Na "Przed świtem. Część 1" poszedłem do kina i nie żałuję wydanych pieniędzy na seans. Sporo ludzi twierdzi, iż jest to film, w którym nic się nie dzieję, a ja uważam, że interesująca opowieść, która trzyma w napięciu.

Faktem jest, że przez cały film obserwujemy jak Bella się zmienia, jak jej dziecko powoli ją zabija, jednak sądzę, że twórcy dobrze stworzyli ten film. Uważam, że był to specjalny zabieg, który otrzymaliśmy w przed ostatnim filmie o "Harry'm Potterze" - "Insygnia śmierci: część 1", mianowicie "Cisza przed burzą".

Zaletą jest bardzo dobra charakteryzacja bohaterki, która mizerniała w oczach. Podobnie z efektami specjalnymi: wygląd wilkołaków był bardzo dopracowany, a scena
walki przemyślana i realistyczna.

Tu także ukazało się sporo nowych twarzy. Ucieszył mnie fakt, iż angaż otrzymały dwie, jedne z moich ulubionych aktorek: MyAnna Buring oraz Maggie Grace. Fajnie, że pojawił się w filmie, choć znacznie za krótko. W zasadzie kreacje Buring było ciężko zapamiętać, gdyż wypowiedziała zaledwie dwa słowa: 'Obiecałaś" i "Przepraszamy", natomiast Maggie na chwile zaistniała na ekranie.

Film nie przebił "Zaćmienia", a nawet samego "Zmierzchu". Sądzę, że jest na nieco wyższym poziomie, niż "Księżyc w Nowiu". Oceniam go na 7/10. Polecam!