Rola Rickman'a jak zwykle genialna , nic dziwnego , że dostał za nią Złotego Globa...(tyle , że on powinien za każdą role dostawać nagrody) ale niestety nie wszyscy dostrzegają jego talent pośród tych wszystkich lalusiów i mięśniaków...eh...
No tak. :)
Chyba nie. Ale że spędził dużo czasu w bibliotekach i archiwach, to o to mogę się założyć. ;)
A co ma piernik do wiatraka? Ja tu piszę, z kim się nasz Maestro przyjaźnił, a ty zaraz wywlekasz taki smutny temat. :( Gwoli ścisłości, Gene Wilder zmarł z powodu powikłań wynikających z postępującej choroby Alzheimera.
Nie wiem, co ja mam z tą łyżką, ale czasami, jak myję naczynia i widzę łyżkę, to uśmiecham się delikatnie. Sam nie wiem, czemu xD
He he he. W to jestem w stanie uwierzyć, moja droga. Wszak z tymi barami i tańcami na stole sobie żartowałem, ale tak czy siak naprawdę musiał się zapoznać z danymi na temat swojej postaci, to więcej niż pewne :)
Co ma piernik do wiatraka? Ano mianowicie to, że w filmie tym, gdzie Alan i Liam grają bojowników IRA czy kogo tam, to jeden przyczynia się niechcący do śmierci drugiego, czyli Alan w filmie przeżywa Liama. A w życiu było odwrotnie. Albo weź "TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ", jak Liam w filmie traci żonę i żona Rickamana pomaga mu się z tym uporać. A potem w życiu było tak, że (jak mi wspominałaś) Liam naprawdę stracił żonę i Alan wspierał go w tym trudnym czasie. Czasami los dziwne pisze scenariusze. Często bardzo smutne. A filmowe przygody czasami stają się zapowiedzią prawdziwych faktów. Ale tak czy siak cieszę się, że Alan był takim prawdziwym przyjacielem. I pomyśleć, iż w filmach grywał często drani... A tu proszę. Nie spodziewałbym się nigdy, że człowiek grający w filmie drani i ponuraków może być nie tylko porządnym człowiekiem (w co jeszcze łatwo uwierzyć), ale do tego wesołkiem i człowiekiem mającym dystans do siebie samego?
Już ty dobrze wiesz, czemu. Po prostu pewien film ci się przypomina. Ja w każdym razie mam to samo. :D
Wiem, że żartowałeś. :D No właśnie. Im więcej o niej wiedział, tym lepiej mu było zagrać tę postać. Jak z Profesorem Snape'em. Gdy mu pani Rowling szczegółowo opowiedziała o tej postaci, to już wiedział, jak zagrać tego pana. :)
Aha. No tak. Ano, to teraz się dowiedziałeś. :)
No widzisz, moja droga. A ja mam jeszcze lepiej. Czasami, jak mam łyżeczkę w dłoni, to patrzę na nią i mówię "SZTUCIEC!" xD Na pewno wiesz, do którego filmu z naszym Maestro jest to nawiązanie? A czasami, jak myję naczynia, to nucę sobie piosenkę:
Noże stęp, łyżki łam.
Flaszki tłucz i serwety plam.
Wino mu na podłogę łej.
Bilbo będzie zły, że hej!
