W moim odczuciu taki film mógł nakręcić tylko mężczyzna. Wszystko kręci się wokół męskich imaginacji na temat kobiety, a ona sama w tym wszystkim pozostaje papierowa. Jest to równocześnie w pewnym sensie ciekawe jako fenomen, tylko film niezwykle mi się dłużył. Nie potrafię go dlatego ocenić, bo był nudny i ciekawy jednocześnie (jakkolwiek głupio to brzmi). I zdjęcia zapadły mi w pamięć bardzo w przeciwieństwie do fabuły.
W pewnym sensie się z Tobą zgadzam. Też nie umiem ocenić tego filmu, bo też z jednej strony nudziłem się, z drugiej strony byłem zafascynowany tą zabawą formą i byłem ciekaw dokąd mnie ten seans zaprowadzi. Po filmie równocześnie niedosyt, ale też ciągle myślami wracałem do niego, niewątpliwie wywołał u mnie emocje.
Kiedy na początku filmu narrator powiedział mniej więcej "wpierw zacznijmy od niego", łudziłem się, że w dalszej części bardziej ukazany będzie kobiecy punkt widzenia, niestety reżyser miał inną koncepcję, a może nie potrafił nadać właściwego balansu swojemu dziełu. Stąd niedosyt. Plus za muzykę (szczególnie piosenkę Freda Astaire'a) i dla Marii Bonnevie, Alex za bardzo przypominał mi Zinedine Zidane'a :)
Według mnie "Rekonstrukcję" mógł nakręcić człowiek, który doznał miłości. Miłość wżera się w życie i jest nieobliczalna. Nieobliczalność miłości została zrekonstruowana. Rozbita na detale, bo nie da się jej opisać liniową fabułą.
Nie przesadzasz? Skoro świat jest tak skonstruowany, że są na nim jedynie kobiety i mężczyźni, to rezyser biorący na warsztat miłośc między płciami musi wybrac, czy opowiedziec ją z perspektywy męzczyzny lub kobiety. Kobieta w tym filmie jest fantasmagorią, pragnieniem, obawą, niespełnieniem widzianym oczyma faceta. Mężczyzna jest tu postacia pierwszoplanową, kobieta - drugoplanową. Ot, zwykła filmowa konstrukcja.
Wypowiedz potraktuj jako obiektywną - nie jestem fanem tego filmu.