Bardzo cenię filmy Davida Lyncha, bardzo podobało mi się "Salto" Konowickiego , również bardzo wysoko oceniam Tarkowskiego, ale "Sanatorium pod klepsydrą" uważam za kompletny bełkot. Nie znam twórczości Schulza, może gdybym zapoznał się z zbiorem opowiadań na którym został oparty film ,byłby w stanie docenić adaptację Hasa tylko czy wtedy byłby sens oglądania tego filmu przez kogokolwiek. Nie mówię ,że adaptacje \ekranizacje są złe, uważam tylko, że Has nie poradził sobie z tą adaptacją(być może, jest to wręcz niewykonalne).
Reżyseria, zdjęcia, scenografia, muzyka, aktorstwo 10\10, to było absolutne mistrzostwo.
Poczytam trochę interpretacji filmu, i może dam mu drugą szansę.
Z tym filmem to trochę tak, jak z barokiem lub... ciężkimi winami - docenienie przychodzi po pewnym czasie. Kiedy byłem nastolatkiem, lubiłem słodkie wina i chodzić do barokowego kościoła (w Siedlcach); na studiach zacząłem pić rieslingi i pogardzać barokiem. Teraz lubię reńskie, burgundy, sherry oraz sztukę baroku. "Sanatorium '..." to po prostu bogaty, barokowy film, trzeba się w nim rozsmakować.
Chciałem być jak najmilszy. Dobrze ci życzę, kochany. Czytałeś książki na podstawie których powstał ten film? :))
No, kochanieńki, widzę że nie ma co Cię przekonywać, bo i tak to zlejesz, pozdrowionka i szerokiej drogi!
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD 8=======d
Jaki, karważ, cwelu? Posrało cię, zawszony gnoju? Gość wyraził (w całkiem kulturalny sposób) swoje zdanie nie po to, by jakiś zarzygany obszczymurek go bluzgał. Nawet jeśli jakiś ogolony mięśniak obrabiał twój anus pod celą, nie daje ci to prawa do wyzywania ludzi od cweli, śmieciu.
Nie mam certyfikatu, tylko krew mnie zalewa, gdy jakaś gnida bezpodstawnie wyzywa człowieka, więc adekwatnie do tego reaguję. Zwłaszcza, że z nieznanych bliżej przyczyn inni, w tym ty, uznali za normalne nazywanie człowieka cwelem za to tylko, że nie zachwyca się waszym ulubionym filmem. A to właściwie daje mi certyfikat na takie potraktowanie gnojka o pseudonimie Sefirot, który sobie na to absolutnie zasłużył...
Jeśli analizujesz moje rzucanie mięsem, oraz ważność i autentyczność certyfikatu nań, to racz zauważyć, że używam go jedynie w skrajnych wypadkach - uzasadnionych silnym wzburzeniem.
W takim razie radzę ćwiczyć panowanie nad emocjami. Wedle zasad dyskursu, przegrywa go osoba, która zaczyna używać inwektyw i argumentum ad personam - więc nie musiałeś wcale "Sefirotowi" odpowiadać, on sam się pogrążył.
Sam się pogrążył i nadal nie ma o tym fakcie bladego pojęcia - siedzi sobie przed (większym lub mniejszym) ekranikiem, zadowolony ze swojej "ciętej riposty". Może Tobie, człowiekowi o 20 lat starszemu, łatwiej przychodzi tłumienie emocji - dla mnie jest to bardzo niezdrowe.
Gdy spełniałem (w latach 80.) zaszczytny obowiązek obrony PRL, miałem "przyjemność" poznać nieco byłych pensjonariuszy ZK (taka była tam specyficzna mieszanka mięsa armatniego) - stąd wiem z bezpośredniego źródła, że za nazwanie któregoś z nich "cwelem" skończyłoby się z kosą w bebechach, więc kilka lżejszych bluzgów ma i tak znacznie mniejszy ciężar gatunkowy.