Owszem, żartowałem z tymi tańcami, ale za to nie żartuję, gdy powiem, iż słyszałem, że nasz Maestro nieraz się kłócił z filmowcami na temat tego, jak jego postać powinna być zagrana, ponieważ wiedział o niej o wiele więcej niż oni xD
Właśnie! Dowiedziałem się i jestem po prostu pozytywnie zaskoczony. Nie ma co gadać, ten pan był gwiazdą samą w sobie, cytując ciebie :)
Wiem, z "Alicji w Krainie Czarów". Ale pamiętaj, że w oryginale to szło: "Spoon", czyli "łyżka", co ja uważam za ukłon w stronę innego filmu z naszym kochanym Maestro. :D Fajnie. Tylko ciekawe, co mówi twoja mama, gdy to słyszy? :D
Wiem, opowiadałeś mi o tym. Ale pewnie to raczej były żartobliwe sprzeczki, takie przekomarki, bo nie wierzę, żeby nasz Maestro umiał się złościć na filmowców. :D
No, ba. :)
No wiem, mówiłaś mi o tym i muszę powiedzieć, że teoria o tym, iż jest to ukłon w kierunku naszego Maestro jest jak najbardziej sensowna i wcale nie pozbawiona sensu, a wręcz przeciwnie :) Moja mama nic nie mówi wtedy, bo ja to sobie mówię, kiedy jej nie ma w pobliżu xD
W sumie, to chyba masz rację. Nasz Maestro raczej nie był osobą kłótliwą. Pewnie więc masz rację, iż były to jeno jakieś takie drobne sprzeczki. Nawiasem mówiąc wyobrażam sobie, jak musiał się nasz Alan Rickman po cichu śmiać, gdy widział, jak ci filmowcy próbują nieudolnie oddać charakter Severusa, a on wie doskonale, jaki on powinien być, ale nie może im to powiedzieć. Wszak złożył śluby milczenia xD
Kiedyś nawet widziałam na Facebooku takie zdjęcie, gdzie ktoś z jakiejś okazji wręczył naszemu Maestro drewnianą łyżkę. Śmiem przypuszczać, że Go ten podarek nieźle rozbawił. :) Aha. :D
No, ja też to sobie wyobrażam. Musiało być tam bardzo wesoło. :D
Ha ha ha! No teraz to mnie rozwaliłaś! Naprawdę ktoś mu taki podarek złożył? Nie ma co, ludzie mają poczucie humoru :) Nie będę ukrywał, naprawdę musiał nasz Maestro się z tego równie mocno śmiać, co my teraz :)
Pewnie, że było wesoło, skoro Alan był człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru, który umiał nawet kawały robić kolegom z planu filmowego :)
No, na serio tak kiedyś było. :) No, na pewno. Ale pamiętaj, że miał poczucie humoru ogromne, więc na pewno był rozbawiony tym podarkiem. :)
Absolutnie i w rzeczy samej. :)
Dokładnie tak i coś mi mówi, że masz jak najbardziej rację w tej sprawie. Nie ma co gadać, człowiek z dystansem do samego siebie to najlepszy aktor, jaki może się trafić, jak również zarazem najlepszy kolega w pracy, pod czym na pewno się podpiszą jeszcze inni ludzie, zwłaszcza ci, którzy mają przyjemność z takimi ludźmi pracować :)
Mnie ciekawi jedno. Czy to Alan wymyślił ten żart wycięty Danielowi? Czy może on go jedynie przeprowadził? xD
A żebyś wiedział. I wiedz jeszcze jedno - kiedy inne użytkowniczki Facebooka piszą na fanowskich stronach o Panu Alanie Rickmanie, że tęsknią za Nim i że płaczą, gdy tylko oglądają jakikolwiek film z Nim, ja piszę, że również za Nim tęsknię, ale też dziękuję Bogu za to, iż dał nam tak wspaniałego człowieka i tak fantastycznego aktora, którego cały czas możemy podziwiać. :)
Nie wiem, kto był naczelnym projektodawcą tego żartu, ale pewne jest jedno - naszemu Maestro bardzo się podobał już sam plan, a co dopiero wykonanie w praktyce. :D Ciekawe, jak by zareagował, gdyby ktoś (niekoniecznie ja) zaśpiewał mu "Oczi cziorne"? :D A wracając do tego żartu, to w jakimś talk-show brytyjskim nawet nawiązali do tego dowcipu, pokazując nagranie. Nietrudno zgadnąć reakcję filmowego Mistrza Eliksirów. ;)
Pod tymi słowami Twojego autorstwa, moja droga, ja się z największą przyjemnością podpisuję :) Nic dodać, nic ująć. Drugiego takiego Maestro nie ma i nie będzie. Ale powinni nakręcić o nim serial, jak zaczynał karierę i jakie miał życie. Tylko kto by miał zagrać Alana? To dopiero jest pytanie :)
No cóż, tak czy inaczej uważam, że Alan wykazał się wielkim poczuciem humoru biorąc w tym żarcie udział. Ja naprawdę jestem pod wrażeniem, że on tak potrafił wbrew swoim kreacjom filmowym sypać żartami jak z rękawa, a także mieć dystans do samego siebie. I jeszcze coś. Talent przez duże T :)
Jako młodzieńca, to ciężko znaleźć kandydatów. Za to w roli dorosłego, to będzie nie trudne. Obstawiałabym Jeremy'ego Ironsa i Dustina Hoffmana. :)
Ja też jestem pod wrażeniem. :)
Hmmm... To są naprawdę bardzo ciekawe propozycje i w sumie nie mam nic przeciwko temu. Podoba mi się ten pomysł. Jeremy Irons wszak grał brata naszego Maestro, mógłby więc zagrać jego samego :) Pamiętaj jednak o tym, że jest on geniuszem, ale nie inżynierem xD
No cóż, nie będę ukrywał, jestem po prostu pod wielkim wrażeniem talentu naszego Maestro. Wielki człowiek o wielkiej skromności.
