Chodzi mi głównie o to jak w książce zostało przedstawione zakończenie całej tej historii... Czy jak czytaliście też mieliście pewne wątpliwości co do ich szczęścia?
Jak myślicie czy Marianna która tyle straciła mogła jeszcze tak naprawdę pokochać Brandona tak jak na to zasługiwał?
Szczerze w książce jest to napisane tak jakby ona musiała za niego wyjść, bo inaczej się nie dało... (matka tego chciała, siostra i jej mąż) On ją tak długo kochał, ale czy to powód dla którego ona go pokochała? Ja jednak wolałabym inne zakończenie ;/
z tego co pamiętam to w książce najpierw Marianna zaczęła pułkownika szanować, chyba dopiero później zaczęła go kochać. Ale pewności nie mam, bo mi pamięć szwankuje czasem :)
Tak jak napisałaś - później zaczęła go kochać z całego serca (według książki). Sądzę, że byli szczęśliwi.
Sądzę że byli szczęśliwi. Brandon zresztą chyba długo nie pożył bo starszy był o prawie 20 lat a płeć męska słaba jest i krócej żyjąca. Poza tym wyglądał w filmie na cierpiącego (wrzody na żołądku, albo coś z wątrobą) i cały był taki jakiś marny. Willoughby zapewne otruł swoją bogatą niekochaną żonę i ożenił się w końcu z Marianną. Potem żyli długo i szczęśliwie do końca kłócąc się z Eleonorą i Edwardem kto jest bardziej Rozważny a kto bardziej Romantyczny.
Według książki: "(...) przyjaciele stwierdzili z zachwytem, że Marianna, budując jego szczęście, znalazła własne. Nigdy nie potrafiła kochać inaczej jak całym sercem i po pewnym czasie całe swe serce oddała mężowi, tak jak niegdyś panu Willoughby'emu".
Zabrakło mi choćby w ostatnich rozdziałach rozwinięcia ich wątku i mam wrażenie, że Austin potraktowała go trochę po macoszemu. Ale niewątpliwie jej zamysłem było uczynienie ich szczęśliwą parą, więc trzeba wierzyć na słowo :-)