Przygody Robinsona Crusoe chyba każdy zna. Gość niefartem ląduje na bezludnej wyspie i stara się przeżyć czerpiąc naukę ze swoich niepowodzeń. Któregoś dnia pojawia się inny gość, który na co dzień zjada jeszcze innych gości, i w końcu zaprzyjaźnia się z Robinsonem. Przyjaźń ta ma swoje wzloty i upadki, jednak - co ważne - przewija się tu motyw religii, a raczej prób chrystianizacji Piętaszka, co skutkuje niepowodzeniem, ale Ktoś w końcu dochodzi do wniosku, że to nie wiara czyni gościa gościem. Jak to adaptacje mają w naturze, jedna wyróżnia się większym stopniem przetworzenia, druga mniejszym. Ta francuska przetworzona została dosyć mocno, ale się nie czepiam, bo ta z Piercem Brosnanem (9/10) też się różniła od książki, a wciąż była naprawdę elo. Zresztą jeśli komuś nie podobają się te różnice to niech spróbuje sam zrobić film słowo w słowo na podstawie książki i zobaczymy czy dostanie Złotego Fajfusa za wierne odwzorowanie.