Chciałeś chyba powiedzieć: "geniuszem, a nie aktorem". :D Bo też kogo on by nie zagrał, to też po mistrzowsku. :)
Podpisuję się pod tym obiema łapami i ogonem Falkora, białego smoka szczęścia.
Zgadzam się z tobą, geniuszem jest on naprawdę wielkim i do tego wspaniale gra w filmach. Ciekawi mnie tylko jedno. Czy Alan i Jeremy zagrali razem w jednym filmie. Nie wiesz może, czy tak właśnie jest? :)
He he he. Jesteś naprawdę bardzo urocza z tymi swoimi porównaniami, które wprost uwielbiam. Choć nadal uważam, że Alan by się nadawał nie na Falkora, ale na Gmorka :)
Sprawdziłam kiedyś, z kim współpracował nasz Maestro, i muszę cię rozczarować, albowiem ani razu nie padło nazwsko Jeremy Irons. :)
A ja bym się założyła, że naszemu Maestro bardziej do gustu przypadłaby rola Falkora. W końcu Gmork był draniem, a nasz Maestro miał serdecznie dość grania drani, choć wyśmienicie mu wychodzili. :)
No, to niestety smutna nowina. Jak dla mnie obaj by się na ekranie doskonale dobrali do roli np. braci albo kogoś w tym stylu. Ale cóż... Los nie pozwolił im na to. Trudno... Obaj osobno też świetnie grają, przynajmniej moim zdaniem. To są po prostu mistrzowie anglojęzycznego kina :)
Wiem o tym i dlatego właśnie, że jego głos bardziej pasował do roli drani, to Gmorka powinien grać. Albo zarówno i Falkora i Gmorka. W końcu ten, co grał Falkora w "NIEKOŃCZĄCEJ SIĘ OPOWIEŚCI" grał też Gmorka i Pożeracza Skał. Znaczy jego głos, nie on sam, ale zawsze i w każdej z tych ról był przekonujący, a to się liczy :)
No tak. Taki los... "Miau! To fakt!" :)
Skoro dał radę podstawić głos zrzędliwemu i skłonneu do depresji robotowi, to mógłby dla odmiany dać radę w podstawieniu głosu postaci o wiele bardziej sympatycznej. :) "Miau! To fakt!" :)
Taki to już los, że nie wszyscy znakomici aktorzy się lubią nawzajem lub mają okazję poznać się na żywo lub pracować ze sobą. Mimo wszystko jak dla mnie zarówno Alan Rickman, jak i Jeremy Irons zasługują na największe pochwały z naszej strony. Są aktorzy, co grają, ale są aktorzy, który wręcz na ekranie stają się postaciami, które grają. Tak jest np. w przypadku Aramisa granego przez Ironsa czy też w przypadku Rasputina i innych postaci granych przez Rickmana :)
He he he. W sumie, jak tak o tym sobie pomyślę, to dochodzę do wniosku, że masz jednak rację, choć jak dla mnie on mógł grać kilka postaci naraz i dać sobie radę :)
No sama widzisz. Nawiasem mówiąc Jeremy Irons jest na swój sposób podobny nawet do Alana Rickmana i mógłby uchodzić za jego brata. Choć prawdę mówiąc bracia nie zawsze są do siebie podobni. Tak czy inaczej obaj jednak są psychicznie do siebie podobni - mianowicie obaj to gwiazdy anglojęzycznego kina, które bardzo sobie cenię :)
Ja mam więcej super pomysłów. Weź przykładowo taki: Szeryf Jurek i skryba rozmawiają, jak tu zatkać dziurę w budżecie wywołaną przez Robin Hooda. Skryba mówi wtedy:
- Mam doskonały plan. Zostań panie, tak jak Robin Hood, sławnym rabusiem. Po pierwsze będziesz miał mnóstwo kasy, zapłacisz wszystkie rachunki, a po drugie wszyscy będą chcieli spać z tobą.
