Spodziewałem się takiej tematyki w tym filmie - jakieś lukrowanie o miłości i dziewczyna, która
wielce zakochana w swoim chłopaku dawała dupy za działki. Nic dziwnego, skoro za scenariusz i
reżyserię odpowiadał Deren Aronofowsky - autor innych słabych filmów (m. in "Pi" oraz "Źródło").
Czyżby "Requiem dla snu" opierał o swoje doświadczenia z zażywania substancji, które brał przy
pozostałych produkcjach?

Zaskoczyła mnie natomiast, pozytywnie, rola pani Ellen Burstyn. Ta aktorka ma wielki talent, jej
postać była bardzo prawdziwa. Świetnie wykonała swoją pracę. Jareda Leto widziałem w
"Mr.Nobody". Cóż, w "Requeim dla snu" nie popisał się swoimi umiejętnościami. Ktoś jeszcze
polecał mi "Witamy w klubie" z jego rolą. Natomiast Jennifer Connelly spotkałem już w "Dzień, w
którym..." oraz "Mroczne miasto". O niej jedno mogę rzec - ta aktorka po prostu nie umie grać.

Muzyka bardzo dobra - wszyscy znają ten motyw, ale nie wszyscy wiedzą, skąd pochodzi. Efekty
specjalne były dość subtelne, ale nieźle wykonane.

Myślę, że "Requeim dla snu" to remake "My, dzieci z dworca zoo" (ekranizacja książki powstała już w
'81).