Ale dzięki za radę.
Nie szkodzi. Tylko nie "Panuj", bośmy tu wszyscy jak równiaż z równiażem rozmawiający.
filmu jeszcze nie widziałem, ale interesuje mnie jak coś może być przerostem formy nad treścią i jednocześnie bełkotem...
Właśnie tak jest najczęściej. Jeżeli mikrą treść przekazujemy nadmierną ilością środkow, tworzy się bełkot: «pozbawiony sensu, niezrozumiały tekst lub zawiła wypowiedź» /Słownik języka polskiego PWN/.
ok, ale:
aby stwierdzić, że coś jest "przerostem formy nad treścią" nie musimy wpierw zrozumieć treści?
bo czy nazywanie czegoś bełkotem nie wynika najczęściej z niezrozumienia tekstu (treści)?
nie widzę w tym logicznej spójności.
Nie, nie musimy wpierw zrozumieć treści. Chyba, że nie potrafimy oddzielić treści od formy. Jeśli w książce popularnonaukowej np. hipoteza bran jest tłumaczona w niudolny, ale bardzo zawiły i rozwlekły sposób, to widzimy przerost formy, choć treści nadal nie rozumiemy (ja teorii bran nie rozumiem).
Tekst to forma - treść sobie z tekstu można wywieść, lub się tego, właśnie na skutek bełkotu, nie da zrobić.
"Tekst to forma - treść sobie z tekstu można wywieść"
tak, o to mi chodziło z tekstem.
teraz chciałbym cofnąć z mojego pytania słowo "najczęściej", bo moim zdaniem czasem jest to problem typu "jajko czy kura": bełkot wynika z niezrozumienia czy niezrozumienie z bełkotu.
jak i problem samego rozumienia: dla kogoś podstawowe równanie matematyczne może być proste lub trudne. dla kogoś teoria bran może być prosta lub trudna.
tylko czy w odniesieniu do sztuki jest tak samo jak w odniesieniu do np. fizyki?
na podział na formę i treść też można się inaczej zapatrywać - weźmy na to strukturalistów.
Myślę, że w sztuce różnie bywa: najczęściej na pierwszym miejscu jest forma (muzyka, poza niektórymi formami scenicznymi, abstrakcjonizm w plastyce, trochę poezja); często najważniejsza jest treść wspomagana formą (literatura, teatr i film, tzw. sztuka zaangażowana - przykładem może być Goya); najlepiej chyba jest, gdy forma współgra z treścią tak, że wzajemnie się wspierają [tu mam paradoksalny przykład... muzyczny - "Requiem" Mozarta; w dużym stopniu dotyczy to najlepszych dzieł filmowych (wtręt: w pseudointelektualnych filmach wyrafinowana forma pokrywa bełkotliwą treść)].
Bardzo mi ię spodobała ta zasada "jajko czy kura"; oba podane wzorce > bełkot wynika z niezrozumienia czy niezrozumienie z bełkotu < pasują (można tylko zamienić pytanie na spójnik "a" czy "i".
Akurat w "Sanatorium..." forma mogłaby być zastosowana do innej treści (np. jakiegoś filmu fantasy), ale też nie wyobrażam sobie innej formy do prozy Schulza.
"najlepiej chyba jest, gdy forma współgra z treścią tak, że wzajemnie się wspierają"
racja, to chyba klucz do odniesienia większego sukcesu. jednak ludzie skłonni są do nazywania filmu przerostem formy nad treścią, gdy forma jest dla nich niecodzienna/dziwna/niezrozumiała. rzadziej mówi się tak o hollywoodzkich filmach, często świetnych w formie, bo do takiej formy są przyzwyczajeni.
Zgadzam się. Sporo współczesnych filmów bazuje na efektownej formie przy schematycznej, ubogiej treści. Cóż, prawa popkultury, showbiznesu.