czyli pościg za agentem. Tyle, że w wymienionej serii mordobicie było lepiej dopracowane i było go ciut więcej. Tu pukawki częściej chodziły, czyli jakby powiedzieć bliżej realiów (w realu agenci w mordobicia się nie bawią, ew. bardzo rzadko). I podsumowując - komiks, ale sprawnie zrobiony.
Nie wiem jak reszta widzów, ale ja widzę zbyt wiele podobieństw do serii filmów o Bourn'ie. Te same ujęcia, zdjęcia, dynamika akcji...nawet sceny w centrali CIA wydają się podobne (dwóch agentów prowadzących sprawę). Kiepska replika.
Masz rację, gdybym miał jeszcze raz obejrzeć, to absolutnie serie z Bournem. Natomiast ten film odhaczyłem (nieładnie mówiąc) dla roli Denzela Washingtona by porównać, czy lepiej wypadł niż w „Bez litości” (też komiks) - wg mnie gorzej. A film choć wtórny (no cóż, zabrakło Ludluma), to dla jednego razu można obejrzeć.