Gdyby wierzyć zapowiedziom, to ten film miał być arcydziełem. Otrzeźwienie przyszło już w pierwszej połowie projekcji, a film okazał się dobrze opakowaną i nieźle (powtarzam - nieźle!) zagraną historyjką o złej, zimnej, bezwzględnej i oczywiście genialnej lobbystce, pannie Sloane. Historyjka jest przegadana, zapewne w zamierzeniach twórców dialogami mają skrzyć się bon-motami, ale się nie skrzą. Główna bohaterka jest pozbawioną skrupułów, wyrachowaną osobą, która na drodze do wyznaczonego przez zleceniodawców celu nie waha się przed niczym. Jest to korzystne dla materii filmowej, jednak widz ani na krok nie przybliża się do fenomenu lobbingu. Może z tego powodu film w oczach widzów przepadł nawet w kolebce owego osobliwego zawodu, a polskie głosy zachwytu wydają się być nieco niezrozumiałe. Krótko mówiąc - film jest chwilami bardzo nudny, miotanie się Jessiki Chastain przywołuje na myśl grę Krystyny Jandy w "Człowieku z marmuru", suspens jest czytelny od samego początku, a wybredny widz pomyśli z nostalgią, że pewnie nigdy nie zobaczy równie znakomitego dzieła, jak "Dwunastu gniewnych ludzi". Wprawdzie nie był to film dotykający sfery lobbingu, jednak i tam, i tu chodziło o pokazanie działania mechanizmów umożliwiających zmianę przekonań i postaw, co więcej - nie poprzez przekupstwo, a działania czysto intelektualne.
Zgadzam się. Pierwsza połowa filmu jest zwyczajnie nudna. Druga część i końcówka ratuje sytuację, ale to max 5-6 na 10 co można dać. Dziwie się niektórym tutaj, że się tym filmem tak zachwycają kiedy w nim nic wielkiego nie ma.