Trafiłam na książkę z okładką filmową - sama dopasowałam sobie bohaterki - nawet pasowały:) Jednakże zmiany jakie się pojawiły w filmie trochę mnie zawiodły. Rozumiem, że nie dało się zrobić wersji książkowej w pełni.... Kolejną rzeczą, to jest brak emocji jakie wzbudzała książka - owszem - film też je wzbudza, ale bardzo płytko. Tak czy siak, gdybym nie czytała książki byłoby 8, a może nawet i 9, a tak, daję tylko 7.
Ale i tak polecam :)
Przed obejrzeniem filmu bardzo się bałam tego, że będzie ckliwy i słodki jak książka momentami i to jeszcze w tym typowym amerykańskim wydaniu... Jednak po seansie byłam pozytywnie zaskoczona. Wg mnie castingowcy/reżyser spisali się na medal jeżeli chodzi o dobór obsady! I Alicia Keys, której wcześniej nie widziałam w żadnym filmie w roli June - nawet lepsza niż ją sobie wyobrażałam. Obawiałam się czy Dakota Fanning nie będzie zbyt sztuczna, zbyt sodka lub histeryczna, umówmy się ciężko o dobrą grę dzieci/ nastolatek. Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że nie wyglądała na 14, ale 16 lat, no, ale za to gra była bez zarzutu:) A no i w roli Zacha widziałabym kogoś przystojniejszego i bardziej naturalnego:)
Jeszcze co do uwag natury "kosmetycznej": jakoś czytając książkę wydawało mi się, że te ule to będą śliczne kolorowe budki (jak u nas w Polsce) a w filmie nie dość, że to było jedno miejsce, uli ze 20 i chyba nawet nie przy domu to były to ponakładane na siebie drewniane skrzynki! Hmm, no ale chyba nad filmem czuwał jakiś specjalista od pszczelarstwa, więc pewnie w tamtych czasach po prostu takie mieli:)
Cieszę się, że wątek figury (choć mogła być nieco ładniejsza) i tego całego kultu maryjnego był zarysowany, ale raczej subtelnie. Sorry, ale w książce te opisy polewania Maryi miodem, noszenie jej ze składziku do mieszkania i pseudo-samoobsługowa komunia z ciasteczkami miodowymi śmierdziały mocno sekciarskimi groteskowymi klimatami. Jakby nie daj Boże takie sceny miały się znaleźć w filmie to.... masakra po prostu :D
Wg mnie w filmie zgrabnie zostały przedstawione wszystkie najważniejsze wątki i co ważne nie polane sosem patosowo-słodko-pierdząco-sentymentalnej, ale delikatnie i jakoś tak hmm.. nienachalnie?
Aaa i muzyki lat 60. mogło by być więcej:)