Jednego dnia obejrzałem "Match point" (doskonały film ale nie na moje nerwy;) - szukając jakiegoś innego tytułu dla rozluźnienia zupełnie przez przypadek sięgnąłem po "Sen Kasandry" (wcale nie była to ulga dla starganych nerwów :| ). Mam jednak dzięki temu bardzo świeże i bezpośrednie porównanie.. I muszę powiedzieć, że nie zgadzam się aby jeden z tych filmów był lepszy od drugiego. Oba podchodzą do podobnego tematu z zupełnie innej strony, i oba są doskonale zrealizowane. W sytuację bohaterów wczułem się zupełnie swobodnie (stąd pewnie te zszargane nerwy;). Filmy bardzo dogłębnie prześwietlają zagadnienie odpowiedzialności za własne czyny, są rodzajem ostrzeżenia, że często droga 'na skróty' wiedzie prosto do piekła. Pokazują czyn (ohydny, nieludzki, barbarzyński ale i ludzki za razem) i jego konsekwencje. Pokazują tragiczne skutki radosnego, oderwanego od rzeczywistości dogadzania własnym żądzom, podążania za impulsem - podszeptem szatana.
Musze powiedzieć, że odczułem ogromną ulgę, że to co widziałem to jedynie film (choć nie wątpię, że takie sytuacje mogą się zdarzać w realu). Oba filmy ogląda sie, przepraszam za wyrażenie - z zapartym stolcem. W pewnym momencie wiadomo, że nie da się już odwrócić dokonanego zła. Mimo, że bieg wydarzeń pozwala przewidzieć dramatyczne konsekwencje bohaterowie wybierają najgorszą, z możliwych dróg.
Zdecydowanie polecam oba filmy - nie do naśladowania oczywiście, ale być może są ludzie dla których podziałają one jak kubeł zimnej wody.