Scena rozmowy Walta Disney'a z P.L. Travers skłoniła mnie do głębszych rozmyślań. Może ze względu na osobiste przeżycia akurat ta scena zapadła mi w pamięć najbardziej. Moment kiedy Walt mówi, że dla niego takim panem Banksem jest jego ojciec, który jak sam mówi był wspaniałym człowiekiem, ale w jego głowie zawsze pierwsze skojarzenie na jego temat będzie negatywne. Chyba każdy z nas ma taką osobę, której zawsze chcieliśmy czymś zaimponować, czymś się przypodobać, żeby tylko uzyskać przez nią akceptację, zrozumienie, która powinna nam je okazywać, a jednocześnie jest osobą, która rani nas najbardziej. A co z wami? Macie swojego pana Banksa?
Ja miałam identyczna sytuacje jak P. L. Travers. Mój ojciec był alkoholikiem i to go zabiło. Nie widziałam go całe życie, ale jak chciałam się z nim spotkać wolał alkohol. To pierwszy film, który mnie tak wzruszył.
Ta rozmowa to chyba najważniejsza rzecz w tym filmie. I kwestia wybaczenia. Nawet nie ojcu a sobie.