Na to Szeryf, patrząc na niego z kpiną, mówi:
- Jakbym został prostytutką, to też bym miał mnóstwo kasy, zapłacił rachunki i też by wszyscy chcieli spać ze mną, ale jak nisko można upaść?
xD
I co ty na to? :)
To fakt. :) Mnie ciekawi, ile czasu zabrało twórcom "Szklanej pułapki" znalezienie aktora, który na tyle byłby podobny do naszego Maestro, że mógł zagrać brata Hansa Grubera. Bo samego "Jacka" (jak go w Niemczech nazwali) to znaleźli dość szybko, wystarczyło im pójść do Broadwayu na sztukę "Niebezpieczne związki", w której nasz Maestro grał. :)
Rany boskie, wyobraziłam to sobie i mało nie umarłam ze śmiechu. :D
A wiesz, propos sztuki "NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI". Wiesz, czego się dowiedziałem? Film z Johnem Malkovichem, gdzie ten gra podłego wicehrabiego był wzorowany nie na samej książce, ale właśnie na sztuce, w której grał Alan Rickman. Nieźle, co? John Malkovich więc wzorował się w filmie na roli Alana Rickmana.
Naprawdę aż tak cię rozbawiła ta scena? Dodaj sobie do tej wyobraźni groźną minę Szeryfa Jurka, którą on umiał zrobić, kiedy chciał z kogoś sobie zaszydzić, a jednocześnie był poirytowany xD Nawiasem mówiąc musisz przyznać, że pomysł skryby nie był taki zły, ale Szeryf Jurek miał mniej niebezpieczny sposób na zdobyciu dużej kasy, ale przynoszący mniejszą chlubę xD
I ponoć też doskonale wyszedł. To bardzo dobrze. W pewnym sensie nasz Maestro i dla pana Malkovicha okazał się nauczycielem. Ale ten wicehrabia, to on wcale nie był taki zły. Nie wiem, na jakiej podstawie uważasz, że był podły? Że niby uwodził damy? Z taką urodą, to nic dziwnego. Sam na koniec źle wyszedł, że się zakochał w tej markizie, która go wrednie wykorzystała dla swych niecnych celów.
Pamiętam to. :D No tak. Ale i tak chciał być cwany, a na koniec został wyzerowany. Ech, taki los... Co innego, jakby się było wiernym królowi i przy tym uczciwym urzędnikiem, a do tego chętnie pomagającym najbiedniejszym. :D
I ponoć też doskonale wyszedł. To bardzo dobrze. W pewnym sensie nasz Maestro i dla pana Malkovicha okazał się nauczycielem. Ale ten wicehrabia, to on wcale nie był taki zły. Nie wiem, na jakiej podstawie uważasz, że był podły? Że niby uwodził damy? Z taką urodą, to nic dziwnego. Sam na koniec źle wyszedł, że się zakochał w tej markizie, która go wrednie wykorzystała dla swych niecnych celów.
