Główny bohater uczy studentów pisać filmowe scenariusze. Niektórym wypomina chaotyczność -
i ten sam zarzut można postawić filmowi. A może tak miało właśnie być? I film ma pokazywać, że
prawdziwe życie jest właśnie chaotyczne, przypadkowe, wręcz nudne? Jeśli tak, to się udało -
film rzeczywiście jest nudny, banalny, przewidywalny, przeciętny. Polskiego widza może
rozśmieszyć łatwość znalezienia pracy wykładowcy na uniwersytecie (pensja, mieszkanie,
samochód, nie męcząca praca na jeden telefon - i jeszcze bohater narzeka). Realia uczelniane
zupełnie nieprawdopodobne: bohater zupełnie nie wie co robić na zajęciach, zawiesza zajęcia
na dwa miesiące bo tak mu się podoba (!), niewiele znacząca rozmowa na korytarzu
uczelnianym grozi mu od razu stratą posady. A na dobitkę: poziom "wykładanej wiedzy" na
zajęciach z pisania scenariuszy jest bliski zera - a przecież była to świetna okazja do
przekazania choćby kilku ciekawych informacji na ten temat - nic z tego. Film co najwyżej klasy
C.
Pełna zgoda - typowe filmowe odcinanie kuponów, po prostu film dla miłośników hamburgerów i hot-dogów, co przecież nie jest naganne, ale też nie ma czym się chwalić.
Ten film to chyba wynik jakiejś branżowej fiksacji. No bo nie dziwi, że jakiś scenarzysta wylał swoje frustracje i niemoc na papier. Wolno mu coś takiego popełnić - z braku weny pisać o braku weny swojego bohatera, tak jak i przecież powstają czasem piosenki o pisaniu piosenek ("Teksański", Hey). Takich frustratów i scenariuszy jest pewnie masa, dziwi jednak, że ktoś to zechciał wyprodukować, a jeszcze bardziej, że obsada jest zupełnie dobra. Jakiemuś decydentowi, która lata siedzi w branży filmowej zabrakło chyba odpowiedniej perspektywy, żeby stwierdzić obiektywnie, że film jest miałki, nieciekawy i nawet tą komedia romantyczną nie jest.
Hugh gra od pewnego czasu ciągle tą samą rolę, niestety. Film bez polotu i finezji. Nie wywołał u mnie żadnych emocji.