Pierwszą część remaku „Różowej pantery” z 2006 roku obejrzałem z wielkim bólem. Czerstwe gagi z domieszką słabego aktorstwa popychały mierną fabułę. Kiedy jednak w tv pojawiła się druga część pomyślałem naiwnie „gorzej być chyba nie może?”. Co prawda nie myliłem się - gorzej nie było, tylko tak samo jak za pierwszym razem. Druga część ze Stevem Martinem w roli Jacques Clouseau jest niemal identycznie czerstwa, miałka i nijaka jak jedynka. Clouseau w wykonaniu niezapomnianego Petera Sellersa to był ciapowaty i nierozgarnięty, ale jednocześnie przezabawny inspektor policji. Clouseau w wykonaniu Martina to, krótko mówiąc, wiejski przygłup w stroju policjanta. Zero finezji, zero polotu, zero zabawy. Zgadzam się z opinią, że Sellers nie grał Clouseau, on był Clouseau. Za to właśnie wyłączyłem ten film po około 40 minutach. Ostrzegam więc tych, którzy mają w pamięci Panterę w wykonaniu Sellersa. Możecie się srogo zawieść (znowu!). Szkoda.
Wychodząc z założenia,że zdecydowana większość kontynuacji jest zazwyczaj gorsza,niż pierwsze ich części,dziwię Ci się,iż podjąłeś się patrzenia na ten film,skoro uważasz "jedynkę" za sprawcę Twoich bólów..Hmmm.Pozdrawiam.