Pamiętam to. :D No tak. Ale i tak chciał być cwany, a na koniec został wyzerowany. Ech, taki los... Co innego, jakby się było wiernym królowi i przy tym uczciwym urzędnikiem, a do tego chętnie pomagającym najbiedniejszym. :D
W sumie czemu nie? Nasz Maestro mógł być zdecydowanie wzorem dla Malkovicha, zwłaszcza przy graniu wicehrabiego z "NIEBEZPIECZNYCH ZWIĄZKÓW". Ja uważam, że ten cały wicehrabia jest złym człowiekiem, bo przecież bez najmniejszych skrupułów wykorzystywał kobiety i je porzucał. Ale oczywiście możesz powiedzieć, że to nie jest zbrodnia. To jest BE, ale nie zbrodnia. Ale zobacz - on bez najmniejszego wahania uwodzi młodą mężatkę, szczęśliwą w małżeństwie, która przez romans z nim, o ile dobrze pamiętam, została zniszczona i spotkał ją publiczny ostracyzm. On doskonale wiedział, że się z nią nie zwiążę, że może zniszczyć jej życie, a nie przejął się tym ani trochę. Po prostu chciał się cieszyć życiem bez najmniejszych skrupułów i nie licząc się przy tym z faktem, że może kogoś skrzywdzić. To moim zdaniem zasługuje na potępienie. A to, że zakochał się w markizie, która go wykorzystała... No cóż... Miał własny rozum. Nie wiedział, co robi? Ona kazała mu zniszczyć kobietę, która się jej naraziła i to nawet niechcący, bo przecież ona była wybranką faceta, z którym markiza chciała być. Tylko za to miała być zniszczona, a wicehrabia przy okazji postanowił wykorzystać cnotliwą i wierną mężatkę. Wykorzystać, by ją porzucić, gdy mu się znudzi. To nie jest ZŁOOOOOO? (cytując Morta xD)
No cóż, tak czy inaczej Szeryf Jurek dostał to, na co zasłużył, choć był już bliski osiągnięcia celu. Naprawdę bliski. W końcu przekonał do siebie baronów, aby dołączyli do spisku mającego na celu zabicie Ryszarda i oddanie Jurkowi tronu. Odzyskał kasę, a nawet złapał buntowników Robin Hooda i mógł poślubić kobietę z królewskiego rodu, no i jeszcze jedno... Wieszając publicznie buntowników pokazałby, że to on tu rządzi i lud by się więcej nie buntował. A tu Robek przeżył i cóż... Nasz biedny Szeryf stracił wszystko, łącznie z życiem :)
Czy by uwodził na swój własny rachunek, czy z czyjegoś zlecenia - tak źle, a tak niedobrze. Ech, taki nieszczęsny los uwodziciela... Nie mówiąc już o losie jego "ofiar"...
Jako duch mógłby powiedzieć: "Życie nie jest fair..." :)
Wiesz, uwodziciel to jedno. Ja sam mam w sobie coś niecoś z uwodziciela, ale... Taki wicehrabia to zdecydowanie inna bajka. O wiele inna. Mianowicie taka, że on nie tylko uwodzi piękne panie, ale wykorzystuje je, bawi się nimi i ich uczuciami, a prócz tego nie liczy się z tym, co je spotka, gdy już będą przez niego porzucone albo gdy ich romans wyjdzie na jaw. Sama przyznasz, że to mało fair :)
He he he. Dokładnie tak właśnie mógłby powiedzieć duch Szeryfa Jurka :) Zgadzam się z tobą całkowicie. Bo dla niego życie naprawdę było nie fair i to nawet bardzo nie fair xD
Nawiasem mówiąc muszę powiedzieć, że obejrzałem też niedawno film "WIERNA ŻONA" z 1976 r. To też adaptacja powieści "NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI", ale ze zmienionymi nazwiskami postaci i główny nacisk nałożono na romans wicehrabiego z tytułową wierną żoną, którą gra znakomita Sylvia Kristel :)
He he he. Wyobrażam sobie, jak Duch Szeryfa Jurka wspomina swoją śmierć i mówi "To nie fair! To nie było fajne!" xD
