usprawiedliwienia zła widocznego na ekranie. Pytanie tylko, czy ma to sens. Uważam, że powinniśmy bazować na tym, co pokazuje nam sam film, a dobudowywanie sobie w głowie narracji może doprowadzić nas do absurdów (w rodzaju: "ok, Madsen obcina ucho policjantowi, ale wśród policjantów jest duży procent sprawców przemocy domowej, więc możemy z czterdziestoprocentowym prawdopodobieństwem założyć, że ten konkretny policjant bił swoją żonę").

Wspominałem już o tym, że uważam, że Tarantino szuka tylko pretekstów do pokazywania przemocy i śmierci w "zabawny" sposób. Koronnym przykładem jest "Inglorious Basterds" - film, w którym praktycznie każde okrucieństwo i bestialstwo jest domyślnie usprawiedliwione "no bo to przecież naziści, tym to się zdecydowanie należy". Tarantino zdaje się myśleć, że jeśli bezbronny człowiek zatłuczony na śmierć kijem baseballowym jest ubrany w mundur oficera Wehrmahtu, to nikt go nie pożałuje. Szczyt cynizmu.

A co do "Kick-Ass" - podobał mi się umiarkowanie. Wcześniej czytałem pierwowzór, więc wiedziałem czego się spodziewać - typowo tarantinowska "zabawa przemocą", jednak tutaj nie trzeba dopowiadać sobie w głowie "co takiego złego zrobiła ta postać, że musiała umrzeć w ten sposób". Doceniam komiks za to, że jest bardzo "meta" i trawestuje konwencje obecne w medium od dekad (choć Millar nie jest jakimś moim guru). Przesłania bym się nie doszukiwał - to zabawa konwencją. Sam film uważam za raczej niepotrzebny (bo komiks robi to lepiej), ale tak jest ze wszystkimi właściwie ekranizacjami komiksów.

Nie wykluczam, że obejrzę Sucker Punch. Kiedyś. Aktualnie nie bardzo mam ochotę na przemoc w jakimkolwiek wydaniu. Mam przesyt i szczerze mówiąc osiągnąłem granicę mojej odporności psychicznej, stąd moja wzmożona produkcja literek na tym forum.

ocenił(a) film na 9

Lubię dyskusje, zwłaszcza te na poziomie.

Niewinność i Madsen: No nie, bez przesady. W PF nie podejrzewamy że ofiary miały coś za uszami, tylko wiemy o tym. Oczywiście rozumiem, że kara śmierci za bycie wtyczką czy ustawienie walki jest zbyt surowa.

Tarantino ogólnie: Może faktycznie jest sadystą, który w filmach realizuje swe fantazje? A może tylko celuje w gust szerokiej publiki? Pewnie starożytni Rzymianie też się śmiali, gdy na arenach gwałcono chrześcijanki, potem torturowano je, a na koniec zabijano. Przypomnę jednak w tonie usprawiedliwienia, że większość filmów Quentina to czarne komedie. Czyli gatunek filmowy, w którym śmiejemy się z tego, z czego śmiać się nie wypada. Być może Tarantino poszedł w tej dziedzinie za daleko. Ja jednak doceniłem PF mimo tego, nie dlatego.

Kick-Ass: Nie wiedziałem że ma pierwowzór. Odebrałem jako satyrę na zalew przemocy w mediach. Epatujecie nas przemocą? No to ja wam pokażę, jak wygląda epatowanie przemocą! Ty piszesz o "trawestowaniu konwencji obecnych w medium od dekad", więc chyba zrozumieliśmy film podobnie.

Sucker Punch: Nie zmuszam. Ale przemoc w tym filmie była bardzo "niewinna", bo ofiary były uzbrojone i groźne, a całość była jedną wielką przenośnią. Niezwykle zrobiony, wspaniały film z moralnym przesłaniem, pięknym jak heroizm Antygony poświęcającej życie w imię zasad. I całkowicie niezauważonym przez 99% widzów o poziomie umysłowym nastolatków.

Wydmin

To się przerzuć na Ozu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones