To się nazywa postsynchrony i jest nadużywane w polskich filmach od dawna. Nasi dźwiękowcy jakoś nie potrafią dobrze nagrać dźwięku na planie - ale to i tak nie ma wielkiego znaczenia, bo nasi aktorzy (~ od czasów debiutu Wardejna i założenia przez Holoubka źle zrobionej sztucznej szczęki) okropnie seplenią, mamroczą i "połykają" głoski.
Czasami lepsze to niż źle nagrany dźwięk na planie, jak jest w większości współczesnych polskich filmów. Przynajmniej wszystko słychać, a że ruch ust się nie zgadza... W dubbingu też się nie zgadza.
Też mnie to razi w tym filmie, za dużo tego. W ogóle dźwiękowcy filmowi w Polsce partaczą strasznie. Muzyka za głośna, a dialogi za ciche.
Żołnierz kontrolujący autokar z koszykarkami, którego gra Cezary Pazura na pewno nie mówi swoi głosem.
Cezary Pazura na swoim youtubowym vlogu opowiadał, że kiedyś we wszystkich filmach w całości były robione postsynchrony, nawet jeszcze na początku lat 90-tych, później było tego mniej, ale nawet obecnie zdarzają się sceny do których dźwięk musi być nagrywany w studiu. Bodajże nawet Kargul w "Samych swoich" nie mówił własnym głosem, a np. pułkownikowi w "Czterech pancernych i psie" w ostatnich odcinkach zmienił się głos, gdyż aktor zmarł przed nagraniem postsynchronów do ostatnich odcinków i zastąpił go ktoś inny.