Nawiasem mówiąc wyobrażałem sobie Alana Rickmana w roli wicehrabiego de Valmont i widzę go jako takiego... No, jakby to ująć... Takiego Tybalta po nie do końca Ciemnej Stronie Mocy xD Tak czy inaczej byłby świetny, choć John Malkovich oraz ten, co grał w "WIERNEJ ŻONIE" nie byli tacy źli. Byli genialni. Ale ciekawe by było, jakby Alan wypadł w tej roli na ekranie, zwłaszcza w scenie łóżkowej z Sylvią Kristel :)
He he he. Ja też to sobie wyobraziłem. I potem wyobraź sobie to... Szeryf Jurek przeżył i jest w domu spokojnej starości. Spotyka Robin Hooda, też już staruszka. Podchodzi do niego o balkoniku i mówi "Czekałem na tę chwilę od bardzo wielu lat...". Robek zaś pstryka palcami i powala go na tyłek i odchodzi o lasce pogwizdując sobie. Na to Szeryf "Hej! To nie fair! To nie było fajne!" xD Co ty na to? :)
Uzupełnię nieco twoje wyobrażenie i powiem, że nasz Maestro jako wicehrabia de Valmont wyglądał jak Hans Gruber, ale w odzieniu z epoki, w ktorej powstała powieść "Niebezpieczne związki". ;) Jak by wypadł? Tak samo, jak wypadł w roli Rasputina. :)
Przypomniałeś mi scenę "walki" Obi Wana-Kenobiego z Darthem Maulem w "LEGO STAR WARS". Swoją drogą, genialna scena. Ta, która przedstawiłeś, ma się rozumieć. :D
Dziękuję za uzupełnienie mojej wizji, choć ja bym sobie wyobrażał wicehrabiego de Valmont granego przez naszego Maestro jako mroczną wersję tego pułkownika Brandona, którego zagrał w "ROZWAŻNEJ I ROMANTYCZNEJ", ale twoja wersja jest chyba lepsza :) Oczywiście, że wypadłby doskonale, ale chętnie bym obejrzał nawet po angielsku Alana na scenie grającego Valmonta. Może fragmenty tego spektaklu są gdzieś na necie?
He he he. No właśnie do tej "walki" nawiązałem. Genialna scena, mówisz? xD A potem Robek by strzelił z łuku w tyłek Szeryfowi i uciekał by o lasce, a ten na wózku inwalidzkim za nim go gonił lub o balkoniku by to robił xD
W tej sztuce nasz Maestro miał zarost, a w filmie "Rozważna i romantyczna" tylko baczki, więc dlatego uzupełniłam wygląd Wicehrabiego w jego wersji. :) Tylko są zdjęcia na Facebooku, i to chyba archiwalne z Broadwayu. A samego spektaklu nie zobaczysz, nawet w necie, albowiem nikt nie nakręcił tego choćby na kamerę wideo, jako że w teatrze nie wolno ani robić zdjęć, ani kręcić filmów. To przeszkadzałoby aktorom, nie mówiąc już o innych widzach.
No. :D Pod warunkiem, że emerytowany Robek miałby jeszcze siły unieść łuk. :D
Rozumiem. No cóż, ale mimo wszystko byłoby fajnie, gdyby nakręcili teatr telewizji BBC na podstawie "NIEBEZPIECZNYCH ZWIĄZKÓW" i to oczywiście z Rickmanem w roli wicehrabiego de Valmonta. Naprawdę szkoda, że nikomu nie przyszło to do głowy. To powinien być serial ukazujący dosłownie wszystko, co jest w powieści :)
He he he. Nie bój się, już Robek by sobie poradził na emeryturze z łukiem xD Gorzej by było z ucieczką przed rozjuszonym Szeryfem. Choć gwoli ścisłości Szeryf też miałby problem ze ściganiem Robka xD
O, tak, dokładnie. :)
Szkoda, że nie można tu ściągnąć naklejek z Facebooka. Lisek o słodkim imieniu Ciastek (Biskwit) pokładający się ze śmiechu byłby najlepszą ilustracją mojej reakcji na wizję zaprezentowaną przez ciebie. :D
Ale niestety, taki serial niestety nigdy nie powstanie, a jeśli nawet, to już nie z naszym Maestro, a z jakimś jego następcą, który albo by się sprawdził, albo też zupełnie nie :)
He he he. No cóż, muszę przyznać, że mnie samego ta wizja rozbawiła. Wyobraź sobie taką parodię. Robek strzela do Szeryfa w tyłek, po czym ucieka o lasce lub balkoniku, z kolei nasz drogi stróż prawa na wózku inwalidzkim za nim goni, pomstując na niego na czym świat stoi xD