''SEXiPIStOLS'', film o bardzo dźwięcznym tytule :), swoim
scenariuszem wykracza poza granice niedorzeczności oraz
przewidywalności, a co najważniejsze, jest
megaschematyczny! Tak patrzę na niego i się zastanawiam
dla kogo tak na prawdę jest on przeznaczony? Treścią, która
jest infantylna, pasuje jak ulał dla młodych widzów
...najmłodszych?, ale nie, raczej nie dla nich, bo po co im
serwować przemoc i takie głupoty? Już nawet nie chodzi o to,
że tą bzdurną opowieść można przewidzieć krok po kroku.
Dziś w większości tego rodzaju produkcjach niestety tak się
dzieje. Tu chodzi o sam fakt stworzenia tego ''dzieła''
dosłownie na siłę. Po jaką cholerę, bo przecież wielkich
pieniędzy z tego raczej nie było. Chyba tylko po to, aby świat
nie zapomniał nawet na chwilę o dwóch tak wyjątkowych
aktorkach hehe. Dziewczyny po prostu zrobiły sobie małą
przerwę podczas robienia zdjęć do czegoś bardziej
ambitnego?, wyskoczyły na krótkie wakacje do Meksyku?, a
tam z panami Roenningiem i Sandbergiem zmontowały
sobie na szybkiego dziecinną, durnowatą komedyjkę w
klimatach ''soczystego'' westernu :)
Wyszedł z tego tak ''zabawny'' filmik, że jeszcze mam z niego
ubaw. Naciągnięć w nim jest więcej niż w dobrym serze dziur
i absolutnie nie wypływa ze mnie żaden szowinizm!
Charaktery naszych bohaterek są tak skomplikowane jak
budowa zapałki, a ich ruchy i tok myślenia nawet żółw jest w
stanie wyprzedzić. Ogólnie prostota z najwyższej póki, ale taka
nieszkodliwa, dlatego też oglądając ten film, ma się wrażenie,
że nawet widząc te pierdoły, nie są w stanie one wyrządzić
nam żadnej krzywdy. Ja byłem osłupiały tym wszystkim w
wielu momentach, ale o dziwo mnie to nie denerwowało.
Może to właśnie dzięki tym dwóm paniom tak się stało?
Mam wrażenie, że dziewczyny, czyli Salma Hayek i Penelope
Cruz, po prostu chciały się trochę na ''starość'' powygłupiać i
przypomnieć sobie dzieciństwo? Ich gra w tym filmie jest
właśnie na poziomie podstawówki. Zresztą nie tylko ich, bo
banda pod wodzą niejakiego Jacksona jest tak nieudolna, że
brakuje nawet określenia na to co się widzi gdy się na nią
patrzy. Stado durni, którzy w mało wiarygodny i a przede
wszystkim idiotyczny sposób dają się załatwić dwóm
''laluniom''. Na dziewczynach nie ma nawet draśnięcia i ciągle
są upudrowane :)
Luc Besson! jeden ze scenarzystów, aby było zapewne
śmieszniej, wplątał w całą intrygę niejakiego Quentina
Cooka, zajmującego się rozwiązywaniem zagadek
kryminalnych. Owszem kilka razy jest zabawnie, ale to nawet
koń by się uśmiał, gdyby widział w jak marny sposób
''przyjaciółki'' rywalizują z nim na ... pocałunki. Irytować za to
może sztuczna czkawka Sary. Nie wiem czy aby ten zabieg był
tak potrzebny. Ciekawie wygląda pies Flejtuch. Żarcik taki.
Film jednak jakoś się ogląda. Nie nazwę tego jakąś wielką
przyjemnością, ale daje radę, ale przede wszystkim dzięki
formie, czyli meksykańskim klimatom, miejscowej muzyce
(chociaż nie zawsze wpada w ucho jak powinna),
przejrzystości obrazu, ostrości kolorów, czarnemu
charakterowi no i dwóm uroczym ''czarnulkom'', bo tak prawdę
mówiąc, to one miały być tu chyba wabikiem na widza :)
Jest tekst, który mnie szczerze rozbawił: ''Przecież kościół jest
otwarty zawsze i dla każdego! Owszem, ale Boga nie ma''.
Raz tą westernową komedię zobaczyłem i podziękuję,
postoję. Ujdzie ona w tłoku. 4/10 i idzie w zapomnienie.
Pozdrawiam